Andrzej Kulig: Można powiedzieć, że ciąży nad nami Wawel

Andrzej Kulig, zastępca prezydenta Krakowa ds. polityki społecznej, kultury i promocji miasta fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Centrum literatury, problemy z przebudową Bunkra Sztuki, komercyjny sukces Teatru Variete i przejęcie przez miasto Muzeum Armii Krajowej. To tylko niektóre tematy, które poruszyliśmy w rozmowie z Andrzejem Kuligiem, wiceprezydentem Krakowa.

Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Co do tej pory zrobił pan dla tej naszej krakowskiej kultury?

Andrzej Kulig, zastępca prezydenta Krakowa ds. polityki społecznej, kultury i promocji miasta: To niezwykle trudne oceniać się samemu. Wydaje mi się, że pewne rzeczy, które były ważne, udało mi się załatwić możliwie przyzwoicie. Nareszcie została zamknięta kwestia nowej siedziby Muzeum Historii Fotografii, co jest dla mnie bardzo ważne. Do tej pory było to miejsce dosyć opłakane. Ruszy remont siedziby przy ul. Józefitów, jak i nowego nabytku dla tej instytucji, czyli obiektu przy ul. Rakowickiej. Udało się nam też zmienić nieco kształt niektórych festiwali. Już tegoroczna edycja festiwalu Misteria Paschalia pokazała, że zmienił się sposób patrzenia na ten festiwal. Spróbowaliśmy wyjść z pewnego „zaklętego kręgu” wykonawców i  popatrzeć spoza naszych polskich realiów na wykonawstwo. Mam tu na myśli spojrzenie dyrektora artystycznego, który jest spoza krakowskiego czy polskiego środowiska. W tym roku był to Vincent Dumestre z Francji, w przyszłym John Butt. Pokazuje to, że weszliśmy na dobrą ścieżkę i jest ona obiecująca. Kolejny festiwal, który wszedł na zupełnie inne orbity artystyczne to Sacrum Profanum.

W tym przypadku zaszły duże zmiany.

Tak i myślę, że są one pozytywne i na przyszłość lepiej pozycjonujące ten festiwal. Nie będzie gonitwy, poszukiwania pewnego raptownego zmieniania frontu i sięgania po różne obszary – trochę na próbę, trochę dla skosztowania. Poza tym jest szereg decyzji zarządczych, które w przyszłości zaowocują. Mówię tu głównie o powstaniu nowej instytucji - Biblioteki Kraków, bardzo potrzebnej skądinąd. Mamy teraz czas konsolidacji tej jednostki, pomimo tego że pracownicy nosili te same tytuły, tak naprawdę w każdej z czterech bibliotek spojrzenie na jej funkcjonowanie było inne. Chcemy ten rok potraktować jako pilotażowy, ale już z pewnymi stałymi trendami. Zobaczymy, jak to się uda i czy pójdzie w dobrym  kierunku.

A jaki jest Kraków, jeśli chodzi o kulturę? Jest zapatrzony w siebie i nie ma dystansu do tego, co się dzieje? Uważamy, że tu dzieją się rzeczy najlepsze?

Czasy współczesne nie są złotą erą w dziejach kultury.

Dlaczego pan tak uważa?

Wielka kultura wymaga namysłu i refleksji, wejrzenia w siebie. Żyjemy w dobie krótkich, szybkich, spłyconych komentarzy. Odnoszę wrażenie, że również sztuka żyje tym stosunkowo błyskotliwym, ale jednak krótkotrwałym efektem. Podskórnie ludzie to odczuwają i przyciąga ich dzisiaj pewna stałość, trwałość z poprzednich lat – stąd umiłowanie do zabytków, zdarzeń z przeszłości, które charakteryzują się jednak pewną już ustabilizowaną pozycją w społecznej świadomości. Mam nadzieję, że wyjdziemy z kryzysu – pewnie z jakimś sukcesem, bo każdy kryzys jest twórczy. Z takiego punktu widzenia w naszym mieście nie jest aż tak źle, natomiast ważne jest to, żeby miasto jako organizm wiedziało, jak w tej sytuacji się zachowywać. To są zadania związane z budowaniem strategii kultury. Powinniśmy umieć stworzyć dobre warunki dla tego, co wartościowe, ponieważ z racji wyjątkowej pozycji jako miasta, które - dzięki zrządzeniu losu - jest kolebką nienaruszonego dziedzictwa, jesteśmy nastawieni na hołubienie dokonań przeszłości. Można nawet powiedzieć, że Wawel nad nami ciąży. Z jednej strony to coś wskazującego na historyczną ciągłość, a z drugiej strony coś onieśmielającego. Coś, co zawsze nieco paraliżująco wpływa na innych. Nie jest to dzieło przypadku, że młodzi twórcy francuscy, paryscy, wychodzili z dzielnic mieszczańskich, przenosili się w nowe, nieodkryte wcześniej dzielnice, bo ich klimat nie był kamieniem młyńskim u szyi. W przypadku naszego miasta trudno mówić o czymś takim, ale powinniśmy sprzyjać podobnym działaniom. Trochę twórczych środowisk, myślących po nowemu, oderwanych od tego całego zaplecza jest tutaj. Musimy stworzyć im warunki rozwoju, ale jak zawsze pojawia się problem – liczba zasobów, jakimi dysponuje miasto, jest ograniczona. Zawsze tak będzie. Dobrze byłoby zatem, żeby te środki dały właściwym osobom szansę.

Wróćmy na chwilę do festiwali. Czy Kraków jest miastem festiwali? I czy - skoro jesteśmy przy młodych twórcach – dla nich byłoby przy takich wydarzeniach miejsce?

Dobrze, że Kraków jest miastem festiwali, co jest poza dyskusją. Kiedyś były takimi wyizolowanymi fajerwerkami, grupą pojedynczych zdarzeń, powiązanych jakąś nicią przewodnią. Dzisiaj zmieniają swój kształt, starają się jakoś zakorzeniać. Pojawiają się seminaria, warsztaty, spotkania z twórcami. Sprawia to, że uczestnicy mogą obserwować cały proces twórczy, mogą się inspirować tym procesem również inni twórcy. To bardzo ważne, a z tego punktu widzenia festiwale są potrzebne dla naszego krakowskiego środowiska twórczego, ponieważ są takim punktem odniesienia. Dlatego mówiłem o festiwalu Misteria Paschalia, dobrym przykładem jest też Opera Rara. Festiwal Conrada czy Boska Komedia – one wszystkie są budowane na zasadzie, żeby dokonywać wymiany doświadczeń, krzyżować się, a nie zamykać we własnym środowisku. Z tym wiąże się zarzut, który często słyszę. Chodzi o to, że otwieramy się w ten sposób, że sprowadzamy przedsięwzięcia spoza Krakowa, ale jeżeli mamy zapewnić tę wymianę myśli, nie możemy wymieniać się między sobą, bo dobrze się znamy. W tym pewnie jest ukryty zarzut, że nie stwarzamy forum dla krakowskich artystów.

A są jakieś plany, żeby takie forum stworzyć?

W tym roku tworzymy Przegląd Krakowskiej Twórczości Plastycznej, który będzie miał miejsce na placu Szczepańskim, Plantach, w Bunkrze Sztuki i Pałacu Sztuki, na Alei Róż czy Rynku Podgórskim. Artyści będą mogli prezentować swoje prace z ostatnich lat przez dłuższy okres. Zbiegnie się to z terminem sesji UNESCO.

Czy to wystarczy, żeby skończyły się wspomniane zarzuty?

Nie. Myślę, że to pokazuje nam pewien kierunek. Drugim otwarciem jest Giełda Teatralna dla twórców, którzy mogą oraz potrafią swoją sztuką i propozycjami zaciekawić teatry instytucjonalne. Będziemy chcieli zatem wybrane spektakle czy inne wydarzenia artystyczne współfinansować, aby stworzyć możliwość ekspresji tym „wolnym strzelcom”, którzy z różnych względów nie mieszczą się dziś w realiach teatralnych. Zależy nam ponadto na organizacji na przełomie roku w Centrum Kongresowym ICE Kraków dużego przeglądu zespołów chóralnych, które cieszą się sporą popularnością, ale nie mają możliwości występowania dla szerszej publiczności. Myślimy o zrobieniu konkursu pieśni chóralnej. Ważne są też stypendia twórcze, w tym roku było ponad 200 wniosków. Miasto stara się na różne sposoby realizować swój mecenat artystyczny.

Przejdźmy do Bunkra Sztuki. Co z tym remontem? Bunkier ma również zostać wpisany na listę zabytków?

To bardzo trudne pytanie. Mam mieszane uczucia co do sposobu procedowania sprawy przez kierownictwo Bunkra Sztuki. Bez wątpienia, dyrektor Ziółkowska pokazała swoją kompetencję w programowaniu działalności galerii, bo na nowo odżyła. Bunkier stał się znów ważnym miejscem na mapie galeryjnej Krakowa, natomiast jeśli chodzi o proces inwestycyjny, nie ukrywam, że mam zastrzeżenia. Z prostego powodu. Kwestią remontu należało się zająć już dawno, pani dyrektor przeprowadziła bardzo trudny konkurs i wybór laureata był świetny, odpowiadający na to wyzwanie, o którym pani powiedziała.

Chodzi o wpis na listę zabytków?

Tak, ponieważ projekt pracowni Roberta Koniecznego KWK Promes nie zakładał deformacji bryły budynku. Natomiast późniejsze rozmowy z projektantem skończyły się fiaskiem z wielu powodów. Warunki stawiane przez niego były nie do utrzymania, ponieważ naruszały prawo zamówień publicznych. Były to między innymi kwestie dotyczące kar umownych z tytułu niewykonania umowy czy braku ustalenia terminu oddania tego projektu, więc, po długotrwałych i burzliwych rozmowach, ostatecznie jesienią 2016 roku pani dyrektor zdecydowała się na zorganizowanie postępowania przetargowego. Muszę powiedzieć, że sprawa szła bardzo opornie. I dopiero teraz przetarg będzie ogłaszany. Wynika to trochę z różnych kwestii związanych z przesunięciem środków w budżecie. Niemniej jednak zauważam brak dynamizmu po stronie dyrekcji, co mnie niepokoi. Szczególnie, że koszty modernizacji będą znaczne i jedyne środki wchodzące tutaj w rachubę to środki Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Ale żeby je uzyskać, trzeba mieć gotowy projekt z pozwoleniem na budowę, a to ciągle pociąg, który raczej nam się oddala, niż przybliża.

Wiele osób bardziej zaniepokoił fakt, że sprzed Bunkra zniknie kawiarnia.

Jeśli mam być szczery, to mnie nie martwi. Kawiarnia jest co prawda fajnym miejscem do spotkań, ale jest brzydka, nieestetyczna. Pamiętam czasy, kiedy jej nie było, a fasada budynku była odsłonięta. Już od czasów dzieciństwa była dla mnie z wielu względów inspirująca, ponieważ oglądałem ją niemal codziennie, maszerując, jako dziecko czy nastolatek, przez Planty. Osobiście nie uważam, że funkcjonowanie kawiarni będzie najważniejszym punktem odniesienia przy ocenie remontu gmachu Galerii.

Chyba czasami jest to jednak postrzegane w odwrotnych proporcjach.

Jednak to kawiarnia jest dla galerii, a nie galeria dla kawiarni.

A co z Teatrem Variete? Mamy już teatr muzyczny z prawdziwego zdarzenia czy jeszcze musimy poczekać?

Moim zdaniem to się rozkręca. Przybywa spektakli, co jest pozytywne i nie ukrywam, że Variete jest przedmiotem moich częstych rozmów z jego dyrektorem – panem Januszem Szydłowskim. Dostrzegam pewne zmiany na lepsze i uważam, że na przykład spektakl „Variete Film Show” jest godny polecenia i spotyka się z pozytywnymi opiniami. Zresztą sam teatr uzyskał nagrody teatralne i myślę, że jeśli taki młody teatr jest dostrzegany już teraz, staje się to dla nas ważnym sygnałem. Jeśli chodzi o „Legalną Blondynkę”, to natomiast przykład rewelacyjnego sukcesu frekwencyjnego! Przecież na bilety na ten spektakl są już zapisy półtora roku do przodu.

Czyli komercyjny sukces już jest.

Tak. I jest to obraz zapotrzebowania na dobrą sztukę. Idzie to w dobrym kierunku, bo Teatr Variete nie ma problemów z frekwencją i szybko zdobył swoją publiczność. Aktorzy chętnie w nim grają, a już niedługo spektakl „Powróćmy do tamtych lat”, przypominający twórczość Mariana Hemara. To zapomniany nieco autor, który genialnie posługiwał się językiem polskim i dobrze się stało, żeby ta polszczyzna pojawiła się w takim lekkim wydaniu. Co ważne, grają tam typowo krakowscy i lubiani aktorzy. Dlatego dobrze połączyć lekki repertuar rewiowy z wysokim poziomem artystycznym.

A co odpowie pan tym, którzy mówią, że taki teatr powinno się robić za prywatne pieniądze?

Myślę, że poza Warszawą nie ma jeszcze w Polsce miasta, które pozwoliłoby sobie na tego typu teatr w rękach prywatnych.

Pojawiały się również kwestie nieprzystosowania budynku przy ul. Grzegórzeckiej do potrzeb teatru czy ciągłe dotacje z miejskiego budżetu.

Jak się porówna dotacje Variete i innych miejskich teatrów, tutaj nie ma jakiegoś szaleństwa. To znaczy, że są to niskie dotacje, tymczasem koszty spektakli są często dużo wyższe, ponieważ trzeba przystosowywać na polskie potrzeby teksty obcojęzyczne. Poza wyjątkami z okresu międzywojennego nie mamy dobrych przykładów teatru rewiowego, wiec trzeba sięgać do zasobów obcojęzycznych, na dodatek tłumaczonych. Trzeba uzyskiwać licencje, prowadzić rozmowy z autorami tych praw często za pośrednictwem agentów, co często dużo kosztuje. Jeżeli mamy jednak zapewnić sztukę rewiową na dobrym poziomie, trzeba w to pójść. Szczerze mówiąc, oczekiwałbym od naszych teatrów, żeby w ramach tej dotacji, którą otrzymują, potrafiły dać z siebie trochę więcej społecznie.

Czyli co konkretnie?

Żeby potrafiły zaprosić seniorów, osoby niepełnosprawne czy to na próbę generalną, czy spektakl. Chodzi o podzielenie się nie tylko z tymi uprzywilejowanymi, którzy kupili bilet, ale i tymi, których na to nie stać, a chcieliby uczestniczyć w takiej sztuce przez duże „S”.

Do tej pory tak nie było?

Nie, chcę powiedzieć, że Teatr Variete i Teatr Ludowy to przykłady, gdzie coś takiego ma miejsce. Wolałbym, żeby była to rutynowa akcja robiona przez wszystkie teatry. Mam żal, że w dzisiejszych czasach, w których istnieje szereg innych mediów, pozwalających uczestniczyć również w sztuce teatralnej, nie są one wykorzystywane. Za niewielką opłatą można organizować transmisję internetową. Telewizory plazmowe dają taką możliwość i za ich pomocą można uczestniczyć w tych spektaklach teatralnych. Z tego co wiem, niektóre krakowskie teatry mają taką możliwość i mogłyby umożliwić uczestnictwo w spektaklach, nawet za niewielką odpłatnością, tym, którzy z racji wieku czy niepełnosprawności nie mogą się na nich pojawić.

Wspominał pan o Bibliotece Kraków. Przy ul. Krakowskiej 29 powstaje nowa siedziba, w której pojawią się m.in. pokoje poetów. W związku z tym wypłynęła kwestia kupna przez miasto mieszkania Czesława Miłosza.

Chciałbym skorzystać z okazji i sprostować informację, która nieraz pojawiała się w krakowskich mediach, że najpierw Miłosz dostał mieszkanie od miasta, a teraz miasto je odkupuje. To nieprawda, ponieważ poeta kupił to mieszkanie. W związku z tym miasto złożyło ofertę kupna spadkobiercom poety. Chcemy odkupić to mieszkanie. Jest problem z ostatecznym ustaleniem praw spadkowych. Należy dodać, że o ile prawa spadkowe po Czesławie Miłoszu zostały już przekazane Antoniemu Miłoszowi, to nadal nie zakończyła się kwestia praw spadkowych po jego żonie Carol Miłosz. Dopóki to nie jest zrobione, my nie możemy kupić mieszkania. Chcemy zawrzeć umowę, która pokaże już na tym etapie nasze zaangażowanie w wynajem tego miejsca wraz z opłatami, abyśmy mogli stworzyć tam pokój rezydencyjny i zadbać o to mienie, które tam się znajduje.

Skoro już przy literaturze jesteśmy. Wspominał pan kiedyś, że w Krakowie mogłoby powstać centrum literatury.

Miało już miejsce spotkanie u pana prezydenta Majchrowskiego Rady Honorowej Miasta Literatury UNESCO. Pomysł został poparty. Chodzi o stworzenie miejsca, które mogłoby być centrum festiwalowym dla literackich festiwali w Krakowie – a jak wiemy jest ich sporo. Poza festiwalem Conrada czy Miłosza są jeszcze branżowe, np. literatury dziecięcej. Myślimy również o miejscach spotkań literackich, dyskusjach poetyckich i wreszcie o czymś, co jest ważne w mieście, które chlubi się swoim dziedzictwem. Byłyby to miejsca, w których moglibyśmy przechowywać, udostępniać i upubliczniać dorobek krakowskich literatów – pisarzy i poetów. Niektórzy z nich są trochę zapomniani przez to, że mija na nich moda. Stworzenie takiego – jak to pani powiedziała – centrum literatury, byłoby dla nas ważne.

Jest ono potrzebne?

Mamy koncepcję Składu Solnego, ale pojawia się problem z tym, że budynek jest mało reprezentatywny i poddany ochronie konserwatorskiej. To konserwator zgodził się na pewne daleko idące przetworzenia, jeśli chodzi o tę bryłę. Myślę, że to kierunek, który otwiera nam dyskusję na temat wykorzystania tego miejsca. Nie ukrywam, że dużym walorem obiektu jest jego lokalizacja. Znajduje się po drugiej stronie Wisły i mogłoby to być żywe miejsce dla mieszkańców tamtej części miasta.

Czy miasto ma w planach przejęcie Muzeum Armii Krajowej?

Miasto jest adresatem licznych próśb i wniosków ze strony organizacji kombatanckich, które o to proszą. Uważają, że dualizm zarządzania przez dwie samorządowe jednostki nie jest najlepszy. Chcę powiedzieć, że konkurs, który rozstrzygnęliśmy w ubiegłym roku, był konkursem o tyle szczególnym i wyjątkowym, że pozwolił na wyłonienie kandydata, który nie wywoływał żadnej negatywnej opinii czy reakcji. Można powiedzieć, że dużo będzie zależeć od dyrektora Marka Lasoty. Miasto deklaruje daleko idącą współpracę, o czym dyrektor muzeum wie. Był wojewódzkim radnym, więc jest również doskonale obeznany z realiami województwa małopolskiego. Jeśli chodzi o dotychczasową działalność dyrektora, to nie wynika z niej, żeby działo się coś złego. Konflikty, które tam wybuchały, nagłaśniano w poprzednich latach, a teraz ucichły, co dobrze rokuje na przyszłość. Nie ukrywam, że trzeba postawić na tę załogę, która wymaga poczucia bezpieczeństwa, a konflikty pozbawiały tego poczucia.

Ostatnio dużo się mówi o strategii rozwoju kultury Krakowa. Jaką powinno obrać miasto w kontekście kultury?

Ta strategia kultury, która jest tworzona, powstaje w sposób odmienny od poprzednich. Jest otwarta na różne środowiska z obszaru kultury naszego miasta. Z różnych miejsc w Krakowie docierają do nas jakieś krytyczne uwagi, a jednocześnie nie daje nam się szansy, aby podjąć dialog. Po raz pierwszy zrobiliśmy merytoryczne badania nad odbiorem kultury i jej substancją. Ważne jest złapanie równowagi pomiędzy tym, co nazywamy troską o dziedzictwo, a tym co nazwiemy opieką czy inspirowaniem bieżących działań artystycznych. Nie możemy być tylko piękną, zamkniętą szkatułą, która później się rozsypie, jeśli mury będą martwe i nie ożywiane różnego rodzaju przedsięwzięciami. Mówiąc o dziedzictwie kulturowym musimy iść do przodu.

Do przodu, czyli w jaki sposób?

Nie chodzi o lekceważenie tej skarbnicy, tylko myślenie o jej pomnażaniu, a może to następować wtedy, kiedy artystycznym przedsięwzięciom będziemy stwarzać jak najlepszy klimat. To pierwsza oś działań, a druga to umożliwianie coraz większej grupie mieszkańców uczestniczenia w wydarzeniach. Niestety, prawda jest taka, że model uczestnictwa w kulturze się zmienił. Kiedyś sam fakt, że jest wystawiana sztuka czy koncert wystarczył, aby zachęcić do uczestnictwa. Dzisiaj trzeba do tego mieszkańca wychodzić, trzeba go zaintrygować i to jest bardzo ważna rzecz. Myślę, że to sprawa niezwykle trudna dla artystów, bo są w dobrym tego słowa znaczeniu egotyczni i uważają, że świat wokół nich się kręci. I chwała Bogu, bo gdyby tak nie było, to ich sztuka pewnie byłaby przeciętna. Z punktu widzenia organizatorów nakłada to na nas jednak pewne obowiązki. Nadal szukamy dróg do ich wykonania, jakieś półśrodki mamy wymyślone, ale jeszcze dużo pracy przed nami.