Części samochodowe w Wiśle. Mieszkańcy Tyńca uzbierali górę śmieci

Śmieci zostały zgromadzone niedaleko klasztoru fot. Marek Sobieraj

Wiosną wychodzą nie tylko kwiaty, ale też śmieci, które uzbierały się przez całą zimę.

W Krakowie są służby, które mają dbać o czystość i porządek. Wydawałoby się, że zlokalizowanie dzikiego wysypiska czy wskazanie miejsca, gdzie leży duża ilość śmieci to połowa sukcesu. Jak tłumaczy Edyta Ćwiklik, sprawa nie jest tak prosta.

Na terenach należących do miasta, ustalana jest odpowiedzialna za nią jednostka i informowana o problemie. Jeśli zaś chodzi o prywatne działki, zwłaszcza te zamieszkałe lub te, gdzie prowadzona jest działalność gospodarcza, strażnicy działają w oparciu o zapis ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach.

– W 2019 roku odnotowaliśmy 334 wykroczenia – mówi Ćwiklik. – W 2020 roku takich wykroczeń było dużo mniej, bo 174. W tym roku zanotowano 45 wykroczeń.

Zostają jeszcze te najbardziej problematyczne, czyli puste pole, nieużytki czy lasy. Takie sprawy są kierowane do wydziału kształtowania środowiska. Urzędnicy mają za zadanie wydać decyzję nakazującą uprzątnięcie terenu właścicielowi.

Biorą sprawy we własne ręce

Tymczasem mieszkańcy nie chcą czekać na działania urzędników czy służb i sami biorą sprawy we własne ręce. Tak też było w ubiegłą sobotę w Tyńcu. Radny Marek Sobieraj najpierw ogłosił taką inicjatywę, a następnie zebrał listę miejsc, gdzie leżało najwięcej odpadów. MPO zapewniło worki, a następnie odebrało odpady.

– Jak ostatnio zobaczyłem, ile śmieci jest nad Wisłą, to złapałem się za głowę. Prosiłem, zgłaszałem, ale tereny u nas są podzielone między miasto, Wody Polskie i prywatnych właścicieli, którzy zapomnieli, że tymi właścicielami są…  –  opowiada Sobieraj. Jedni więc mówili, że nie odpowiadają za dany teren i kierowali do innych jednostek czy urzędów.

Radny dodaje, że nie lubi prosić o coś dwa razy, dlatego wolał zorganizować akcję. – Zgłosiło się około 30 osób z czego połowa to strażacy z OSP Tyniec – mówi Marek Sobieraj.

Największym zaskoczeniem były części samochodowe wrzucone do rzeki. W tym przypadku została powiadomiona policja. Akcja trwała ponad siedem godzin, ale do końca nie udało się posprzątać.  – Dlatego trzeba będzie sprzątanie powtórzyć – stwierdza radny. Jak mówi, takie wydarzenia edukują ludzi i też powodują, że docenia się miejsce, w którym żyje. Zwłaszcza bez śmieci. 

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Dębniki