Praca szeregowego radnego dzielnicowego nie wiąże się z dużymi zarobkami. Sytuacja zmienia się częściowo, kiedy radny działa w kilku komisjach, uczestniczy w delegacjach lub zostaje wybrany do zarządu. Realnie większą dietę otrzymuje tylko przewodniczący. Stawki – przynajmniej teoretycznie – uzależnione są od aktywności radnego.
Kilka składowych
Stałą kwotę za pracę w dzielnicy otrzymują tylko członkowie zarządu. Przewodniczący zarabia 2650 złotych, jego zastępca 1325 złotych, a członek zarządu – 662 złotych. Rozliczenie jest w tym przypadku zerojedynkowe: jeśli członek zarządu nie pracował w danym miesiącu, dieta wynosi 0 złotych.
Bardziej skomplikowany jest system wynagradzania szeregowych radnych. Jak informuje Filip Szatanik z urzędu miasta, wysokość diet dochodzi do 567 złotych, przy czym do tej kwoty wlicza się udział w sesjach rady, pracę w komisjach, dodatek dla przewodniczącego komisji i dodatek za udział w pracach zespołu problemowego, np. przy odbiorze prac finansowanych ze środków dzielnicy. Za pracę w jednej komisji (co stanowi wymagane minimum) do diety wliczana jest kwota 69 złotych, za dwie lub więcej – 138 złotych.
Wszystkie składowe diety radnego uzależnione są od jego aktywności: za nieobecności kwoty są proporcjonalnie obniżane. Może się więc teoretycznie zdarzyć, że w danym miesiącu radny nie otrzyma żadnego wynagrodzenia, jeśli nie uczestniczył w pracach rady.
Czy to dużo?
– W tym systemie bardzo dobre jest to, że jeśli radny nie chodzi na sesje, otrzymuje automatycznie niższą dietę – ocenia radny Rady Dzielnicy VIII Dębniki Krzysztof Gacek. Kwestionuje przy tym wliczanie do diety dodatku za delegacje przy odbiorach prac. – Moim zdaniem po to jest się radnym, żeby chodzić na takie spotkania i nie wiem, dlaczego delegacje miałyby być dodatkowo płatne. Zwykle radny jest delegowany w sprawach, które dotyczą jego okręgu, więc tym bardziej powinno mu na tym zależeć – mówi. Gacek proponuje też uwzględnienie obecności na dyżurach w systemie rozliczania.
Na ryzyko związane ze zmienną kwotą wynagrodzenia wskazuje radny miejski Michał Drewnicki, wcześniej radny dzielnicy. – Dieta często może służyć jako środek do przekupienia radnego. W praktyce to przewodniczący wysyła radnych na dodatkowo płatne delegacje, więc wyśle w pierwszej kolejności tych, którzy są mu posłuszni. Takie są niestety patologie w radach dzielnic – mówi.
– Ludzie często myślą, że radni dzielnicowi mają wysokie diety. Jeśli ktoś się angażuje, uczestniczy w pracach komisji i delegacjach, to 567 złotych nie jest wygórowaną kwotą – komentuje Drewnicki. – Wszystko zależy od tego, czy radny chce działać czy nie. Czasem wystarczy dwie godziny w miesiącu, żeby dostać dietę, ale są też radni, którzy poświęcają dwie godziny prawie codziennie – podsumowuje.