Bez podwyżki cen biletów. Radni nie poprą pomysłu prezydenta

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Kluby posiadające większość w Radzie Miasta Krakowa nie zagłosują za podwyżką cen biletów na komunikację miejską – wynika z dzisiejszych wystąpień podczas sesji.

Magdalena Musiał, zastępczyni dyrektora Zarządu Transportu Publicznego powiedziała, że ich propozycja zakłada wzrost ceny biletu miesięcznego dla osób płacących podatki w mieście z 80 do 109 złotych. W zamian pasażerowie mogliby korzystać nie tylko z tramwajów i autobusów, ale również z oferty pociągów aglomeracyjnych. Takie zmiany miałyby przynieść wzrost wpływów na poziomie ok. 40 mln złotych.

– Pan prezydent nie chce podwyżki cen biletów, ale okoliczności to wymuszają. Mamy okoliczności zewnętrzne, które spadły na miasto i są bezlitosne – mówił Antoni Fryczek, sekretarz miasta. – Chcemy zapewnić, że jeśli ta podwyżka przejdzie, to nie dojdzie do zmniejszenia liczby wozokilometrów – dodał.

PiS przeciwko

Włodzimierz Pietrus, przewodniczący klubu Prawa i Sprawiedliwości, mówił, że jego radni będą przeciwko podwyżce cen biletów. Stwierdził, że modyfikacja cennika ma przynieść ok. 30 mln złotych wpływów, co nie rozwiązuje problemu dużej dziury budżetowej. Przypomniał, że na komunikację miejską w tym roku może zabraknąć od 300 do 400 mln złotych. – W tym kontekście nasze głosowanie nie rozwiązuje problemów komunikacji miejskiej. Może to oznaczać, że w połowie roku dojdzie do wyraźnych ograniczeń – podkreślił.

Michał Drewnicki, wiceprzewodniczący rady z PiS, zadeklarował, że nie poprze prezydenckiej propozycji. – Nie poprę tego z prostej przyczyny. Pan prezydent Majchrowski naśmiewa się z mojej propozycji wprowadzenia oszczędności w urzędzie miasta. Nie podnosi się opłat dla mieszkańców, jeśli samemu wyrzuca się pieniądze w błoto na spółkę Kraków5020, na zakupy dziwnych przedmiotów w urzędzie miasta, nie ogranicza się wydatków na działania promocyjne. Tą uchwałą prezydent mówi mieszkańcom, że oni muszą oszczędzać, a sam nie zamierza ścinać nawet złotówki – podkreślił.

PO mówi „nie”

Twarde „nie” pomysłowi Jacka Majchrowskiego powiedział klub Koalicji Obywatelskiej. Dominik Jaśkowiec odczytując oświadczenie klubu powiedział, że „galopująca inflacja, za którą nie nadąża wzrost płac, przekłada się na nieustanny wzrost kosztów życia”, co powoduje ubożenie mieszkańców. – Utrzymanie niskich cen biletów okresowych to ważne wsparcie dla krakowskich rodzin. Ich podwyżka spowoduje odejście mieszkańców i mieszkanek Krakowa od transportu publicznego na rzecz innych, mniej ekologicznych form podróżowania – mówił.

– Przymusowa integracja biletów komunikacji miejskiej z transportem kolejowym oznaczać będzie kolejne podwyżki cen biletów, za które zapłacą krakowianie i krakowianki. W ciągu ostatnich trzech lat ceny biletów kolejowych zarządzanych przez marszałka województwa z PiS wzrosły średnio o 62 procent. Nie chcemy takiego gospodarowania w naszym mieście – zaznaczył.

Tomasz Daros i Łukasz Sęk z PO mówili, że trzeba zacząć szukać oszczędności w budżecie Krakowa. Przypomnieli sytuację z ostatniej sesji, podczas której proponowali przekazanie 20 mln złotych na transport publiczny. Wówczas Koalicja Obywatelska została przegłosowana przez radnych PiS, Przyjaznego Krakowa i Krakowa dla Mieszkańców, którzy przekazali m.in. na nowe zadania oraz budowę centrum muzyki przy Błoniach. – Nie może tak być, że lekką ręką przekazujecie pieniądze na nowe zadania, a na komunikację brakuje 400 mln złotych – podkreślił Sęk.

Bez przymusowej integracji

Klub Kraków dla Mieszkańców – ustami radnego Łukasza Maślony – zadeklarował, że nie zaakceptują podwyżki. – Jesteśmy za tym, żeby wprowadzić atrakcyjny bilet zintegrowany łączący kolej i komunikację miejską, ale bez obowiązku przymusowego korzystania z tej opcji dla wszystkich, musimy dać wybór – dodał.

Tylko jeden klub w radzie miasta chciał podnieść ceny biletów. Jacek Bednarz, szef Przyjaznego Krakowa stwierdził, że inflacja, wzrost liczby kursów, chęć podróżowania lepszymi pojazdami, podwyżka opłat za energię elektryczną oraz paliwo powodują, że funkcjonowanie komunikacji stało się zdecydowanie droższe. – Brak pieniędzy może wymusić konieczność korekt. Mieszkańcy centrum znajdą jakieś połączenie, ale nie chciałbym, żeby w momencie wprowadzania cięć, w pierwszej kolejności odczuli to mieszkańcy osiedli peryferyjnych – zaznaczył.