„To będzie historia kosmiczna” – takie słowa padną w czwartek ze sceny w Łaźni Nowej. Teatr 18 października zaprasza na premierę spektaklu „Pluton P-Brane” w reżyserii Mateusza Pakuły. W rolach głównych Jan Peszek, Zuzanna Skolias i Mikołaj Skarczewski.
Percival Lowell i Clyde Tombaugh. Odkrywcy, którzy tak naprawdę nigdy się nie spotkali, a połączył ich… najjaśniejszy obiekt pasa Kupiera. Mowa o planecie Pluton, który od 2006 roku decyzją Międzynarodowej Unii Astronomicznej, nie ma już statusu planety – jest co najwyżej plutiodem czy planetą karłowatą.
Planeta X i kanały na Marsie
Pluton został odkryty przez Tombaugha w 1930 roku. Od tego czasu był oficjalnie uznawany za dziewiąta planetę Układu Słonecznego. Teraz mało kto pamięta, jak naprawdę wyglądało jej odkrycie.
– Sztuka bazuje na biografii Lowella i Tombaugha, ale samą biografią nie jest. Pierwszy z bohaterów to szajbnięty romantyk z dziecięcą wyobraźnią. Za zgromadzoną fortunę ufundował najnowocześniejsze wówczas obserwatorium astronomiczne w Arizonie, w którym jakiś czas później Tombaugh dokonał odkrycia – mówi Mateusz Pakuła, reżyser i autor tekstu sztuki „Pluton P-Brane”.
Lowell był uznawany za szaleńca po tym, jak stwierdził, że kanały na Marsie są niezbitym dowodem na to, że Czerwoną Planetę zamieszkują inteligentne istoty. Swoją teorią oczarował świat i to właśnie m.in. on zainspirował Wellsa do napisania „Wojny światów”.
Naukowcy szybko stwierdzili absurdalność tych przypuszczeń, a Lowell stał się pośmiewiskiem środowiska astronomicznego. Postanowił zamknąć się w swoim obserwatorium i odnaleźć dziewiątą planetę, zaburzającą orbitę Neptuna. Planety X szukał przez całe swoje życie.
Spotkanie na deskach teatru
Dopiero w Łaźni Nowej doszło do niemożliwego w rzeczywistości spotkania bohaterów.
– W roku śmierci Percivala, Clyde miał 10 lat. Cały koncept sztuki opiera się na tym, że doprowadzam do ich spotkania, które się nie wydarzyło. I to w kilku wersjach i wariantach, ponieważ nasz wszechświat ma nieskończoną liczbę wariantów – tłumaczy Pakuła.
Teoria Hawkinga
Do czego nawiązuje zatem tajemniczy tytuł sztuki? Wszystko jest związane z branami. Stephen Hawking, brytyjski astrofizyk i kosmolog, pisał, że żyjemy w branie – czterowymiarowej powierzchni, która rozciąga się w przestrzeni o większej liczbie wymiarów. Bran jest o wiele więcej niż ta jedna, na której przyszło nam żyć.
– Według obliczeń, dryfując w próżni, brany mogą się przyciągać siłą grawitacji, a nawet zderzać. Samo słowo „brana” pochodzi od „membrany” – brany o dwóch wymiarach. Struna jest braną o jednym wymiarze. Branę o p wymiarach nazywa się „p-braną”. Tytuł nawiązuje więc do wieloznaczności kojarzących się z astrofizycznymi teoriami – dodaje Pakuła.
Jan Peszek wyrusza w kosmos
W roli Lowella zobaczymy Jana Peszka. Aktor przyznaje, że chociaż do samego kosmosu go nie ciągnie, przejmuje go jego zagadka.
– Kosmos ma w sobie coś magnetycznego. Myślę, że wszyscy – nie tylko zakochani, lubią się zagapić w rozgwieżdżone niebo. I snuć abstrakcyjne skojarzenia – mówi aktor.
Dodaje, że sam spektakl nie ma aspiracji bycia życiorysem jego bohatera, a ma skłonić widza do refleksji. Refleksji nad tym, jakie jest jego miejsce we wszechświecie.
– Jaką jest jego częścią wobec tego ogromu pustki, wielkich wybuchów. Lowell wypowiada nawet słowa, że wszystkie rodzaje sztuk są niczym wobec oszałamiającego piękna kosmosu. Jednak to piękno trzeba chcieć dostrzec – przyznaje Jan Peszek. – Teraz jesteśmy przytłoczeni codzienną egzystencją, martwieniem się o nią, czy starczy nam wody, słońca… To wszystko jest niczym wobec ogromu i problematyki kosmosu. Bo czym jest nasze 70-, 80-letnie życie w porównaniu z miliardami lat ewolucji? – zastanawia się Jan Peszek.