Służba Więzienna to dziś jedna z najbardziej sfeminizowanych służb mundurowych w Polsce. I mimo iż wielu osobom nadal wydaje się, iż kobieta w SW to zjawisko nadzwyczajne, panie nie przestają zaznaczać swojej obecności w środowiskach mundurowych. Co dzieje się za zamkniętymi drzwiami więzienia? O swojej pracy opowiadają nam cztery funkcjonariuszki.
Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Krakowie istnieje od 1996 roku. Jego siedziba mieści się przy ulicy Montelupich 7. Podlegają mu wszystkie zakłady karne i areszty śledcze na terenie województwa małopolskiego i świętokrzyskiego. Tuż obok siedziby inspektoratu, w więzieniu na Montelupich, przebywają osoby tymczasowo aresztowane oraz skazane po wyrokach sądowych i ukarani. Na „Monte” znajduje się również jeden z trzynastu polskich szpitali więziennych.
Nieco ponad 3% więźniów to kobiety
Mjr Tomasz Wacławek, rzecznik prasowy OISW w Krakowie:
W całym okręgu krakowskim jest ponad dwa tysiące funkcjonariuszy Służby Więziennej i pracowników cywilnych. Prawie dwadzieścia procent to kobiety. Wiele z nich posiada stopnie oficerskie. Kobiety są niemal na wszystkich stanowiskach – więcej wśród psychologów, personelu medycznego i w działach administracyjnych, mniej w ochronie i kwatermistrzostwie. Niewielka liczba kobiet w działach ochrony wynika głównie z ograniczeń dotyczących realizowania kontroli osobistych – musi je wykonywać osoba tej samej płci, o ile nie jest ze służby zdrowia. A wśród więźniów tylko nieco ponad 3 procent to kobiety. Do tej pory nie było też kobiet funkcjonariuszek w Grupach Interwencyjnych Służby Więziennej.
W samym areszcie przy Montelupich pracuje aktualnie 88 kobiet na 306 pracowników i funkcjonariuszy. Badania społeczne nad rolą kobiet w więziennictwie, prowadzone już kilkadziesiąt lat temu, wskazywały na to, że ich obecność w jednostkach penitencjarnych obniża poziom agresji więźniów i wpływa korzystnie na sposób komunikacji. Ponadto, kobiety wśród personelu więziennego to specyficznie kobiece pola zainteresowań i umiejętności oraz wrażliwość, a zakład karny jest odbierany jako miejsce bardziej przystępne. Będąc na kilkutygodniowym stażu w USA, widziałem wiele kobiet w mundurach, pracujących w więziennictwie.
Służba Więzienna z czterech perspektyw
Cztery z funkcjonariuszek pracujących w okręgu krakowskim zgodziły się opowiedzieć o sobie i swojej pracy: Anna – pracownik działu finansów, Dominika – więzienny psycholog, Renata – pielęgniarka, oraz Agnieszka – kierownik działu ochrony. Na spotkanie ze mną wpadają zabiegane. Mówię, że nie zajmę im wiele czasu, skoro mają ciężki dzień. – Każdy dzień jest tutaj ciężki – słyszę w odpowiedzi od Agnieszki, która ma na sobie mundur funkcjonariusza. Zapowiada się ciekawy wywiad.
Barbara Cyrek, LoveKraków.pl: Co Panie zainspirowało do podjęcia pracy w SW? Skąd pomysł na taką ścieżkę kariery?
Anna: W mojej rodzinie mundur był obecny od kilku pokoleń. Ja osobiście interesowałam się zawsze finansami i stanowisko, które tutaj piastuję, pozwala mi pogodzić moje zainteresowania i rodzinną tradycję.
Dominika: Zabrzmi to dziwnie, ale w moim przypadku o pracy tutaj zadecydowało zamiłowanie do wszelkiego rodzaju psychopatologii. Oczywiście z punktu widzenia medycznego. Chciałam mieć kontakt z tym, co studiowałam, pomagać ludziom, co jest moją pasją. Pracuję tu już dziesięć lat z okładem. Na Montelupich zaczęłam pracę w czasach, kiedy, podobnie jak teraz, ciężko było o zatrudnienie osobom z wyższym wykształceniem. Złożyłam w kadrach swój życiorys i raz w miesiącu przychodziłam tu i przypominałam się, by zadzwoniono do mnie od razu, kiedy zwolni się miejsce. Była to pewna technika psychologiczna, ale poskutkowała.
Służby mundurowe kojarzone są raczej z mężczyznami. Jak się Panie czują w męskim zawodzie?
Anna: To tylko stereotyp. Naprawdę pań w mundurach jest dużo. Służba Więzienna jest pod tym względem specyficzna. Mamy bowiem Radę ds. Kobiet, która zajmuje się tematyką równouprawnienia kobiet w Służbie Więziennej, np. walki ze szklanym sufitem. Rada funkcjonuje już kilka lat. W zakres jej działań wchodzą prawa kobiet, warunki ich pracy. Rada wydała poradniki na temat dyskryminacji i mobbingu w pracy oraz przemocy domowej; organizuje również konferencje.
Renata: W pracę Rady może zaangażować się każda osoba zainteresowana tematami „prokobiecymi”. My w Krakowie staramy się uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez Radę. W marcu tego roku zorganizowałyśmy Forum Kobiet Służb Mundurowych – zaprosiłyśmy również Panie z innych służb. Widzimy, że panie, w ślad za nami, aktywizują się i dołączają do naszych inicjatyw.
Dlaczego właśnie w SW powstała Rada ds Kobiet?
Renata: W SW kobiet jest teraz dużo. Zawsze panowały stereotypy, że służby są tylko męskie. Teraz panie zaczynają aktywnie uczestniczyć w życiu służb mundurowych. I to jest dobry czas na to, by zająć się problemami, które bywają nieco inne niż męskie.
Ale nie ma zasady parytetowej, mówiącej o tym, że musi być jakaś liczba kobiet w Służbie?
Renata: Nie. Parytety nie są ustalane z góry, ale patrząc na to przez perspektywę Aresztu Śledczego w Krakowie, mogę stwierdzić, że dużo mamy pań – nawet na stanowiskach kierowniczych. Mieliśmy na Montelupich panią dyrektor, a kobiet-dyrektorów również jest kilka w całym okręgu. Nie ma w Służbie Więziennej takiego stanowiska, którego nie mogłaby zajmować kobieta. Jeśli tylko posiada odpowiednie kompetencje i predyspozycje.
Czy odnoszą Panie wrażenie, że na stanowiskach, które piastujecie, mężczyznom byłoby łatwiej lub trudniej?
Renata: Te stanowiska są wszystkie dostępne dla obu płci, praca jest taka sama. Musimy mieć takie samo wykształcenie, kwalifikacje i predyspozycje jak mężczyźni. My tu robimy wszystko. I nie ważne, na jakim posterunku się pracuje i co się wykonuje, robimy to samo, co panowie.
Agnieszka: W szkole oficerskiej zawsze powtarzają „tutaj nie ma kobiet i mężczyzn, tutaj są funkcjonariusze”. Na zajęciach terenowych wszyscy są tak samo ubrani i często szkoleniowiec nawet nie wie, czy oponą od TIR-a rzuca w kobietę czy w mężczyznę.
A czy na przykład pacjentom łatwiej jest się otworzyć przed psychologiem-kobietą?
Dominika: Jest coś takiego, ale to również wynika ze stereotypu, że kobieta jest bardziej wrażliwa. W tym przypadku te stereotypy pracują na naszą korzyść. Natomiast pracuje u nas trzech psychologów mężczyzn i osadzeni chodzą również do nich. W niczym ta praca się nie różni. Oczywiście, wiadomo, że jak pojawia się nowa pani psycholog, to rośnie zainteresowanie konsultacjami psychologicznymi.
Mężczyźni w zamknięciu muszą tłumić swoje potrzeby. Spotykają się Panie z jakimiś sytuacjami lub utarczkami słownymi na tle seksualnym?
Dominika: Pamiętam taką sytuację. To było wiele lat temu. Jeden osadzony zapisywał się do mnie codziennie. Przychodził z jakimiś drobiazgami, wymyślonymi powodami. W końcu poprosiłam oddziałowego, żeby się dowiedział swoimi drogami, o co temu skazanemu chodzi. Dwa dni później oddziałowy przyniósł wieści. Przyszedł do niego inny osadzony, który zajmował celę wspólnie z moim podopiecznym i powiedział „ja wiem, czemu ten gość przychodzi do pani psycholog – skazani powiedzieli, że chce sobie piersi pooglądać.” Tego samego dnia, popołudniu mój podopieczny doskakuje do mnie i mówi „pani psycholog, pani psycholog, bo ja muszę dzisiaj do pani przyjść!”. Pytam w jakiej sprawie. „Ważnej” – pada odpowiedź. A ja na to: „Tak? A ja słyszałam, że pan chodzi do mnie, żeby sobie moje piersi pooglądać.” I na oddziale nastała cisza. Myślę, że trzeba sobie zdawać sprawę z własnej kobiecości, nie wypierać się jej tylko dlatego, że się pracuje w Służbie Więziennej. Nie jesteśmy dziwadłami, ale też nie jesteśmy damami do towarzystwa, tylko kobietami.
Nie boją się Panie, że zostaną zaatakowane przez silniejszych od siebie osadzonych?
Agnieszka: Przy kontroli osobistej jest jedna podstawowa zasada, mianowicie wykonują ją funkcjonariusze tej samej płci co osoba pozbawiona wolności. Natomiast w przypadku kontroli pobieżnej oraz bagażu nie ma to znaczenia. Funkcjonariusz kobieta realizuje uprawnienia osób pozbawionych wolności – kobiet i mężczyzn – w takim samym zakresie jak funkcjonariusze mężczyźni, wyjątkiem jest jedynie kontrola osobista. Praca w bezpośrednim kontakcie z osadzonymi wykonywana jest przez funkcjonariuszki pełniące służbę przede wszystkim w oddziałach mieszkalnych (strażnik – oddziałowy). W chwili obecnej, w związku z zajmowanym stanowiskiem, mój zakres obowiązków nie przewiduje tego typu czynności, aczkolwiek do niedawna w pełni je realizowałam. Praca z osadzonymi w zakładach karnych czy aresztach śledczych niesie ze sobą zarówno dla funkcjonariusza mężczyzny jak i kobiety ryzyko napaści lub innych niebezpiecznych zachowań ze strony osób pozbawionych wolności. W związku z tym duży nacisk kładzie się w służbie na szkolenie kadry w tym zakresie oraz podnoszenie świadomości działania w zespole.
Renata: To jest najczęściej zadawane mi pytanie – „Nie boisz się?”. Trudno na nie odpowiedzieć. Nie mogę się bać własnej pracy, ale jednocześnie muszę być czujna. Od tego zależy moje zdrowie i życie. Kiedyś koleżance powiedziałam, gdzie pracuję, a ona zadała mi pytanie „czy stoi przy tobie funkcjonariusz z bronią?” Wyobrażenie ludzi na temat naszej pracy często jest dalekie od prawdy. Pozostaję niejednokrotnie sam na sam z osadzonym. Muszę pamiętać o potencjalnym zagrożeniu dla mojego bezpieczeństwa. Ale uczciwie muszę przyznać, że nie wszyscy osadzeni są niebezpieczni. Byłabym niesprawiedliwa, mówiąc, że każdy pacjent chce tylko zrobić mi krzywdę.
W pewien sposób świadomie się Pani naraża, skoro zdecydowała się Pani na taką pracę.
Renata: Ludzie chorzy psychicznie i z predyspozycjami do agresji są wszędzie. Równie dobrze w pracy może zginąć nauczycielka. Tylko że ona nie będzie podejrzewać, że uczeń wbije jej nóż w plecy, póki on tego nie zrobi. A kiedy ja będę mieć z nim styczność, będę już świadoma, z kim mam do czynienia i będę czujna. Niebezpieczni ludzie są wszędzie, ja po prostu WIEM, że są również w moim miejscu pracy.
Mówi się, że kobieta w mundurze łagodzi obyczaje. Jak się Panie do tego odniosą?
Agnieszka: My mamy realizować zadania wynikające z ustawy o Służbie Więziennej i KKW (Kodeks Karny Wykonawczy – przyp. red.). To nie ma być przyjemne czy zabawne. Ma być po prostu zrobione. Oni wiedzą, za co przyszli, my znamy swoją rolę i nie skracamy dystansu. To jest pani osadzona lub pan osadzony a ja jestem funkcjonariuszem – nie ważne jakiej płci. I ten dystans musi być zachowany.
Jak zachować taki dystans?
Renata: Trzeba postępować tak, żeby więzień wiedział, na ile sobie może pozwolić. Musimy znaleźć złoty środek. Jeśli będzie się zbyt ostrym, więzień wyczeka okazji i się zemści. Miałam raz taką sytuację. Skazany chory na cukrzycę powiedział mi, że przy następnej wizycie wbije mi igłę w oko. Oczywiście to zgłosiłam i Agnieszka przydzieliła mi ochronę. Sprawiło to, że ten mężczyzna się uspokoił. Później, podczas jednej z wizyt, zapytał „ma pani może długopis?”. Odpowiedziałam, że mam. On na to: „a pożyczyłaby mi pani?”. Odpowiedziałam: „nie, bo wbijesz mi w oko.”
Dominika: Bycie stanowczym popłaca. Akurat dzisiaj byłam świadkiem sytuacji, która mnie rozbawiła. Ja już trochę pracuję tutaj, więc jestem stałym elementem otoczenia – jak okno i drzwi na oddziale. Dzisiaj jeden osadzony zapisał się do psychologa. Wcześniej był u jednej mojej koleżanki, prosząc o wypisanie wniosku nagrodowego – oczywiście nie podając żadnych powodów. Po prostu on chciał i już. Spotkał się z odmową. Postanowił spróbować drugi raz. Zatem zgłosił się do psychologa. Mówię mu: „słucham. W czym mogę pomóc?” a on spojrzał na mnie i mówi: „a to pani.. A to jak pani to już nic.” Wiedział, że ja się nie dam zmanipulować, że ze mną nic nie ugra.
Czyli do pracy w Służbie Więziennej potrzebna jest stanowczość. Jakie jeszcze trzeba mieć cechy?
Renata: Mi się wydaje, że trzeba mieć TO COŚ, żeby tutaj pracować. To nie jest miejsce dla każdego. Wiele osób przychodzi i odchodzi, bo nie mogą sobie poradzić ze specyfiką pracy w więzieniu. Zwłaszcza w przypadku Montelupich, gdzie przebywają właściwie wszystkie kategorie osadzonych i każdy dzień jest szalony. Nic na siłę się tutaj nie da. Nie ma opcji, że z czasem się przyzwyczaisz. Nadajesz się albo nie.
Agnieszka: Zgadzam się absolutnie z Renatą. I lepiej odejść wcześniej niż później, bo po dłuższym epizodzie w SW może być trudniej się odnaleźć na rynku pracy. W ciągu ostatnich 3 miesięcy odeszło z ochrony trzech mężczyzn. Jeden z nich był górnikiem. Powiedział, że wróci pod ziemię. „Pani kierownik, ja wolę już tamto zagrożenie, niż tutaj, z tymi osadzonymi” – mówił ze łzami w oczach. Ja tego nie potrafiłam zrozumieć. Zaczęłam się aż zastanawiać, czy w takim razie ja jestem normalna, że tutaj pracuję.
Dominika: Uważam, że w pewnym sensie nie jesteśmy normalne, bo jesteśmy buntowniczkami od początku. To, że tutaj się znalazłyśmy, to efekt naszego buntu przeciwko stereotypom. Złamałyśmy je, czy to świadomie czy nie. Ale naruszyłyśmy „święte pojęcie Matki Polki”.
Wróćmy jeszcze do mitów na temat pracy kobiet w Służbie Więziennej. Czy panują jakieś w areszcie na Montelupich?
Dominika: Jeżeli wśród pacjentów panują jakieś stereotypy na temat kobiet w SW, to ja o nich nic nie wiem. Jeśli już, to raczej funkcjonariusze czasem dają coś takiego po sobie poznać. Włącza im się męskie ego i wszędzie chcą zaznaczyć „to ja tu decyduję”. Ale wtedy zawsze mówię takiemu koledze: „pamiętaj, mój drogi, w Służbie nie ma słabych kobiet”.
Agnieszka: W ochronie na 139-ciu pracowników w areszcie śledczym około 130-stu to mężczyźni – w różnym wieku i z różnym stażem. Ze strony starszych mężczyzn w Służbie spotykam się wyłącznie z szacunkiem. Chociaż, kiedy przyszłam tu do pracy, to ja się od nich uczyłam. Póki co jestem w okręgu krakowskim jedyną kobietą na stanowisku kierownika ochrony. Dlatego budzę delikatne zdziwienie, co osobiście odbieram pozytywnie, tym niemniej nie jestem traktowana inaczej. Przytoczę przykład. Wchodzi funkcjonariusz na instruktaż. „Pan dowódca wysłał mnie do kierownika” – mówi. Ja na to: „to zapraszam”. A on się rozgląda i mówi: „a to nie ma pana kierownika?” na co ja mówię: „no proszę”. Wówczas on podchodzi, a ja mu omawiam: których osadzonych pobiera, na kogo należy zwrócić uwagę, takie rzeczy typowo ochronne. Po czym przybijam pieczątkę, podpisuję się, a on czyta „KIEROWNIK OCHRONY”. I ten chłopak patrzy na mnie z bezcenną miną i mówi „ja bardzo panią przepraszam”. Ale ja się nie gniewam, to jest wg mnie sympatyczne. A wśród innych kierowników cieszę się dużym szacunkiem – po pierwsze jako kobieta, po drugie, że zarządzam tak ciężką jednostką jak Montelupich, bo nie ukrywajmy, że to jest bardzo ciężka jednostka.
Renata: No jest to zakład zamknięty o podwyższonym zagrożeniu. Są cele dla osób niebezpiecznych, są izolatki, jesteśmy także narażeni na różne choroby ze względu na znajdujący się tutaj szpital. Dlatego też praca tutaj budzi respekt.
Mundur SW nie jest w Krakowie dobrze rozpoznawalny. Z jakim przyjęciem ze strony społeczeństwa się Panie spotykają?
Dominika: Myślę, że najlepiej skwituje to przykład. Raz udzielałam wywiadu do Radia Kraków. Chcieli mi robić zdjęcia, więc miałam ubrać mundur. Zasada jest taka, że mundur ubiera się zawsze cały, więc, jako że była zima, założyłam też mundurową kurtkę. Po drodze zatrzymałam się na czerwonym świetle. Różne osoby dochodziły i stawały obok. Jeden pan zerknął na mnie. Na ramieniu miałam naszyty emblemat Służby. Odczytał napis „SŁUŻBA WIĘZIENNA”... i odskoczył!