Teoretycznie miasto mogłoby usunąć składowisko odpadów w rejonie ulicy Ujastek Mogilski i alei Solidarności. Jednak w praktyce to nie takie proste.
W rejonie ulicy Ujastek Mogilski i alei Solidarności od wielu lat znajduje się składowisko odpadów, wśród których są m.in. szmaty, plastikowe opakowania, meble, gruz, papy, a także opony. Naukowcy z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie twierdzą w rozmowie z nami, że może istnieć realne zagrożenie kolejnego pożaru w tym miejscu (poprzednie wybuchały w 2017 oraz w 2023 roku). Zauważają, że wcale nie musi być on spowodowany przez człowieka. – Bardzo często wystarczy słoneczna pogoda i kilka kawałków szkła w nieodpowiednim miejscu – komentował dla nas dr inż. Maciej Gliniak z Laboratorium Fizyko-Chemicznych i Mikrobiologicznych Analiz Odpadów.
Jego zdaniem pożar śmieci może nagatywnie wpłynąć na środowisko. – Wówczas pojawiają się toksyny, które mogą przedostawać się do środowiska i powodować pogorszenie jakości wód gruntowych lub powietrza – ostrzega naukowiec. Zdaniem ekspertów składowisko w Nowej Hucie należałoby w końcu usunąć.
Problem w tym, że sytuacja spółki, której oddano teren w użytkowanie wieczyste, jest skomplikowana, w związku z czym miasto nie ma jak wymóc na niej usunięcia składowiska. Jak przekazywali nam krakowscy urzędnicy, najprawdopodobniej jeszcze w tym miesiącu zostanie złożony wniosek do sądu o likwidację spółki. A czy odpadów nie mogłaby usunąć gmina? Teoretycznie taka możliwość istnieje, ale jak się okazuje, nie jest to proste.
– Prawo przewiduje możliwość usunięcia odpadów i gospodarowania nimi przez gminę – mówią urzędnicy. – Tryb ten znajduje zastosowanie w sytuacji, gdy w związku z obecnością odpadów na danym terenie istnieje zagrożenie dla życia lub zdrowia ludzi bądź środowiska – dodają. Przed usunięciem składowiska miasto musiałoby zasięgnąć opinii m.in. wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska. – Następnie wyłaniany jest wykonawca prac, w ramach których usuwane mają być odpady – twierdzą krakowscy urzędnicy.
W sprawie wydawana jest decyzja administracyjna, która musi zostać przekazana władającemu obszarem, na którym znajdują się śmieci. W dokumencie określa się m.in. termin, w jakim ma on udostępnić teren miastu, by można było usunąć odpady. Problem w tym, że wspomniana wcześniej spółka nie ma nawet organu, który jest uprawniony do jej reprezentowania. Urzędnicy twierdzą, że na razie pozostaje czekać na jej likwidację bądź ustanowienie kuratora. Dopiero później będzie można podjąć jakieś kroki w sprawie tego składowiska.