Ustawa antysmogowa. Ostrożne zadowolenie

Stacja kontroli powietrza fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

W środę wieczorem Sejm uchwalił tzw. ustawę antysmogową. Ma ona dać samorządom narzędzia do walki z zanieczyszczeniem powietrza, m.in. poprzez decydowanie o rodzaju dopuszczalnych pieców. Zwolennicy tych rozwiązań mówią, że to ważny krok, ale są jeszcze ostrożni w komentarzach. Obawiają się, czy ustawę podpisze prezydent Andrzej Duda, skoro prawie wszyscy posłowie Prawa i Sprawiedliwości zagłosowali przeciw.

Za przyjęciem nowelizacji przygotowanej przez posła Tadeusza Arkita z Platformy Obywatelskiej zagłosowało 285 posłów. Przeciwko zagłosowało 145, w tym prawie wszyscy obecni na sali posłowie Prawa i Sprawiedliwości i Zjednoczonej Prawicy.

Ograniczenia zamiast zakazu

Andrzej Guła z Krakowskiego Alarmu Smogowego tłumaczy, że samorządy dostaną większy wachlarz możliwości. Nie trzeba będzie wprowadzać całkowitego zakazu palenia węglem, będzie można za to sformułować normy dotyczące stopnia emisyjności wykorzystywanych pieców. To szczególnie istotne dla tych gmin, które nie mają tak rozwiniętej infrastruktury, sieci ciepłowniczej czy gazociągów, jak duże miasta i po prostu nie mogą sobie pozwolić na restrykcyjne ograniczenia.

– To nie są regulacje, które nakażą ludziom przechodzić na inne paliwo. Wręcz przeciwnie, chodzi o to, by ten proces spalania węgla ucywilizować. Teraz dominują w Polsce kotły, które nie spełniają żadnych standardów emisyjnych. I to one powodują ten gigantyczny problem – tłumaczy Guła.

Jak mówi, dopiero wprowadzenie ograniczeń spowoduje, że dostępne dopłaty do wymiany pieców będą miały jakiś sens: – Teraz programy nie działają, bo nie ma odpowiednich regulacji. Gmina może pozyskać pieniądze i wymienić pięćdziesiąt pieców, a inne pięćdziesiąt gospodarstw może w tym czasie kupić piece najgorszej jakości.

Koszty poniosą mieszkańcy

Poseł Andrzej Adamczyk z Prawa i Sprawiedliwości wylicza całą listę zarzutów wobec treści ustawy. Wskazuje m.in. na brak zapisów zobowiązujących samorządy do rozpoznania faktycznych źródeł zanieczyszczeń i do przeanalizowania społecznych kosztów wprowadzanych ograniczeń. Główne zastrzeżenie to przerzucenie ciężaru na mieszkańców.

– Nakłada się obowiązki na obywateli, nie gwarantując wsparcia, które jest konieczne przy realizacji tego obowiązku. Nie można poprawiać jakości powietrza tylko i wyłącznie pieniędzmi mieszkańców. Państwo powinno zaangażować siły i środki finansowe do tego, żeby tę sytuację zmienić – podkreśla.

Co zrobi prezydent?

W kontekście sprzeciwu prawicy przyszłość ustawy pozostaje ciągle pod znakiem zapytania. Poseł Łukasz Gibała woli poczekać z ogłaszaniem sukcesu do ostatecznego rozstrzygnięcia. – To jest krok w dobrą stronę. Jesteśmy najbardziej zanieczyszczonym miastem w Polsce i trzecim w Unii Europejskiej. Codziennie wdychamy mnóstwo trujących, rakotwórczych substancji. Ale trzeba zwrócić uwagę na fakt, że ustawa jeszcze nie została uchwalona. O ile w Senacie nie spodziewam się jakichś perturbacji, o tyle nie wiemy, czy prezydent Duda ją podpisze. To jest wielka niewiadoma – mówi Gibała.

Wiele zależy też od tego, czy i w jakim stopniu samorządy zechcą faktycznie zająć się problemem zanieczyszczenia powietrza. – Ustawa daje samorządom tylko narzędzia. A czy będą one chciały z tego skorzystać, czy nie, to już inna sprawa. Przy okazji uchwały sejmiku, która została zakwestionowana przez Wojewódzki Sąd Administracyjny też wielu radnych było przeciw. Tak więc droga do sukcesu jeszcze daleka – podsumowuje Gibała.