Jerzy Woźniakiewicz: Chcę być aktywnym radnym. Jest kilka palących spraw

Dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie jest doświadczonym samorządowcem. Niedawno objął mandat po tym, jak dyrektorem szpitala im. S. Żeromskiego został Lech Kucharski. Na czym chce się skupić radny Jerzy Woźniakiewicz i na co pozwoli mu czas?

Wszedł Pan do rady miasta po tym, jak mandat wygasł Lechowi Kucharskiemu z uwagi na objęcie stanowiska dyrektora szpitala miejskiego. Zastanawiał się Pan, czy objąć mandat?

Jerzy Woźniakiewicz, radny miasta Krakowa: Tak, miałem takie dylematy. Zastanawiałem się, czy to jest czas, który pozwoli mi na zrobienie w radzie miasta czegoś pożytecznego dla naszej społeczności. Z drugiej strony zastanawiałem się też, czy przy różnej skali obowiązków zawodowych będę miał czas w sposób odpowiedzialny i na wysokim poziomie, zająć się sprawami ważnymi dla krakowian.

Spojrzałem jednak na listę wyborczą i gdybym się nie zdecydował, to mandat zaproponowano by mojemu znajomemu, który jak wiem jakiś czas temu wyprowadził się z Krakowa, a zatem nie miałoby to sensu. Ważne dla mnie było również to, że w wyborach zagłosowało na mnie około 760 osób, więc w stosunku do nich byłoby nieelegancko odmówić.

Przez te kilka lat miał Pan co robić. Poza tym, że szefuje Pan Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej, zajmuje się innymi rzeczami.

Oczywiście, miałem co robić. Tak naprawdę podjąłem decyzję, że rozstaje się z samorządem w postaci rady miasta. Nie oznacza to, że przestaję służyć mieszkańcom. Kierowanie biblioteką – mimo że pod zarządem województwa – też jest taką formą służby. Poza tym zawsze zajmowałem się sprawami bezpieczeństwa i również tutaj nie pozostawałem nieaktywny.

Między innymi pomagałem miastu w przygotowaniu programu Bezpieczny Kraków na lata 2018-2022. Przez jakiś czas koordynowałem jego segment dotyczący ratownictwa i prewencji antyterrorystycznej. Uważam, że był to owocny czas.

Zostało kilka miesięcy do końca kadencji. Na czym chce się Pan przede wszystkim skupić?

Są rzeczy, nad którymi pracuję od wielu lat i da się je kontynuować z wielu pozycji. Kiedy byłem radnym w 2007 roku, Kraków jako pierwsze duże miasto uchwalił przygotowany przeze mnie program powszechnego dostępu do defibrylacji Krakowska sieć AED „Impuls życia”.

Później starałem się wspierać rozwój tego programu z różnych pozycji, był on wpisany w Bezpieczny Kraków, a obecnie jest rozwijany autonomicznie. Mimo wszystko jest wiele do zrobienia. Chciałbym, aby z uwagi na to, jak często strażnicy miejscy podejmują resuscytacje, defibrylatory znalazły się na wyposażeniu we wszystkich radiowozach SM. Obecnie są one w połowie z nich. Mam nadzieję, że uda się to zrobić.

Na czym jeszcze?

Będę zajmował się również sprawami kultury. Zaangażowałem się w sprawę powołania Planety Lem i konfliktu, jaki wokół tego tematu wybuchł. Wraz z innymi radnymi będę chciał doprowadzić do tego, aby obecni lokatorzy - artyści ze Składu Solnego mieli zapewnione odpowiednie warunki, a jednocześnie chciałbym, aby w Krakowie powstało centrum literatury.

Oprócz tego pojawił się problem, moim zdaniem dość palący, odebrania Krakowowi ok. 40 etatów policyjnych na rzecz gmin podkrakowskich. Wcześniej, jakieś dwa lata temu, komenda miejska policji została obciążona obowiązkiem ochrony konsulatów, za co wcześniej odpowiadała komenda wojewódzka. Spowodowało to zmniejszenie liczby patroli na krakowskich ulicach. To temat, który wymaga pilnej interwencji.

Dobrych kilka lat temu, gdy był Pan przewodniczącym Komisji Praworządności, Kraków borykał się z poważnym problemem dotyczącym bezpieczeństwa. Obecnie mieszkańcy wskazują, że czują się bezpiecznie, a problem ten jest raczej niżej w hierarchii pilnych do rozwiązania spraw. Jak patrzy Pan na obecny Kraków pod tym kątem?

Faktycznie, prawie dekadę temu problem bezpieczeństwa był bardziej widoczny i postrzegany przez mieszkańców, jako jeden z ważniejszych. Teraz tak nie jest. Na szczęście Kraków stał się miastem w miarę bezpiecznym, ale wciąż są enklawy, gdzie bezpiecznie nie jest.

Jako przykład podam moją walkę o porządek w okolicy biblioteki przy ul. Rajskiej. Gdy jeszcze funkcjonował „kombinat” Dolne Młyny, gromadziły się tam w okolicy najczęściej osoby spod Krakowa. Miejsce to jawiło się im jako magiczne, a najczęściej nie było ich stać, by korzystać z lokali. Dlatego okupowali ławki pod biblioteką, czy dawny parking przy ul. Karmelickiej i pili alkohol kupiony w okolicznych sklepach. Miały tam miejsca awantury, burdy i akty niszczenia wystaw organizowanych przez bibliotekę. Często siedziałem tam w soboty do pierwszej w nocy i obserwowałem, co się dzieje, będąc w kontakcie ze strażą miejską. Czasem i kilka załóg radiowozów musiało interweniować. Tylko stanowcza postawa i akcje, które się powtarzały, pozwoliły na powstrzymanie aktów wandalizmu.

Podsumowując, faktycznie Kraków jest bezpieczniejszy niż 10 lat temu, jednak nadal są miejsca, gdzie należy zwrócić na ten aspekt szczególną uwagę.