Do komisji skarg, wniosków i petycji rady miasta wpływają najróżniejsze sprawy. Ta dotyczy uszkodzenia opony i roszczeń z tego tytułu kierowanych do ZDMK. Problem w tym, że właściciel samochodu nie miał żadnych dowodów, a o szkodzie dowiedział się dopiero po przejechaniu 100 kilometrów.
W grudniu zeszłego roku do Miejskiego Inżyniera Ruchu trafiło zgłoszenie uszkodzenia pojazdu. Jego właściciel opisał, kiedy i w jaki sposób powstała szkoda oraz zażądał ponad 1,3 tys. złotych. Przy tym nie przedstawił żadnej dokumentacji, która potwierdziłaby jego słowa.
A co się wydarzyło? Kierowca uznał, że przez nieprawidłowe oznakowanie na skrzyżowaniu ul. Krakowskiej i Bocheńskiej (a konkretnie z placu Wolnica) już po dopuszczeniu na tej pierwszej ruchu, spowodowało, iż mężczyzna zamiast skręcić w prawo – bo tak powinny informować znaki, skręcił w lewo i uderzył w konstrukcję przystanku wiedeńskiego. Działo się to 25 listopada. Warto zauważyć, że znaku, o którym mowa, faktycznie nie było, co wykazała kontrola urzędników.
Kto ma płacić i za co
Wtedy jednak za ten rejon odpowiadało konsorcjum zajmujące się przebudową ul. Krakowskiej. I to właśnie do firm, które były wykonawcami, kierowca powinien się zwrócić z wnioskiem o odszkodowanie.
ZDMK rozumie też decyzję firmy, która odmówiła wypłaty roszczeń. A to z takiego faktu, że kierowca nie sporządził żadnej dokumentacji (choćby zdjęcia), nie miał też świadków, którzy potwierdziliby jego wersję zdarzenia.
– „Ciężar udowodnienia faktu spoczywa na osobie, która z faktu tego wywodzi skutki prawne” – zacytował zapis z kodeksu cywilnego dyrektor Zarządu Dróg Miasta Krakowa.
Co więcej, kierowca przyznał w korespondencji, że uszkodzenie zauważył dopiero po ok. 100 przejechanych kilometrach. – Do uszkodzenia mogło dojść w każdym innym miejscu, także nie będącym w utrzymaniu ZDMK – stwierdził dyrektor jednostki.
Kierowca został pouczony, że jeśli nie zgadza się z decyzją urzędników, może wystąpić na drogę sądową, a radni z komisji uznali, że skarga jest bezzasadna.