Róża Thun, poseł parlamentu europejskiego spotkała się w Muzeum Sztuki i Kultury Japońskiej „Manggha” z osobami, które doceniają nie tylko jej polityczne umiejętności, ale również te związane ze snuciem różnorakich opowieści. Tym razem Róża Thun opowiadała o tym, jak powstawała jej autobiografia.
Na sali pojawili się nie tylko fani europosłanki Thun, ale również krewni oraz znajomi ze szkolnych ław. Róża Thun oraz współautorka książki, Joanna Gromek-Illg, mierzyły się z pytaniami, które przygotował dla nich prowadzący, opierając się na publikacji.
Z początku czysto filozoficzne rozważania zmieniły się w to, co uczestnicy takich spotkań lubią najbardziej – uchylanie kotar, za którymi kryją się kulisy. Autorka zdradziła, jak czuła się w szkole, gdyż jej rodzice, z wyboru, nie byli zamożnymi ludźmi. – To nie był przypadek, że nie mówiliśmy po krakowsku i rodzice pilnowali, abyśmy mówili poprawną polszczyzną. A chodziliśmy w rzeczach z paczek (w czasach PRL do polski przylatywały paczki z darami p – przyp. red.) czy po starszym bracie. Nie musiało się to wszystko podobać moim koleżankom – opowiadała europosłanka.
„Wychowani ludzie nie mają kataru”
Sama książka „Róża” to efekt czterech ośmiogodzinnych sesji nagraniowych. W tym czasie Róża Thun oraz Joanna Gromek-Illg rozmawiały o dawnych czasach, ludziach, wspomnieniach, ale też musiały weryfikować pewne fakty i kojarzyć dane osoby. Tekst powstał w trzy miesiące. Wspominając pracę nad książką, Thun zwróciła szczególną uwagę, że najciężej było opisać to, jak wyglądała jej matka, jak zachowywał się ojciec: – Potwornie trudne było opisać własną matkę i ojca – jak się ubierali, jak wyglądali. To było jeden z najtrudniejszych elementów.
Prowadzący spotkanie zadał pytanie, czy w czasie tych rozmów panie częściej się śmiały, czy wzruszały. – Ja głównie smarkałam – szczerze i ze śmiechem wyznała współautorka. – Miałam najgorszą formę przeziębienia, ale musze powiedzieć, że zazwyczaj przy tego typu książkach, rozmawia się po cztery godziny dziennie i ludzie są zmęczeni. Z Różną rozmawialiśmy po osiem i to ja byłam bardziej zmęczona, a nie Róża – dodała Gromek-Illg.
Panie jednak przyznały się do tego, że były momenty wspólnego wzruszenia. – Obie równocześnie miałyśmy przebicia emocjonalne. To, co mówiła Róża przejmowało nas czasem dreszczem i poruszało. Ale też się wygłupiałyśmy – powiedziała współautorka książki. I dodała, że pod koniec rozmowy, europosłanka przypomniała pewną „prawdę”, którą powtarzał jej dziadek: „Ludzie dobrze wychowani nigdy nie mają kataru”.