Ci, którzy zamiast obejrzeć starcie Korony Kielce z Wisłą Kraków wybrali chociażby aktywność na świeżym powietrzu, będą długo żałować decyzji. Po nieprawdopodobnym meczu Biała Gwiazda wygrała ze Złocisto-Krwistymi 3:2!
Spotkania tych drużyn prawie za każdym razem niosą ze sobą niesamowite pokłady emocji. Ale to, co na Arenie Kielce wydarzyło się tym razem, przeszło chyba najśmielsze oczekiwania nawet najbardziej wymagających kibiców.
Właściwie nic, co jesteśmy w stanie napisać o przebiegu gry, zupełnie nie idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem. Krakowianie sprawiali wrażenie, jakby rozgrzewka - ze względu na upał przeprowadzona pod trybuną - przedłużyła im się na większość pierwszej połowy. A mimo to, na przerwę schodzili z korzystnym remisem.
Od pierwszego gwizdka na murawie w niepodzielnie rządzili Koroniarze. Dwie-trzy bramki mogli zdobyć już w pierwszym kwadransie, ostatecznie na pokonanie Miśkiewicza czekali ponad pół godziny. – Nastawiliśmy się na szybkie zdobycie gola. Udało się trochę później, ale drugą połowę chcemy zacząć tak samo – mówił w przerwie strzelec bramki, Paweł Golański. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że tuż przed końcowym gwizdkiem miano bohatera i najlepszego gracza meczu, zamieni na głównego winowajcę porażki.
Zresztą pokonaniem Miśkiewicza nie zdążył się nawet porządnie nacieszyć, bo kilkadziesiąt sekund później stadionowy zegar znów pokazał remis. Łukasz Garguła, nie mając żadnego pomysłu na rozegranie akcji, huknął z grubo ponad 20 metrów. Piłka otarła się jeszcze o nogę Pavola Stano, nabierając takiej paraboli, że wpadła Małkowskiemu za kołnierz w samo okienko.
Mało? A gdybyśmy dodali, że pół godziny później ten sam zawodnik, z prawie identycznej odległości powtórzył swój wyczyn? Tyle, że zamiast prawą, tym razem uderzył lewą nogą. A zamiast pięty Stano, odbił futbolówkę od słupka. Na dokładkę dopowiemy, że oba gole "Guły" były jedynymi celnymi strzałami Białej Gwiazdy przez 60 minut.
Piłkarze Leszka Ojrzyńskiego rozwojem wypadków byli zaskoczeni w równym stopniu, co wszyscy widzowie. Długo wyglądali na całkowicie zamroczonych, ale gdy wreszcie podnieśli się z desek, sami wyprowadzili niespodziewany cios. Do remisu, po dośrodkowaniu Golańskiego doprowadził Paweł Sobolewski.
Ostatni kwadrans to znów kielecki huragan, któremu krakowianie z każdą minutą przeciwstawiali się z coraz większą desperacją. Aż do 92. minuty i wisienki na torcie tego szalonego meczu. Kolejna wrzutka narobiła ogromne zamieszanie pod bramką Miśkiewicza, ale zagrożenie udało się zażegnać.
Do piłki dopadł, jak dotąd najsłabszy na placu Emanuel Sarki. Wyprowadził modelową kontrę, a następnie oddał ją Burlidze. Ten niepotrzebnie wdał się w drybling i gdy wydawało się, że szansę diabli wzięli, równo z trawą wyciął go Golański. Rzut karny pewnie wykorzystany przez Michała Chrapka zakończył pełen wrażeń mecz.
"Thrillery Franciszka Smudy wracają na antenę!" - żartowali komentatorzy Canal Plus. Warto dodać, że to zaledwie drugie zwycięstwo Białej Gwiazdy w ośmiu ostatnich spotkaniach na Arenie Kielce.
Korona Kielce – Wisła Kraków 2:3 (1:1)
Golański 33’, Sobolewski 80' - Garguła 35', 58', Chrapek 90+4'
Korona: Małkowski – Golański, Malarczyk, Lisowski – Kiełb (61’ Sierpina), Jovanović (75’ Trytko), Lenartowski, Janota (61’ Stąporski), Sobolewski – Gołębiewski
Wisła: Miśkiewicz – Stolarski, Głowacki, Nalepa, Bunoza – Sarki, Stjepanović, Garguła (60’ Wilk), Chrapek, Małecki (90+2’ Burdenski) – Boguski (76’ Burliga)
Żółte kartki: Stjepanović, Nalepa
Sędziował: Daniel Stefański z Bydgoszczy
Spotkania tych drużyn prawie za każdym razem niosą ze sobą niesamowite pokłady emocji. Ale to, co na Arenie Kielce wydarzyło się tym razem, przeszło chyba najśmielsze oczekiwania nawet najbardziej wymagających kibiców.
Właściwie nic, co jesteśmy w stanie napisać o przebiegu gry, zupełnie nie idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem. Krakowianie sprawiali wrażenie, jakby rozgrzewka - ze względu na upał przeprowadzona pod trybuną - przedłużyła im się na większość pierwszej połowy. A mimo to, na przerwę schodzili z korzystnym remisem.
Od pierwszego gwizdka na murawie w niepodzielnie rządzili Koroniarze. Dwie-trzy bramki mogli zdobyć już w pierwszym kwadransie, ostatecznie na pokonanie Miśkiewicza czekali ponad pół godziny. – Nastawiliśmy się na szybkie zdobycie gola. Udało się trochę później, ale drugą połowę chcemy zacząć tak samo – mówił w przerwie strzelec bramki, Paweł Golański. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że tuż przed końcowym gwizdkiem miano bohatera i najlepszego gracza meczu, zamieni na głównego winowajcę porażki.
Zresztą pokonaniem Miśkiewicza nie zdążył się nawet porządnie nacieszyć, bo kilkadziesiąt sekund później stadionowy zegar znów pokazał remis. Łukasz Garguła, nie mając żadnego pomysłu na rozegranie akcji, huknął z grubo ponad 20 metrów. Piłka otarła się jeszcze o nogę Pavola Stano, nabierając takiej paraboli, że wpadła Małkowskiemu za kołnierz w samo okienko.
Mało? A gdybyśmy dodali, że pół godziny później ten sam zawodnik, z prawie identycznej odległości powtórzył swój wyczyn? Tyle, że zamiast prawą, tym razem uderzył lewą nogą. A zamiast pięty Stano, odbił futbolówkę od słupka. Na dokładkę dopowiemy, że oba gole "Guły" były jedynymi celnymi strzałami Białej Gwiazdy przez 60 minut.
Piłkarze Leszka Ojrzyńskiego rozwojem wypadków byli zaskoczeni w równym stopniu, co wszyscy widzowie. Długo wyglądali na całkowicie zamroczonych, ale gdy wreszcie podnieśli się z desek, sami wyprowadzili niespodziewany cios. Do remisu, po dośrodkowaniu Golańskiego doprowadził Paweł Sobolewski.
Ostatni kwadrans to znów kielecki huragan, któremu krakowianie z każdą minutą przeciwstawiali się z coraz większą desperacją. Aż do 92. minuty i wisienki na torcie tego szalonego meczu. Kolejna wrzutka narobiła ogromne zamieszanie pod bramką Miśkiewicza, ale zagrożenie udało się zażegnać.
Do piłki dopadł, jak dotąd najsłabszy na placu Emanuel Sarki. Wyprowadził modelową kontrę, a następnie oddał ją Burlidze. Ten niepotrzebnie wdał się w drybling i gdy wydawało się, że szansę diabli wzięli, równo z trawą wyciął go Golański. Rzut karny pewnie wykorzystany przez Michała Chrapka zakończył pełen wrażeń mecz.
"Thrillery Franciszka Smudy wracają na antenę!" - żartowali komentatorzy Canal Plus. Warto dodać, że to zaledwie drugie zwycięstwo Białej Gwiazdy w ośmiu ostatnich spotkaniach na Arenie Kielce.
Korona Kielce – Wisła Kraków 2:3 (1:1)
Golański 33’, Sobolewski 80' - Garguła 35', 58', Chrapek 90+4'
Korona: Małkowski – Golański, Malarczyk, Lisowski – Kiełb (61’ Sierpina), Jovanović (75’ Trytko), Lenartowski, Janota (61’ Stąporski), Sobolewski – Gołębiewski
Wisła: Miśkiewicz – Stolarski, Głowacki, Nalepa, Bunoza – Sarki, Stjepanović, Garguła (60’ Wilk), Chrapek, Małecki (90+2’ Burdenski) – Boguski (76’ Burliga)
Żółte kartki: Stjepanović, Nalepa
Sędziował: Daniel Stefański z Bydgoszczy