„To wszystko sprawka aniołów”. Z wizytą na Brackiej 9

"Nie jestem wróżką. Dopóki będziemy mieć meble tapicerowane i nie zmieni się ta moda, to zawód ten będzie potrzebny", przyznaje pani Halina Furmanik-Wenzel fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Przechodząc przez próg sklepu „Brokat”, odgłosy ulicy milkną, chociaż znajdujemy się w samym sercu Krakowa. Zewsząd spoglądają na nas różnego rodzaju wyroby lokalnych artystów plastyków, a wzrok przykuwa znajdujący się w oknie wystawy piękny, sporych rozmiarów fotel. Ale niech nikogo nie zmyli ta niewielka galeria sztuki. Tak naprawdę to miejsce, w którym znajdziemy materiały obiciowe oraz będziemy mogli dowiedzieć się czegoś więcej o działającej pracowni tapicerskiej.

Na początek trochę historii. W 1950 roku powstał Zakład Tapicerski założony przez pana Józefa Furmanika, ojca pani Haliny Furmanik, która jest bohaterką naszego reportażu. Zakład funkcjonował  w pomieszczeniach kamienicy przy ulicy Brackiej 9. Po śmierci założyciela, pani Halina wraz ze swoim mężem Markiem Wenzlem, postanowili kontynuować dzieło swojego ojca. Otworzyła zatem sklep „Brokat”, w którym można znaleźć różnego rodzaju tkaniny obiciowe, a jej mąż stał się kierownikiem zakładu. Przez lata swojej działalności zajmują się renowacją antyków i współczesnych mebli. Właścicielka „Brokatu” dobiera odpowiednią tkaninę obiciową, a jej mąż wraz z synem zajmują się realizacją projektu.

Nie tylko cztery ściany

- Tapicer jest zawodem ważnym lub nie. Zależy, jak interpretują to niektóre osoby – twierdzi pani Halina. – Dla niektórych są to rzeczy bardzo ważne, ponieważ oprócz czterech ścian, aby przyjemniej nam się żyło, mamy również meble. Są one różne, co wiąże się z upodobaniem człowieka. Te starsze potrzebują pielęgnacji i odnowienia materiału, dobranego odpowiednio do wnętrza. Mój sklep jest potrzebny takim ludziom, którzy poszukują czegoś, co chcieliby zmienić w swoim mieszkaniu.

Do sklepu wchodzi klientka. Trwają długie konsultacje, podczas których właścicielka prezentuje różne tkaniny i przedstawia je w najdrobniejszych szczegółach. Można powiedzieć, że lokal przy ulicy Brackiej 9 jest często odwiedzanym miejscem – przez artystów, mieszkańców i oczywiście turystów. Zachwyca nie tylko wnętrze, niezwykłe eksponaty na półkach, ale również osobowość pani Haliny. Kobieta przyznaje, że jej założeniem było, aby każdy czuł się w tym miejscu jak gość.

- Czy zawód można kochać? Trzeba czuć pasję i wszystko, co jest z tym związane, trzeba to akceptować. Im więcej wyzwań, tym człowiek bardziej się angażuje. Dla mnie ogromną przyjemnością jest moment, kiedy znajduję materiał pasujący do mebla. Słowo „pasja” to za dużo powiedziane, słowo „miłość”… To raczej łączę raczej z ludźmi. Ta  profesja to dla mnie ogromna frajda!

Co klientowi w duszy gra?

- Przy doborze materiału nie jest istotne, czym zajmuje się dana osoba. To ważne jedynie wtedy, kiedy dobieramy materiał na przykład do kancelarii albo do gabinetu. Jeżeli chodzi o tkaniny obiciowe do mieszkania, to liczy się preferencja kolorów. Zdarza się, że potrzebne jest obicie na jeden konkretny mebel. Wówczas trzeba znaleźć takie, które będzie pasowało do tego, co już jest. Ważne, aby nie „przegadać” wnętrza– wyjaśnia pani Halina, pokazując co przepiękne materiały znajdujące się w jej sklepie.

Pracownia Tapicerska realizowała zamówienia do wielu ważnych krakowskich instytucji. Pani Halina zaznacza, że trzeba jednak odróżnić dwie rzeczy – sklep i pracownię. Do „Brokatu” przychodzą różni ludzie i kupują materiały do mebli, a pracownia zazwyczaj realizuje te zlecenia. Dotyczyły one nie tylko kawiarni, restauracji, ale też Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Muzeum Narodowego w Krakowie. Sporo zamówień pojawiało się z teatrów. Pani Furmanik-Wenzel za przykład podaje Narodowy Teatr Stary. Nie można zapomnieć oczywiście o prywatnych odbiorcach, którzy potrzebują materiałów obiciowych do swoich domów czy mieszkań.

„Jeżeli będziemy mieć wyobraźnię…”

Przebywając dłuższą chwilę w „Brokacie”, możemy poczuć się jak w kameralnej galerii sztuki. – Jeżeli będziemy mieć wyobraźnię, to patrząc na pewne materiały, nawet te mające specyficzny wzór, ujrzymy je na określonych meblach – kontynuuje tajemniczo pani Halina. – Właściwie mogę powiedzieć, że mam pewien dar. Widząc zdjęcie mebla, nawet na wyświetlaczu komórki, mam świadomość, jaki materiał powinien na nim być i jaki będzie dobrze wyglądał.

Jedyna wpadka

- Moją jedyną wpadką, która do tej pory w jakiś sposób nie daje mi spokoju, to meble w jednej z krakowskich kawiarni – uśmiecha się kobieta. – Wiele lat temu jej właściciel przyszedł do mnie i wytłumaczył mi, nie pokazując zdjęcia, że ma „ludwiki” do obicia. W momencie, kiedy przyszłam tam na koncert, zastygłam w przerażeniu. Były to „eklektyki”. Jeżeli jest jakiś styl, to raczej powinno się go trzymać. Gdybym widziała ten mebel, to wiedziałabym, jaki materiał wykorzystać.

Zdarzają się również tkaniny, których wzory nie należą do "ulubieńców" pani Haliny. Czasami zdarza się, że właśnie ten materiał można dopasować do mebla, który chce odmienić klient. – Nawet w takich chwilach intuicja mnie nie zawodzi – żartuje.

Klasyka i tak się obroni

- Ludzie posiłkują się wiedzą, oglądając aranżacje w czasopismach wnętrzarskich i wyszukują tam stylu. Oczywiście obowiązują określone trendy i propozycje nowych wzorników czy próbników, ale zdaję sobie sprawę z tego, że klasyka zawsze się obroni. Trzeba się trzymać zawsze tego, co człowiek czuje. Nie można kierować się trendami. Przykładowo: klient marzy o tym, aby obić fotel wzorem „żyrafy”. To niekoniecznie będzie pasowało u nas. Jednak wszystko to kwestia gustu – stwierdza właścicielka „Brokatu”.

„Nie jestem wróżką”

Pani Halina przyznaje, że trudno jej przewidzieć, jaka przyszłość czeka profesję tapicera i co się z tym wiąże – kwestię doboru tkanin, którym ona się zajmuje. – Nie jestem wróżką. Dopóki będziemy mieć meble tapicerowane i nie zmieni się ta moda, to zawód ten będzie potrzebny. Przecież one też potrzebują zmian, czyli obicia. Materiały się brudzą, przecierają, zmieniają kolory i przestają się podobać. Przyszłość zależy od klientów i mam nadzieję, że nie będą kupowali oni marnych jakościowo produktów. Jakość powinniśmy doceniać w każdej dziedzinie życia.

Fotel z wystawy i anioły

- Do mojego sklepu zawitało wielu klientów. Spor już nie żyje, ale „żyją” tkaniny na tych meblach – w głosie pani Haliny pojawia się sentyment. – Przychodzi do mnie już kolejne pokolenie, które będzie chciało wymienić ten materiał. Kraków to miejsce, gdzie uchroniło się wiele wspaniałych antyków, które trzeba chronić.

Interesująca historia dotyczy fotela, który znajduje się w oknie wystawowym sklepu. Syn pani Haliny znalazł go na wysypisku śmieci. Ktoś robił remont i wyrzucił piękny mebel. – Przed domem znajdowały się gruzy, sporo innych rzeczy i fotel, który zwrócił uwagę mojego syna. Odnowiliśmy go. Dałam na niego przepiękny materiał, co widać – uśmiecha się z dumą. Biurko, przy którym obecnie pracuje, również zostało znalezione przypadkiem. - Kiedy jeszcze miałam siedzibę przy ulicy Gołębiej, była tam lada. Jednak okazała się za długa do nowego pomieszczenia. Długo szukałam biurka, które spełniłoby moje oczekiwania. Pewnego razu mój mąż nie chciał iść na spacer z psami. Jednak żal mu się zrobiło naszych czworonogów, które mogłyby stracić wspaniałą okazję do zabawy. Proszę sobie wyobrazić, że przy wejściu do zagajnika ktoś wyrzucił to biurko szufladami do spodu! To była jedyna rzecz, która się tam znajdowała. Myślę, że to anioły spowodowały, że ktoś wyrzucił biurko właśnie w tym miejscu. Jak widać, miało trafić do mnie. Co więcej, było ono niebieskie, czyli anielskie, a tutaj, krawędź ma kształt skrzydełka. Ma ono sto lat i jest w stylu art deco.  Jak widać, to wszystko sprawka aniołów- podsumowuje z uśmiechem pani Furmanik-Wenzel.

Była to pierwsza część reportażu poświęconego tej tematyce. Już niebawem odwiedzimy Pracownię Tapicerską państwa Wenzel.