Wielki debiut Battle of Warriors [Zdjęcia]

Jeśli ktoś miał wątpliwości, czy w Krakowie jest zapotrzebowanie na gale sportów walki, po wczorajszym wieczorze powinien szybko się ich wyzbyć. Gala Battle of Warriors zadebiutowała w kalendarzu imprez sportowych z przytupem, a organizatorzy już myślą o kolejnej.

Pewne wątpliwości mogły wynikać chociażby z faktu, że jak do tej pory w stolicy Małopolski nikt nie porwał się na próbę profesjonalnej organizacji podobnego wydarzenia. Boom na mieszane sztuki walki aż do wczoraj omijał Kraków szerokim łukiem, więc trudno było oszacować potencjalne zainteresowanie kibiców.

Tymczasem hala przy Reymonta 22 wypełniła się do ostatniego miejsca, a pośród ponad dwóch tysięcy widzów trudno było znaleźć kogoś, kto opuszczałby ją zawiedziony. – Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się aż takiej ilości kibiców – przyznaje Rafał Szopa, jeden z organizatorów. – Publiczność dopisała, poziom walk bardzo dobry, możemy mówić o sukcesie.

Trzeba przyznać, że fight card nie rzucał na kolana głośnymi nazwiskami. Jedynym zawodnikiem znanym szerszej publiczności był Tomasz Sarara, który w walce wieczoru jednogłośną decyzją sędziów pokonał Michała Wlazło. Krakowsko-gdański pojedynek był prawdziwą ozdobą Battle of Warriors. Sarara od połowy drugiej rundy bezlitośnie obijał potężnie zbudowanego rywala i choć nie udało mu się rzucić go na deski, zebrał zasłużoną owację.

Jednak entuzjazm i głośne reakcje publiczności wzbudziły także inne walki, a mniej znani fighterzy dowiedli, że warto śledzić ich kariery. W ringu było właściwie wszystko, czego miłośnicy mieszanych sztuk walki oczekują. Ciężki nokaut Przemka Miękini, którego potężnym kolanem na głowę powalił Dawid Łapot. Kontrowersje wokół decyzji sędziów, gdy orzekli zwycięstwo 2:1 Domańskiego w pojedynku z Cabą, a następnie zmienili werdykt. Wreszcie prawdziwa bijatyka Sokoła i Mazurkiewicza, wygrana jednogłośną decyzją przez tego pierwszego.

– Celowo dobieraliśmy zawodników w taki sposób, by uniknąć sytuacji z innych gal, gdzie poza walką wieczoru pozostałe są bardzo słabe. Chyba nie mamy się czego wstydzić, bo w każdej było na co popatrzyć – zdradza Szopa.

Jedyną rysą na organizacyjnym wizerunku Battle of Warriors była awaria oświetlenia w czasie walki o Międzynarodowe Mistrzostwo Polski. Bardzo wyrównany pojedynek Łukasza „Boom Boom” Pławeckiego ze Słowakiem Davidem Cervenem był z tego powodu kilka razy przerywany. Ostatecznie udało się go dokończyć, a mistrzowski pas założył Polak z klubu Halny Nowy Sącz.

Kłopoty techniczne można jednak zrzucić na „choroby wieku dziecięcego” i w drodze wyjątku przymknąć na nie oko. Debiut Battle of Warriors wypadł bowiem nad wyraz okazale i wszystko wskazuje na to, że gala pod tym szyldem wkrótce ponownie zagości w kalendarzu. – Myślimy już o kolejnej, prawdopodobnie będzie to marzec 2014 roku – zdradza plany Rafał Szopa.

Przyznajemy, że nie możemy się doczekać.

News will be here