„Rada Miasta to serce samorządu”. Rozmowa z Jakubem Koskiem i Kazimierzem Barczykiem

fot. TOM ROLLAUER dla Kancelarii RMK

Jaką rolę pełni Rada Miasta w dzisiejszym Krakowie? Czy model bezpośredniego wyboru prezydenta to dobre rozwiązanie? O tym rozmawiamy z przewodniczącym Rady Miasta Krakowa Jakubem Koskiem oraz Kazimierzem Barczykiem – pierwszym przewodniczącym rady po 1990 roku.

Czy Rada Miasta była rzeczywiście potrzebna po przełomie 1989 roku?

Kazimierz Barczyk: Rada Miasta była potrzebna od zawsze – od lokacji Krakowa w 1257 roku. Wtedy staliśmy się częścią europejskiej cywilizacji miejskiej, z własnym sądownictwem i samorządem. To była ogromna zmiana. W czasach PRL-u mieliśmy tylko fasadowe rady narodowe, podporządkowane władzy centralnej. Dopiero odrodzenie samorządu po 1990 roku przywróciło realną władzę lokalnym wspólnotom. Rzeczywiście, od 27 maja 1990 roku mamy samorząd z prawdziwego zdarzenia.

Jakub Kosek: Dziś Rada Miasta to nie tylko ciało uchwałodawcze. To przestrzeń do podejmowania ważnych społecznie tematów i rozwoju debaty publicznej. Dla wielu mieszkańców to właśnie rada jest pierwszym miejscem kontaktu z władzą lokalną – i to jest rola, której nie wolno zaniedbać.

Jakub Kosek | fot. Tom Rollauer, na zlecenie Kancelarii RMK
Jakub Kosek | fot. Tom Rollauer, na zlecenie Kancelarii RMK

Rada Miasta ma także pełnić funkcję kontrolną wobec prezydenta. Czy to się udaje?

Kazimierz Barczyk: Dziś ten element jest ograniczony. Przed 2002 rokiem prezydent był wybierany przez radę i mógł być przez nią odwołany. Teraz mamy bezpośrednie wybory, co bardzo wzmocniło władzę wykonawczą. To model trochę amerykański – prezydent ma ogromne kompetencje, często większe niż burmistrzowie w krajach Europy Zachodniej. Rada nadal uchwala budżet, a to 8 miliardów złotych, więc wpływ ma ogromny, ale faktyczna kontrola jest mniejsza.

Jakub Kosek: Narzędzia kontrolne są, ale są ograniczone. Radni nie są zawodowymi urzędnikami, a samorządy dużych miast to bardzo złożone organizmy. Kontrola nie zawsze polega na formalnych mechanizmach – często to radni wyłapują ważne tematy społeczne, które budzą emocje mieszkańców. I właśnie wtedy, przez debatę i interwencje, pełnimy funkcję kontrolną – choć nie w sensie administracyjnym, lecz bardziej społecznym.

Czy możliwa jest współpraca między radą a prezydentem, czy raczej naturalny jest konflikt?

Kazimierz Barczyk: Walka jest teoretycznie możliwa, ale nie ma sensu. Może prowadzić do paraliżu, jak w niektórych gminach, np. w Mogilanach. Rada i prezydent muszą współpracować – to leży w interesie mieszkańców. Tam, gdzie rada jest w opozycji do prezydenta, najczęściej kończy się to blokowaniem rozwoju gminy.

Jakub Kosek: Kooperacja nie wyklucza krytycznego spojrzenia. Rada musi wspierać dobre projekty, ale też mieć odwagę powiedzieć „nie”, kiedy coś budzi wątpliwości. Zdrowa współpraca nie polega na bezrefleksyjnym popieraniu wszystkiego, tylko na partnerskim podejściu.

Kazimierz Barczyk | fot. Tom Rollauer, na zlecenie Kancelarii RMK
Kazimierz Barczyk | fot. Tom Rollauer, na zlecenie Kancelarii RMK

Liczba radnych zmniejszyła się na przestrzeni lat – z ponad 70 do 43. Czy to dobra zmiana?

Kazimierz Barczyk: Tak, to dobre rozwiązanie. Początkowo zależało nam, by jak najwięcej osób zaangażowanych w „Solidarność” miało wpływ na tworzenie samorządu. Teraz struktury są bardziej uporządkowane, a mniejsza liczba radnych ułatwia zarządzanie.

Jakub Kosek: Liczba 43 wydaje się wystarczająca. Wiele zależy od jakości debaty, nie od jej skali. Czasem nawet niewielka grupa potrafi skutecznie zablokować dyskusję, a czasem duża debata przebiega bardzo konstruktywnie. Rada to przekrój społeczności, a więc i zróżnicowane postawy.

Czy prezydenta powinno się nadal wybierać bezpośrednio, czy może – jak kiedyś – przez radę?

Jakub Kosek: Mandat wynikający z wyborów bezpośrednich jest silny i daje legitymację do działania. Choć model wyboru przez radę miałby swoje zalety – np. gwarancję większego profesjonalizmu – niesie też ryzyko nadmiernego upolitycznienia. Dziś raczej nie powinniśmy tego zmieniać.

Kazimierz Barczyk: Zgadzam się. Dzisiejszy model jest bardziej przejrzysty. Ludzie wiedzą, kogo wybierają i rozliczają go w kolejnych wyborach. Gdyby Aleksander Miszalski miał być wybierany przez radę, również zostałby prezydentem – jego zaplecze polityczne ma większość. A silny mandat daje mu legitymację do działania.