Jak pan interpretuje wyrok sądu, który uniewinnił pana od zarzutu zniesławienia?
Tomasz Urynowicz, były wicemarszałek Małopolski, radny sejmiku wojewódzkiego: Dla mnie przede wszystkim sprawa dotyczyła oceny wartości merytorycznej dokumentów przedstawionych radnym sejmiku, którzy mieli rozstrzygać zmiany w uchwale antysmogowej. W związku z tym, to nie jest bez znaczenia, na podstawie jakich dokumentów i jakiej bazy merytorycznej podejmowane są decyzje ważne dla życia i zdrowia Małopolan, a także istotne dla porządku prawnego w samorządach.
To jeden wątek, bo spór dotyczył również mojej krytyki dokumentu, a nie osobiście jej autora.
Proces toczył się w związku zarzutem karnym o zniesławienie.
Niestety tak, ale choć nam się to może nie podobać, każdy ma prawo do obrony własnej działalności, a sądy są od orzekania, czy faktycznie doszło do złamania prawa. W tym przypadku orzekł, że nie doszło do przestępstwa.
Czyli granice nie zostały przekroczone.
Tak, sąd uznał, że była to opinia mieszcząca się w granicach krytyki i wolności słowa.
Zastosował pan zabieg, który zmienił tak naprawdę obiekt zainteresowania w tej sprawie z pana na „dokument” przesłany radnym przez osoby chcące poluzowania zapisów uchwały antysmogowej.
Tego dotyczy problem. Jeśli ja się oburzam na merytoryczne tło decyzji podejmowanych przez sejmik, również w kwestii smogu, to niech rozstrzygną eksperci, kto ma rację i czy dokumenty spełniają kryteria opracowań naukowych, czy są oparte o właściwe wnioski przyczynowo-skutkowe oraz w jaki sposób są uzasadnione. Poza wszystkim to jednak spór o jakość stanowienie prawa w Małopolsce i o to, czy kwestie smogowe należy w jakikolwiek sposób kwestionować.
Rozumiem, że nie zaprzestanie pan krytyki osób, które niemerytorycznie podchodzą do spraw związanych ze smogiem.
Tak, nadal będę piętnował każde niemerytoryczne wystąpienia, które mają – nomen omen – na celu wysadzenie w powietrze działań na rzecz czystego powietrza.
To jednak nie koniec, pewnie będzie odwołanie od wyroku.
Należy się spodziewać apelacji, ale czuję się dużo pewniej, bo w całej swojej działalności politycznej od 1998 roku po raz pierwszy występowałem w sądzie w roli oskarżonego. To samo w sobie jest absurdem. Co najważniejsze, jak wynikało z ustnego uzasadnienia wyroku – choć szczegółów nie przytoczę – nic, co powiedziałem, nie zostało zakwestionowane i nie mogło być przykładem zniesławienia. Użyte przeze mnie sformułowania mieściły się w granicach debaty publicznej. Nie było także podstaw do tego, by uznać, iż zapisanie w cudzysłowie „działacz społeczny” narusza czyjeś dobra osobiste.
Byli jeszcze „smogowi płazkoziemcy”.
To cytat z konferencji prasowej i rozmowy, chyba nawet z waszym portalem. Nie odnosiło się to jednak do oskarżyciela, tylko do postaw i zjawisk towarzyszących działaniom wokół uchwały antysmogowej oraz kwestionowania przyczyn smogu i skutków, jakie ze sobą niesie.
Jest takie powiedzenie: uderz w stół…
Wyszedłem z sądu, szukam „dobrych” słów…