Mariusz Meus, pracownik Zamku Królewskiego na Wawelu, geodeta ze Stowarzyszenia Geodetów Polskich, popularyzator nauki, znany jako Pan Południk spojrzał na Wawel przez pryzmat cyfr i liczb.
Kinga Poniewozik, LoveKraków.pl: Do rąk czytelników trafia jedyny w swoim rodzaju opis Wawelu, o którym wydawałoby się, że napisano już wszystko?
Mariusz Meus: Tak naprawdę powstanie książki „Wawel w liczbach” przyszło mi do głowy obserwując i słuchając naszych gości na Zamku Królewskim, gdzie pracuje od ponad sześciu lat. Doszedłem do wniosku, że istnieje bardzo wiele pytań zadawanych podczas zwiedzania wystaw, na które odpowiedzi dotąd nigdzie nie było. Jako człowiek nauki poczułem się niejako w obowiązku, że jeśli ktoś pyta o coś, to zasługuje na to, by tę odpowiedź uzyskać. Szukałem intensywnie odpowiedzi na wiele pytań, spośród tych zadawanych przez turystów. Okazało się, że na wiele z nich zwyczajnie nie ma odpowiedzi, w żadnych opracowaniach. Postanowiłem, że podejmę się tego wyzwania i sprostam oczekiwaniom naszych gości, aby wreszcie w jednym miejscu, w jednym opracowaniu znalazły się odpowiedzi na te najczęściej zadawane pytania, ale również na takie, które naszym gościom może nawet nie przyszły go głowy.
Jakich metod i narzędzi użyto, by zmierzyć Wawel, jak wyglądały prowadzone prace?
Przede wszystkim użyto narzędzi geodezyjnych. Jako geodeta zawsze podkreślam, że geodezja jest dziedziną interdyscyplinarną, która służy wielu innym dziedzinom nauki, w tym także archeologii, konserwacji zabytków, ponieważ zajmuje się pomiarami wszystkiego, co jest na powierzchni ziemi; z nią włącznie. Więc, jeżeli chcemy coś zmierzyć to najlepiej zwrócić się do geodetów jako ekspertów od mierzenia wszystkiego co się da.
Dlatego ogromna część tej książki i informacje, które się w niej znajdują ma swoje źródło właśnie w pomiarach geodezyjnych. W zeszłym roku wraz ze studentami WGGiIŚ AGH wykonywaliśmy szeroko zakrojone pomiary geodezyjne związane z odbudową sieci osnowy geodezyjnej Zamku Królewskiego, czyli swoistego “geodezyjnego kręgosłupa” służącego do pomiarów przy okazji prac konserwatorskich czy wykopalisk archeologicznych. Miałem przyjemność wykonywać pomiary różnych miejsc na Wawelu i dołożyć od siebie także jakąś cząstkę do tej wielkiej historii badań nad zamkiem, które trwają już ponad 150 lat.
Dane, które Pana zaskoczyły to…?
Właściwie każdy rozdział tej książki zawiera jakieś zaskoczenie, ponieważ wiele przekonań, opinii o niektórych obiektach Wawelu, zostało wywróconych do góry nogami. Dość powiedzieć, że choćby słynne złoto na kopule Kaplicy Zygmuntowskiej było zawsze obiektem fascynacji. Obrosło wręcz legendami – ileż to setek kilogramów, ba!, ton złota na tej kopule się znajduje; a w czasie potopu szwedzkiego złoto to chciano chronić i smołą pomalowano, żeby Szwedzi go nie ukradli. Dokładne obliczenia, pomiary, konsultacje z konserwatorami zabytków, w szczególności z panią prof. Nosek, która w latach 70. prowadziła prace pozłotnicze na tej kopule i posiada najlepszą wiedzę źródłową na temat tego obiektu w tym kontekście, pozwoliły ustalić, że na kopule Kaplicy Zygmuntowskiej tego złota jest bardzo mało. Tak naprawdę jest go ok. 200 gramów. Dziesięć par małżeńskich mogłoby oddać swoje obrączki ślubne i wystarczyłoby złota na pozłocenie całej kopuły wraz z iglicą.
Jednak, że nie samymi liczbami Wawel żyje.
Złoto na Wawelu jest nie tyle symbolem majątku królewskiego, ale jest przede wszystkim symbolem chwały, boskości, wzniosłości. Jest tam nie tyle nośnikiem wartości czysto materialnej – nie musi go być 10 ton, żeby robić wrażenie. To nośnik idei bardziej subtelnych, które niekiedy nam w pogoni za tym co wielkie i drogie umykają. A miejsca takie jak Zamek Królewski właśnie o tym innym znaczeniu tych symboli nam przypominają.
To pierwsze tego typu badania na tak szeroką skalę z precyzyjnymi danymi. Jak one się różnią od tych danych, które były dotychczas znane?
Niekiedy różnią się bardzo. Nie było nigdy badań, które jednoznacznie stwierdziłby jak wysokie są wieże i baszty zamkowe; nie było jednoznacznego ustalenia powierzchni Pałacu Królewskiego, liczby sal, liczby okien i drzwi w całym pałacu. A dziś już wiemy, że znajduje się tam łącznie 170 pomieszczeń, pomiędzy nimi znajduje się 188 drzwi, a cały bydynek ma 420 okien.
Największym wyzwaniem, jeśli chodzi o pomiary i obliczenia, było ustalenie odpowiedzi na chyba jedno z najbardziej nurtujących naszych turystów: o złoto i srebro w arrasach Zygmunta Augusta. To zawsze ludzi fascynowało. Kiedy przewodnicy turystyczni opowiadali, że w tych arrasach jest prawdziwe złoto i srebro, zawsze padało pytanie - ile tego złota i srebra tam jest?
Ustalenie całkowitej, sumarycznej ilości kruszcu zawartego we wszystkich tapiseriach z kolekcji Zygmunta Augusta wydawało się być właściwie niewykonalne! Jednak jeżeli zaprzęgniemy do tego myślenie w kategoriach geodezyjnych, a więc statystyczno-matematycznych metodach obserwacji naszej rzeczywistości to okazuje się, że można wymyśleć sposób, jak to policzyć. Zajęło mi to trochę czasu, ale udało się. Dzięki informacjom na temat badań fizyko-chemicznych składu nici metalowych wykonywanych na podobnych tapiceriach, ale i tych wawelskich, udało się określić jaki jest skład blaszki metalowej, którą opleciono jedwabne nitki. Dzięki zdjęciom nici wykonanym w bardzo dużym powiększeniu można było również określić jakiej szerokości jest ten oplot, jakiej grubości jest ta blaszka, ile tego metalowego oplotu wchodzi na każdy jeden centymetr metalowej nici. Wiedząc to, wystarczyło policzyć, ile tych złotych i srebrnych nitek jest w przykładowym jednym dobrze zachowanym arrasie. To było najcięższe zadanie, ponieważ przez trzy dni stojąc na drabinie zliczałem złote i srebrne nitki: grube i cienkie w obu przypadkach, na poszczególnych obszarach całego arrasu. Łącznie po trzech dniach udało się ustalić, że złota i srebra w arrasach jest wbrew pozorom niewiele. Nawet w największym arrasie, który mierzy 50 mkw. powierzchni, srebra jest kilkaset gramów, a złota zaledwie kilkanaście: w całej kolekcji jest około 6 kg srebra i niecałe pół kilograma złota. Tu nie chodzi jednak o to, żeby arrasy uginały się pod ciężarem kilogramów złota i srebra, bo nie taki jest sens użycia tych kruszców w arrasach zygmuntowskich. To jest symbol chwały królewskiej, a przede wszystkim piękna i wzniosłości dzieła stworzenia przedstawionego na tych arrasach. W szczególności jest to przyroda, sceny biblijne, a więc dzieło Boże. Srebro i złoto miało oddawać chwałę Boga jako Stwórcy piękna naszego świata. Taki był cel użycia tych szlachetnych metali.
Czyli dalej poruszamy się w przestrzeni znaków i symboli?
Oczywiście. To właśnie jest też piękno tego renesansowego pałacu i sztuki, że była ona holistyczna. Przenikał ją Logos, czyli ta idea, która spajała cały świat w całość. Dziś żyjemy w świecie, w którym Logos umiera; w świece zfraktalizowanym, gdzie brakuje nam tej jednej wielkiej idei, która łączyłaby nam świat w rozumną całość i nadawała naszemu życiu sens.
Czasami powrót do tych starych czasów i miejsc, gdzie Logos wciąż unosi się w powietrzu, tak jak na Zamku Królewskim na Wawelu, jest także pewną odtrutką na bolączki współczesności. Tam można poczuć, że faktycznie życie ma sens. A Wawel w szczególności!
Ile czasu poświecił pan na mierzenie Wawelu?
Całość prac nad książką trwała ponad cztery lata, w tym intensywne prace redakcyjne w wydawnictwie wawelskim. Sam goły tekst byłby zwyczajnie nudny: ot, sterta liczb i mądrych opisów. Jednak, dzięki sprawnemu wsparciu graficznemu ze strony Zamku udało się te suche liczby oblec w piękną warstwę graficzną, która pomaga w przyjemnym i zrozumiałym odbiorze tych informacji. Dlatego książka myślę, że jest nie tylko dobra dla dorosłych zainteresowanych konkretnymi liczbami i wartościami, ale także dla młodzieży, która chciałaby zapoznać się z Wawelem od nietypowej, “ciekawostkowej” strony, a więc bardziej przystępnej i atrakcyjnej.
„Wawel w liczbach” to jeden z większych pana projektów, jeżeli chodzi o popularyzację nauki?
Zdecydowanie tak, ale na pewno nie jedyny. Od sześciu lat pracując na Zamku Królewskim mówię wprost: zakochałem się w Wawelu. I to po uszy. Pół serca oddałem geodezji, a drugie pół oddałem Wawelowi. I bardzo się cieszę, że także udawało się kilka razy te dwie wielkie miłości połączyć. „Wawel w liczbach” jest swoistym ukoronowaniem tych lat pasji do miernickiej nauki i pasji do Wawelu. Udało się to połączyć w niesamowity sposób i szczerze jestem dumny, że mogłem ofiarować Wawelowi to dzieło i zrobić dla niego coś niezwykłego, co będzie służyło przede wszystkim ludziom, którzy odwiedzają to miejsce, aby zafascynować ich Wawelem w niezwykły, nowy i zaskakujący sposób. Wydawałoby się, że po prawie dwustu latach badań zamku królewskiego, miejsce, które jest oblegane przez miliony turystów, jest znane na wskroś, trochę już się opatrzyło i nie da się nic nowego powiedzieć o miejscu takim jak Wawel. A tu proszę! Niespodzianka, zawsze można powiedzieć coś nowego i ciekawego.
Nie sposób zapytać o pańskie plany na przyszłość? Czeka nas kolejna niespodzianka?
Powoli myślę o materiałach na kolejną książkę o Wawelu nieoczywistym, również z pewną nutką geodezyjno-archeologiczną. Znając życie te prace pewnie troszkę potrwają. Chciałbym, by była to książka, która ponownie przetrze szlaki w tematach, które dotąd nie były poruszane, nie były opracowywane i nie były powszechnie popularyzowane. Dlatego mam nadzieję, że zanim ta książka nasyci wszystkich nowymi ciekawostkami, uda się stworzyć kolejną. A poza Wawelem, jak zwykle Pan Południk biega po całej Polsce i szuka ciekawostek związanych z pomiarami geodezyjnymi i odnajdywaniem różnych zabytków historii pomiarów geodezyjnych, które gdzieś na polach, w krzakach, lasach, na łąkach się nam ukrywają… I nie zawsze wiemy, jaka niezwykła historia się za nimi kryje.