„Mateczny Zdrój” lub „Anton” – to nazwy wód, które od końca września będzie można pić w otwartej w piątek Krakowskiej Pijani Zdrojowej przy rondzie Matecznego. Woda m.in. rozpuszcza niektóre kamienie nerkowe, przyspiesza przemianę materii i usuwa skutki przedawkowania alkoholu.
Pierwsze skojarzenie z rondem Antoniego Matecznego nie jest zbyt przyjemne. Niemal codziennością są zakorkowane pasy jezdni, kopcące silniki stojących samochodów i związany z tym smog. Wszystko dlatego, że jest to rondo o największym natężeniu ruchu w Krakowie. Tuż obok – jadąc w kierunku Bonarki po prawej stronie – jest jednak zielony teren skryty za ekranami akustycznymi i konarami drzew. To Park Zdrojowy Mateczny, w którym 27 sierpnia otwarto pijalnię wody mineralnej. W 1898 roku odkrył ją balneolog Antoni Mateczny, patron ronda. W 1905 roku naukowiec wybudował tam Zakład Kąpielowy Wody Siarczano–Solankowej.
– Kiedyś Podgórze kończyło się właśnie w tym miejscu. Mateczny na obrzeżach miasta budował dom i skutecznie szukał wody. Gdy dowiercił się na głębokość ponad 37 metrów, wytrysnęła woda o specyficznym smaku i zapachu. Co tu mówić, była śmierdząca – mówi Alina Duda, rzeczniczka EGM S.A.
Idealne proporcje
Mateczny nie zakopał śmierdzącego odwiertu, ale zlecił badania. Wyniki przyjął z zadowoleniem – woda zawierała bardzo dużo magnezu i dwukrotnie więcej wapnia, a także selen, nazywany pierwiastkiem życia.
– Woda do dziś ma te same lecznicze właściwości. Proporcja magnezu i wapnia 1:2 jest uważana za najlepiej przyswajaną przez organizm. Profesor Julian Aleksandrowicz [popularnie nazywany „Doktorem Twardym”] mówił, że są w niej pierwiastki potrzebne osobom narażonym na choroby cywilizacyjne – mówi Alina Duda.
Na otwarciu pijalni pojawił się Andrzej Stefański, prawnuk Antoniego Matecznego, który cieszył się z powrotu do źródeł i tego, że teren nie został zabudowany przez deweloperów.
– Widziałem to miejsce w ruinie – przyznał. – Pierwszy raz napiłem się wody z tego ujęcia, kiedy nie chodziłem jeszcze do szkoły. Nawet nie pamiętam smaku. Woda ta była w naszym domu na stole – podkreślał Andrzej Stefański.
Prawnuk Antoniego Matecznego mieszkał w okolicach ulicy Floriańskiej, a więc w latach powojennych kawał drogi do parku zdrojowego. – Wtedy były to obrzeża Krakowa, trudno było się dostać z powodu słabej komunikacji. Chciałbym, ale nie mogę powiedzieć, że picie tej wody było tradycją. Najczęściej sięgało się po kranówkę. Spróbowałem dziś wody po latach i bardzo mi smakuje, nie ma śmierdzącego zapachu. Pijcie na zdrowie! – zachęca.
Dwa rodzaje. Wystarczy pół litra
Wodę w tym miejscu można było pić jeszcze w latach 90. Później zniknęła stojąca tam budka i możliwość dostarczenia organizmowi pierwiastków. Spółka EGM ponad dziesięć lat starała się o zgody na ponowne korzystanie z ujęcia. Alina Duda mówi, że woda wciąż ma te same właściwości, a śmierdzący zapach nie będzie dręczył smakoszy dzięki odpowiedniemu napowietrzeniu.
Woda wysokozmineralizowana „Mateczny Zdrój” jest tak bogata w pierwiastki, że osobie prowadzącej normalny tryb życia (która dużo się nie poci, nie ćwiczy dużo w siłowni) wystarczy pół litra na dobę. Trzeba uważać, by jej nie przedawkować. Z kolei średniozmineralizowaną wodą „Anton” można rozkoszować się bez umiaru.
Wody będą dostępne w budynku pijalni, która powstał w miejscu ujęcia Antoniego Matecznego i wyglądem nawiązuje do budynków zakładu kąpielowego w stylu secesyjnym. Będzie można także kupować ją w butelkach o pojemności 330 i 700 mililitrów. Na razie spółka EGM nie podała ceny za butelkę.
Z pijalni będzie można korzystać od 25 września. Otwarcie będzie powiązane z kolejną edycją Dni Podgórza.
O tym, czy „Mateczny Zdrój” i „Anton” trafią na sklepowe półki i skąd pewność, że woda wydobywana z ujęcia w tak zanieczyszczonym rejonie Krakowa ma lecznicze właściwości, przeczytacie w poniedziałek na LoveKraków.pl.