Jeżdżąca po Krakowie furgonetka z plandeką, na której widnieją szkalujące osoby homoseksualne wywołała kontrowersje i szereg protestów, skierowanych głównie do krakowskiego magistratu. Miasto umywa ręce, tłumacząc, że nie ma kompetencji do rozstrzygania sporów światopoglądowych, a jeśli kogoś hasła te gorszą, powinien skierować sprawę do sądu.
W kilku miejscach w Polsce pojawiły się furgonetki z hasłami o tym, że „lobby LGBT” chce uczyć dzieci, w zależności od ich wieku, masturbacji, wyrażania zgody na seks i pierwszych doświadczeń seksualnych. Środowiska LGBT uważa to nie tylko za manipulacje, ale też skandal, że tego typu hasła mogą być prezentowane w przestrzeni publicznej.
W tej sprawie do magistratu zwrócił się radny Łukasz Gibała. W odpowiedzi przeczytał, że organizator tego typu zgromadzenia ma obowiązek jedynie zgłosić, iż coś takiego będzie miało miejsce. Miasto nie może wyrazić bądź nie wyrazić zgody. Z punktu formalnego wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Co do haseł, ich ocena – tłumaczy prezydent Krakowa – nie leży w kompetencjach miasta. W tym miejscu został przywołany artykuł Konstytucji RP, mówiący o prawie do wolności zgromadzeń. Co więcej, Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2000 stwierdził, że pod ochroną konstytucyjną są również takie zgromadzenia, które m.in. szokują, urażają i wywołują niepokój.
W sąd wierzymy
Prezydent sugeruje, że jeśli ktoś czuje się urażony lub uważa, że zostały naruszone poczucie estetyki, może sprawę wnieść do sądu.
Szansą na zmianę w podejściu do tego typu treści prezentowanych w przestrzeni publicznej (mowa tu zarówno o plakatach ze skutkami aborcji), jest kwestia odpowiedniego orzecznictwa. – Na bieżąco są analizowane pojawiające się rozstrzygnięcia się w tym zakresie – zapewnia prezydent.
Jeśli sądy będą wydawać wyroki korzystne dla skarżących, to również urząd będzie mógł podejmować działania, które doprowadzą do zablokowania emitowania kontrowersyjnych treści.