News LoveKraków.pl

„Uderzył trzy osoby, kopnął lekarkę w twarz”. Medycy mówią nam o agresywnych pacjentach

fot. Konrad Kozłowski, LoveKraków.pl
– Czy boję się przychodzić do pracy? Nie. Natomiast kiedy jestem już w tej pracy i zdarzy się agresja ze strony pacjenta, wtedy pojawia się lęk – mówi nam ratowniczka.
29 kwietnia tego roku, Szpital Uniwersytecki w Krakowie. Ortopeda Tomasz Solecki przyjmuje pacjenta w swoim gabinecie. W pewnym momencie do środka wchodzi 35-letni Jarosław W., funkcjonariusz Służby Więziennej. Zadaje lekarzowi od kilkunastu do kilkudziesięciu ciosów nożem. Życia krakowskiego medyka nie udaje się uratować.

Mija parę dni, a w Krakowie dochodzi do kolejnej agresji wobec medyków, tym razem w Szpitalu Wojskowym. Pacjent jest agresywny, wulgarny i nie stosuje się do poleceń personelu medycznego. Okazało się, że 35-letni mężczyzna był pod wpływem alkoholu: miał go pół promila we krwi. W efekcie przewieziono go do izby wytrzeźwień.

27 maja prokuratura przekazuje szokujące ustalenia, tym razem dotyczące planowanego zabójstwa trzech lekarzy. „Kupił broń i ołowiane kule, a następnie w czasie wizyty lekarskiej nie krył, że planuje za ich pomocą zabić medyków ze Szpitala Położniczo-Ginekologicznego Ujastek, którzy uczestniczyli w porodzie jego córki. Mężczyzna został zatrzymany i usłyszał zarzut” – przekazują śledczy.

Rafał Malik, koordynator do spraw transportu na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym Szpitala im. Narutowicza: – Czy jeśli chodzi o agresję wobec medyków, jest tendencja wzrostowa? Raczej nie. Jesteśmy społeczeństwem, które ktoś niepotrzebnie zantagonizował. Teraz zbieramy tego żniwo.

SOR, fot. Konrad Kozłowski
SOR, fot. Konrad Kozłowski


„Będziemy bardziej czujni”

W czwartek 29 maja w miejskim szpitalu przy ulicy Prądnickiej odbyło się szkolenie dla medyków. Funkcjonariusze z Samodzielnego Pododdziału Kontrterrorystycznego małopolskiej policji pokazywali uczestnikom, jak bronić się przed agresywnymi pacjentami. – Bardzo ważnym elementem jest jak najszybsze powiadomienie służb, ponieważ czas, w którym uda nam się dotrzeć na miejsce, jest bardzo istotny – mówi nam dowódca SPKP. Wspomina o zasadzie 4U: uważaj, uciekaj, ukryj się, udaremnij atak! – Jeżeli będziemy się do niej stosować, na pewno zwiększymy swoje szanse w przypadku zagrożenia – przekonuje. – Czy podczas szkolenia obserwujecie, że medycy są przygotowani na sytuacje kryzysowe, związane np. z atakiem ze strony pacjenta? – dopytujemy. – Społeczeństwo nie jest wyedukowane na wypadek takich zdarzeń – słyszymy.

Rafał Malik: – W ostatnich dniach mieliśmy agresywnego pacjenta na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. W pewnym momencie pobudził się i był nie do okiełznania. Trzeba było nad nim zapanować, bo zaczął niszczyć sprzęt i zaczął zagrażać także sam sobie. To był młody mężczyzna. Musiał być jakiś czynnik, który go pobudził. Przecież normalny człowiek tak się nie zachowuje.

Dopytujemy, czy dużo jest takich pacjentów? – Pobudzonych, pod wpływem jakichś środków, które to pobudzenie aktywują, może nie jest aż tak dużo, natomiast dostrzegam taki trend, że jak pacjent wchodzi na SOR, to jakby od razu szuka zaczepki. Jeśli w szpitalu wydarzyło się coś, co nie było po jego myśli, od razu jest to powód do tego, żeby kogoś z personelu zwyzywać, żeby dla kogoś być przykrym.

Dodaje, że nikt nie jest przygotowany na atak. – To jest wydarzenie, na które nie mamy wpływu. Takie szkolenia jak dzisiejsze spowodują to, co spowodować mają: że będziemy trochę bardziej czujni, trochę bardziej przygotowani na takie sytuacje. Będziemy wiedzieć, jak się zachować do momentu pojawienia się służb.

Ćwiczenia z kontrterrorystami, fot. Bartosz Izdebski, małopolska policja
Ćwiczenia z kontrterrorystami, fot. Bartosz Izdebski, małopolska policja


Przymus bezpośredni

Mgr Elżbieta Młynarczyk, zastępczyni pielęgniarki oddziałowej Szpitalnego Oddziału Ratunkowego: – Na tutejszym SOR pracuję od początku jego istnienia, czyli od 2004 roku. Faktycznie, w ostatnim czasie coraz więcej mówi się o atakach na medyków. Kiedyś się nie mówiło. Mimo że ataki były od zawsze. Zawsze zdarzali się pacjenci pobudzeni, agresywni, pod wpływem alkoholu, narkotyków. Ale od kiedy na rynku pojawiły się dopalacze, to jest wysyp takich osób. Po prostu apogeum. To najtrudniejsze przypadki. Z taką osobą nie ma jak nawiązać kontaktu, a dodatkowo jest ona agresywna. Nie chce dać sobie pomóc. A my przecież musimy do takiego człowieka podejść jak do każdego pacjenta. Jednak bywa, że musimy użyć siły. Stosujemy przymus bezpośredni. Wcześniej informujemy pacjenta, że jeśli nie uspokoi się, to taki przymus zastosujemy.

Na czym polega? – Zakładamy takiemu pacjentowi pasy magnetyczne, żeby na czas diagnostyki był unieruchomiony. Inaczej nie bylibyśmy w stanie jej przeprowadzić, bo taka osoba wyrywa sobie wkłucia, zaczepia innych pacjentów, rzuca wszystkim, co mu w ręce wpadnie. Parawany zrywa. Boimy się o sprzęt, bo np. taki kardiomonitor waży z 40 kg. Obawiamy się, że rzuci takim o podłogę albo w innego pacjenta – dodaje Młynarczyk.

Czy szkolenia są przydatne? – Tutaj przede wszystkim działa doświadczenie. Wiemy, kiedy zareagować, kiedy odskoczyć. Gdy ktoś jest młody, krótko pracuje, może być bardziej narażony, bo tego doświadczenia nie ma. W pierwszej kolejności przede wszystkim dbamy o własne bezpieczeństwo – przekonuje nasza rozmówczyni. Dopytujemy o ostatnie wydarzenia, m.in. o tragedię w Szpitalu Uniwersyteckim. Przypomnijmy, że prawdopodobnym motywem ataku na Tomasza Soleckiego było niezadowolenie pacjenta z dotychczasowego leczenia. – Z przypadkiem takiej osoby nie spotkałam się. Są pacjenci psychiatryczni, wobec których też trzeba użyć przymusu bezpośredniego. Czy pacjenci są dziś bardziej roszczeniowi? Czasami mają pretensje, że długo czekają. Twierdzą, że są najważniejsi, inni wkoło się nie liczą. Bywa, że reanimujemy pacjenta, a obok krzyczy człowiek, kiedy go przyjmiemy – mówi dla LoveKraków Młynarczyk.

Kopnął lekarkę w twarz

Małgorzata, od 6 lat ratowniczka medyczna (dokładnie pamięta przebieg zdarzenia z udziałem wcześniej opisanego agresywnego pacjenta): – Wymachiwał rękami, nogami, łącznie z tym, że stawał na głowie, rozwalił barierkę, uderzył trzy osoby, w tym jedną panią doktor kopnął w twarz. Próbowaliśmy go obezwładnić. W końcu udało mu się podać leki uspokajające. Dzwoniliśmy po transport, po lekarzy, by pomogli nam go dźwignąć na łóżko. Przyjechała policja.

Dodaje: – Czy to jest nasza codzienność? Nie, ale takie sytuacje co jakiś czas się zdarzają. Ostatnio jest bardzo dużo pacjentów psychiatrycznych, pod wpływem narkotyków. Nie zawsze dochodzi do agresji fizycznej, czasami jest agresja słowna. Kiedyś pracowałam w innym szpitalu, to pacjent rozwalił mi okulary. To był pacjent psychiatryczny.

Czy po ostatnich atakach na medyków, które opisywały media, boi się przychodzić do pracy? – Nie. Natomiast kiedy jestem już w tej pracy i zdarzy się agresja ze strony pacjenta, wtedy pojawia się lęk – mówi ratowniczka.

Niektórzy medycy ze Szpitala Narutowicza sugerują, by w placówce działała ochrona, która zareaguje wcześniej niż na miejscu pojawią się służby. – Szpital od lat nie korzysta z ochrony firm zewnętrznych: ze względu na brak środków pieniężnych, pozwalających na sfinansowanie takich działań – odpowiada Jacek Hymczak, pełnomocnik władz lecznicy. Zwraca też uwagę na to, jak taka ochrona wygląda w innych placówkach medycznych. Jego zdaniem jest ona tylko złudzeniem bezpieczeństwa, a nie faktycznym zabezpieczeniem. – Zatrudniane są osoby w wieku emerytalnym, często z orzeczeniem o niepełnosprawności, bez kwalifikacji czy bez licencji, które umożliwiają podejmowanie interwencji, ujęcie czy stosowanie środków przymusu bezpośredniego – dodaje.

I mówi: „Działanie grup interwencyjnych, których dojazd do placówki zajmuje kilkadziesiąt minut od momentu zgłoszenia zdarzenia (a nie jego wystąpienia), o ile oczywiście patrol w danym momencie nie wykonuje innych czynności, także jest dalece odległe od zapewnienia realnego poczucia bezpieczeństwa”. Hymczak zwraca uwagę, że w Szpitalu Narutowicza są portierzy, którzy są całodobowo w SOR oraz w godz. od 7 do 19 przy wejściu do budynku głównego.

Fot. Konrad Kozłowski
Fot. Konrad Kozłowski