Aleksandra Owca: Chciałabym, by praca radnego była zawodowa

O wyzwaniach, które stoją przed radą miasta, największych bolączkach Krakowa, a także o pomyśle na usprawnienie pracy radnych mówi Aleksandra Owca, polityczka partii Razem

LoveKraków.pl: Jest Pani jedną z najbardziej aktywnych radnych w tej kadencji, z punktu widzenia ilości wystąpień podczas sesji rady miasta i uczestnictwa w komisjach. Jak ocenia pani te pół roku pracy?

Aleksandra Owca, radna partii Razem: Bardzo ciekawie i bardzo intensywnie. Na pewno uważam, że powinna być to pełno etatowa praca. Wtedy więcej radnych miałoby możliwość w pełni się zaangażować, uczestniczyć w większej liczbie komisji. Nie byłoby tego oporu przed podjęciem pracy w radzie miasta przez ludzi, którzy na przykład pracują na etat, pracują w korporacjach. Mam wrażenie, że w tym momencie to jest duży problem w całej Polsce. Moi koledzy i koleżanki ze Szczecina proponowali ostatnio ustawę o zawodowych radnych, więc to jest na pewno coś, co myślę, że powinniśmy podjąć na poziomie centralnym. Prawda jest taka, że to jest bardzo dużo pracy i jest bardzo dużo radnych, którzy są już kolejną kadencję. Jedyną metodą na to, żeby elastycznie to połączyć jest albo samozatrudnienie, albo etaty po prostu polityczne w partiach, czy jakieś w spółkach z nadania partyjnego. A jak wiemy, to są bardzo korupcjogenne zachowania i obszary, gdzie pojawia się po prostu dużo patologii politycznych, które nie powinny mieć miejsca.

Czy ten pomysł mógłby przyjąć się wśród krakowskich radnych?

Nie wiem, czy przyjąłby się z zadowoleniem. Wiem, że teraz jest dużo nowych radnych, którzy mają z tym problem [łączeniem pracy zawodowej z działalnością w radzie miasta- przyp. red.], którzy na pewno by przyklasnęli temu pomysłowi. Chodzi o to, żeby wykluczyć sytuację, w których pracodawcy po prostu natychmiast po wyborach dają wypowiedzenie. Praca w radzie jest czasochłonna, nawet jeżeli wykonuje się ją w wersji minimum (co uważam, że nie powinno mieć tak naprawdę miejsca). Nie jest nas aż tak wielu, żeby się tak wielkim miastem zajmować i wszystko ogarniać. Zgodnie z prawem Rada Miasta musi wyrazić zgodę na zwolnienie z pracy radnego i już nawet w tej kadencji głosowaliśmy jedną taką sprawę: praktycznie tuż po wyborach, jednej z radnych pracodawca złożył wypowiedzenie. Chcemy po prostu wykluczyć takie sytuacje. Myślę, że zarówno pracodawcy, którzy mają pracowników, sami radni, którzy nie są na wieloletnich politycznych etatach, jak i społeczeństwo na pewno na tym by zyskali. Chcemy, aby misję, którą powierza nam społeczeństwo sprofesjonalizować. W tym momencie to nie jest tylko kwestia pieniędzy, a przede wszystkim ubezpieczenia zdrowotnego.

Pani byłaby gotowa zrezygnować z pracy zawodowej na rzecz pełnowymiarowego działania w radzie miasta?

Tak. Myślę, że wtedy byłabym się w stanie lepiej skupić. To jest poświęcenie. Kocham też prawo, ale przez wiele lat, zanim uzyskałam pełną uprawnienia zawodowe, już pracowałam pro bono dla organizacji pozarządowych. Myślę, że tego na pewno bym nie rezygnowała. To bym mogła robić dalej tak, jak robię dotychczas.

Chciałabym skupić swoją całą energię na tym, do czego zostałam wybrana.

Co do tej pory, Pani zdaniem, najważniejszego, udało się zrobić, przegłosować na radzie miasta?

To jest bardzo trudne pytanie. Mam wrażenia po tym pierwszym okresie pracy, że bardzo duża część rzeczy to są kierunki, a nie realne zmiany. Mam wrażenie, że bardzo dużo uchwał, które są niekierunkowe i nie są rezolucjami, to są uchwały prezydenckie. I są one są po prostu bezpośrednią kontynuacją polityki poprzedniej władzy. Np. jest to przenoszenie pewnych rzeczy w budżecie, gdzie po prostu czasami to się wydaje, że to są drobiazgi, a jest to tak naprawdę ściąganie finansowań z miliardowych inwestycji. Natomiast mamy bardzo dużo ważnych uchwał kierunkowych i dużo ważnych rezolucji.

Jakieś przykłady?

Składaliśmy między innymi rezolucję do rządu, która jest bardzo ważna w kontekście tego, co się ostatnio wydarzyło – stwierdzenie przez wojewodę nieważności naszej uchwały o użytku na Zakrzówku. Z inicjatywy Łukasza Maślony wyszliśmy jako klub radnych „Kraków dla Mieszkańców” z projektem uchwały rezolucji do rządu, aby Skarb Państwa na poziomie krajowym zabezpieczył finanse na ewentualne odszkodowania za ustanawianie form ochrony przyrody.

Kolejnym przykładem może być inicjatywa Łukasza Gibały, która wywołała bardzo dużo kontrowersji na radzie miasta, natomiast w efekcie została jednogłośnie przegłosowana. Była uchwała, która de facto powstała na kanwie współfinansowania przez Kraków wydarzenia Campus Polska Przyszłości. To jest też ważne, żeby w radzie miasta pojawiały się głosy, które sygnalizują prezydentowi i władzy wykonawczej, że pewne zachowania nie są dla mieszkanek i mieszkańców akceptowalne.

Widać było, że wiele osób jest tego niezadowolonych, że nawet wyborcy Aleksandra Miszalskiego mają poczucie, że to nie jest to, za czym głosowali. Sam fakt, że również Platforma Obywatelska zagłosowała za tą uchwałą, w efekcie po jednej poprawce, świadczy o tym, że coś jest nie tak.

Mówiąc o Campusie Przyszłości i o tym, że miasto sfinansowało w jakiejś części jego organizacje, przechodzimy do problemu budżetu Krakowa, który nie jest w najlepszy stanie. Jak można poprawić sytuację finansową stolicy Małopolski, w Pani ocenie? Na czym trzeba zaoszczędzić, a na co trzeba znaleźć środki w pierwszej kolejności?

To jest bardzo trudne pytanie z kilku powodów. Od wyborów jeszcze częściej niż w kampanii rozmawiam z mieszkańcami, dlatego że po prostu ludzie w tym momencie mają uzasadnione oczekiwania, że mogę coś więcej zrobić. I ich problemy związane z tym, co miasto finansuje, a co nie, rozkładają się na dwie kategorie.  Pierwsza z nich to są jakieś inicjatywy, na które potrzebują pieniędzy, są związane z ochroną zdrowia, z pomocą społeczną, z kulturą. Druga kategoria to są rzeczy absolutnie podstawowe, Skandaliczną sprawą jest to, że w ogóle ktokolwiek może się o to prosić. To są na przykład schody przy kładce na Żabiniec, które są niedostosowane do osób z niepełnosprawnościami, których dalej nie ma w budżecie. Tam w zimie nawet osoby, które mają pełną sprawność ruchową, mają problem, żeby się przedostać z Żabińca na plac Imbramowski. Uważam, że to jest po prostu skandaliczne - projekt, który od wielu lat jest na tapecie, jest po prostu ignorowany.

Natomiast ja na pewno będę walczyła o te schody na poziomie budżetu, dlatego że uważam, że to jest miejsce, które pokazuje absolutną nieudolność miasta. To są te problemy zgłoszone przez mieszkańców. To jest czasami kwestia drogi dojazdowej do kilku posesji, którą miasto nie tyle nie chce wyremontować, tylko nawet nie chce uregulować jej stanu prawnego, co byłoby tak naprawdę polegało na spotkaniu się z mieszkańcami i wypracowaniu jakiegoś kompromisu. To nie są duże kwoty. To jest po prostu kwestia chciejstwa, a nie tego, że mamy wielkie krakowskie „nie da się”.

Musimy, moim zdaniem, przypominać panu prezydentowi Miszalskiemu o tym, co bardzo głośno mówił w kampanii, że jego przynależność do Platformy Obywatelskiej, która w tym momencie jest partia rządzącą w kraju, będzie miała wpływ na to, że „będzie wiedział, do kogo zadzwonić”.

Pan prezydent Miszalski miał reklamę w trakcie kampanii dotyczącą tego, jakie środki załatwi z KPO i jak to Kraków się przez nie będzie rozwijał. Teraz na nas spoczywa odpowiedzialność zapytania prezydenta, gdzie są te środki, na co zostaną wydane i kiedy je dostaniemy.

Pracuje Pani w siedmiu komisjach rady miasta. Przed którą z nich stoją największe wyzwania?

W ostatnim czasie musiałam zrezygnować z udziału w komisji praworządności, bo nie mieściła mi się po prostu w kalendarzu.

Natomiast dopisałam się do komisji planowania przestrzennego. Mogę powiedzieć, że jest to komisja, przed którą stoją największe wyzwania i dla mnie personalnie jest ona bardzo ciekawa, jest bardzo wymagająca, bardzo łatwo coś na niej przeoczyć, więc wymaga naprawdę dużo skupienia, uwagi i słuchania różnych ludzi i czytania map. Natomiast to są rzeczy, które są bardzo ważne na wielu obszarach, dlatego że nawet jeżeli teraz pracujemy nad punktowymi, miejscowymi planami zagospodarowania

przestrzennego, no to trzeba mieć świadomość, że plan urzędu w tym momencie jest taki, że na podstawie tych uchwalonych głównie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego będą tworzone zręby planu ogólnego.

Drugą, ważną dla mnie jest komisja kultury. Wynika to w dużej mierze z tego, że w Krakowie mamy naprawdę niewiarygodne, bogate, różnorodne, oddolne życie artystyczne. Mamy tyle wspaniałych twórczyń i twórców, tyle wspaniałych inicjatyw, o których na co dzień być może wiele osób nie słyszy, albo nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo są oddolne.

Ich obecność tak naprawdę na każdej jednej komisji kultury, to jest trochę otwieranie się na zupełnie nowe rzeczy, bo nawet jeżeli się słyszało o, czy zna się nawet dobrze pewną inicjatywę, no to często nie wie się, jakie ma problemy organizacyjne, często finansowe.

Jest Pani najmłodszą kobietą w Radzie Miejskiej. Jak została Pani przyjęta przez starszych kolegów i koleżanek z dłuższym doświadczeniem pracy w radzie miasta?

Bardzo dobrze, w ogóle nie narzekam. Tak ustawiłam swoje życie, że rada miasta jest moim jakimś tam krokiem w tym kierunku, który chcę w moim życiu realizować. To nie jest hobby po godzinach. Nie zostałam na siłę wciśnięta na listy, nie dostałam się przypadkiem z ósmego miejsca nie wiadomo, gdzie. Jest przed nami bardzo, bardzo dużo pracy i możemy oczywiście wszyscy się prześlizgnąć i głosować tak jak nam się powie, ale wtedy inne rzeczy się prześlizgną również przez nas. I każda komisja, na której się nie doczyta rzeczy, każde głosowanie, którego się sobie nie przemyśli, każdy temat, którego się nie zdąży nawet przeanalizować na tyle, żeby mieć rozsądne pytania do wnioskodawców, to strata okazji dowiedzenia się, o czym tak naprawdę decydujemy.

Jaka atmosfera panuje wśród radnych nowej kadencji?

Myślę, że bardzo pozytywnie ją oceniam. Oczywiście często się nie zgadzamy, natomiast to nie jest klub dyskusyjny, tylko to jest miejsce, gdzie z samego założenia są ludzie, którzy reprezentują inne poglądy. I myślę, że jak na razie jest całkiem kulturalnie, wszyscy są w miarę dla siebie uprzejmi, nawet jak czasami złośliwi. Tych złośliwości czasami więcej, czasami mniej. Ja się osobiście czuję dobrze, jest na pewno ciekawie.