Miasto i zieleń nie zawsze idą ze sobą w parze. Radny Łukasz Gibała przekonuje, że jeśli się chce, można wiele osiągnąć.
Ostatnio magistrat nie ma dobrej passy, jeśli chodzi o zieleń. Przy forcie Batowice ma być prowadzone duża wycinka, na placu św. Ducha zieleni jak na lekarstwo. Nie zapytam, czyja to wina, ale co można z tym zrobić?
Radny Łukasza Gibała: Faktycznie martwią mnie takie rewitalizację jak tak na pl. Św. Ducha. Dodatkowo Zarząd Zieleni Miejskiej przerzuca się odpowiedzialnością za taki stan rzeczy z małopolskim konserwatorem zabytków. Ostatnie upały pokazały, że plac nie spełnia swojego przeznaczenia i wszyscy wolą przebywać na Plantach, gdzie jest cień.
Z drugiej strony, w wielu miejscach mamy do czynienia z masową wycinką. W ciągu ostatnich pięciu lat wyciętych zostało ponad 40 tys. drzew. Mam wrażenie, że pozwolenia są wydawane zbyt swobodnie, a zbyt rzadko stosuje się przesadzenia. To tak, jakby urzędnikom nie zależało na tym, co mamy.
Wracając do przepychanki między ZZM a konserwatorem. Od wielu lat konserwatorzy nie godzą się na wprowadzanie zieleni w historycznym centrum miasta.
Widziałem stare zdjęcia Rynku Głównego i było tam dużo zieleni. Nie wiem, skąd takie rygorystyczne stanowisko i wzbranianie się przed sadzeniem drzew. Jestem przekonany, że dałoby się to zrobić tak, żeby zieleń nie kolidowała z zabytkową tkanką miejską.
Nie widzę natomiast też chęci dialogu miejskich urzędników i konserwatora. Obie strony powinny usiąść do rozmów w duchu współpracy. A konserwatorzy powinni mimo wszystko wziąć pod uwagę specyfikę miasta i potrzeby jego mieszkańców. A te są jasne – potrzeba nam zieleni. Życzyłbym sobie, aby przyszli konserwatorzy podchodzili bardziej elastycznie do tego zagadnienia.
Wspomniał pan o 40 tys. wyciętych drzew. Czy nasadzenia rekompensacyjne spełniają swoją rolę?
Moim zdaniem jest z tym bardzo słabo. Mam wrażenie, że to tylko wypełnianie formalności. Najczęściej te nasadzanie kończą się tak, że małe drzewa nawet nie zdążą dojrzeć i usychają. Nie spełniają też podstawowych funkcji – nie oczyszczają powietrza, nie dają cienia i nie produkują takiej ilości tlenu, jak te drzewa, które rosły kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.
Pan promuje zielone dachy i ściany biurowców czy bloków. W Krakowie to nie idzie najlepiej, nie ma chęci do zmian?
Jestem rozczarowany, bo jako Kraków dla Mieszkańców zgłaszaliśmy poprawki do budżetu i tworzyliśmy uchwały kierunkowe (została przyjęta przez RMK, ale unieważnił ją wojewoda małopolski – przyp. red.) w sprawie programu dopłat dla mieszkańców, którzy zakładaliby ogrody wertykalne lub zielone dachy. Jacek Majchrowski jest jednak sceptyczny, nie wiem, czy to kwestia polityki, bo to ja zgłaszałem ten pomysł, czy jego doradcy uważają, że to nieodpowiedni kierunek.
Inne miasta, w tym Katowice, dają przykład, że da się wiele w ten sposób osiągnąć. W dużych ośrodkach, gdzie przestrzeni jest coraz mniej, po prostu będzie trzeba podążać tą drogą. O te drzewa, które mamy, trzeba dbać, ale zmniejszająca się przestrzeni wymusza nieszablonowe rozwiązania.