„Pospolite ruszenie” w sprawie zieleni [Rozmowa]

fot. BW

Plan miejscowy zdecyduje, czy na zielonych terenach w rejonie ulic Kobierzyńskiej i Obozowej powstaną bloki. O oddolnej akcji w obronie zieleni rozmawiamy z Bohdanem Widłą, mieszkańcem tej części Krakowa.

Jakub Drath, LoveKraków.pl: Zorganizował Pan oddolną akcję składania uwag do planu miejscowego dla okolic ulicy Kobierzyńskiej. Łącznie złożono ich ponad tysiąc.

Bohdan Widła: Nie czuję się organizatorem, a raczej kołem zamachowym. To było dosłownie pospolite ruszenie sąsiadów, kilku organizacji, radnych, mieszkańców całej okolicy. Ja nagłośniłem sprawę na początku, potem znalazły się już osoby, które włożyły mnóstwo pracy, by informować innych i zbierać podpisy. Jeden z mieszkańców ulicy Torfowej sam zebrał ponad sto podpisów, odwiedzając mieszkania osób, które w przeciwnym razie nie wiedziałyby w ogóle, że takie prace się toczą. Oczywiście nie toczą się one niejawnie, wszystkie informacje są w Biuletynie Informacji Publicznej.

Tylko trzeba wiedzieć, gdzie szukać.

Trzeba w ogóle wiedzieć, żeby szukać, to pierwszy punkt. Ja dowiedziałem się przez przypadek i gdyby nie pytanie mojego syna o rozpoczętą inwestycję w naszym sąsiedztwie, pewnie do teraz bym nie wiedział, że był czas na składanie uwag do jakiegoś planu. Więc nie chcę tu wyrastać na aktywistę, po prostu ktoś się zainteresował i tym razem tym kimś byłem ja.

Dlaczego Pana zdaniem ten teren jest wart zachodu? Co jest na nim cennego i dlaczego nie powinny tam powstać bloki? Bo właśnie taki jest plan dla większości obszaru.

Nawet mój własny pogląd na ten temat zmieniał się w miarę zainteresowania sprawą. Każdy na tę zieleń patrzy nieco inaczej. Żona lubi te tereny i jeździ tamtędy na rowerze do pracy, ja bywam tam często na spacerach i traktuję te tereny jako przedłużenie Lasu Borkowskiego, przypuszczam, że mieszkańcy innych części tego obszaru mieliby jeszcze inne uzasadnienia. Natomiast do zaangażowania zachęciła mnie lektura opracowania dołączonego do planu. To coś więcej, niż postawa „ojej, zabudują mi działkę pod oknami”. Opracowanie uświadomiło mi, że ten zielony zakątek to tereny rzeczywiście cenne przyrodniczo i nie subiektywnie, ale w eksperckich analizach przygotowanych na zlecenie miasta. Po drugie, te tereny zostały sklasyfikowane jako niezbyt korzystne pod zabudowę, ze względu m.in. na nośność gruntów czy wysoko położone lustro wody. Po trzecie, ten teren retencjonuje wodę i jeśli dojdzie do uszczelnienia kolejnych fragmentów, wzrośnie ryzyko podtopień. A biorąc pod uwagę zmiany klimatu i związane z tym częstsze ulewy, zadbanie o retencję wydaje się bardzo potrzebne.

Teraz uwagi muszą przejść przez urzędowe tryby i trudno się spodziewać, żeby wszystkie zostały uwzględnione. Na czym zależy Panu najbardziej?

Sąsiedzi zgłaszali różne uwagi, ja mogę mówić za siebie. Zależy mi na tym, by projekt odpowiadał wskazaniom z prognozy oddziaływania na środowisko. Po prostu. Południowa część planu, która teraz w większości nie jest zabudowana, a w planie w większości ma iść pod zabudowę, jest oznaczona jako obszar wskazany do podporządkowania ochronie przyrody. Bliżej ulicy Bułgarskiej jest też kawałek przeznaczony w planie pod usługi, a prognoza wskazuje raczej na zieleń. Jak rozumiem, po to, by chronić przed hałasem pochodzącym z Trasy Łagiewnickiej i ul. 8 Pułku Ułanów. Byłoby dobrze, gdyby twórcy planu faktycznie kierowali się tą prognozą, a nie traktowali jej tylko jak wymogu prawnego do odhaczenia.

Jakie kroki teraz przed Państwem?

Teraz uwagi muszą zostać rozpatrzone i zostaną uwzględnione lub nie. Jeśli zostaną, to powstanie nowy projekt i znowu dojdzie do wyłożenia. Poddawać się nie zamierzamy, bo to tak naprawdę dopiero początek. Tak czy inaczej ostatecznie zdecydują o wszystkim miejscy radni. Mieszkańcy będą musieli ich przypilnować i apelować do nich o właściwe decyzje. Nie chcemy blokować inwestycji „bo tak”. Chcemy po prostu, żeby to się działo bardziej racjonalnie i z uwzględnieniem głosów ekspertów.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Dębniki
News will be here