Była prezes Wisły Kraków: "Musiałam sobie radzić sama, byłam wyobcowana"

Marzena S.C. fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Rozpoczął się proces byłych członków zarządu piłkarskiej spółki Wisła Kraków. Żaden z nich, oprócz Damiana D., nie przyznał się do zarzutów. Sąd odczytał wyjaśnienia byłej prezes Marzeny S.C. Wynika z nich, że o większości rzeczy, jakie dzieją się wokół klubu nie wiedziała, ale starała się wyprowadzić Białą Gwiazdę na prostą.

Zanim zaczęła się rozprawa obrońcy oskarżonych, którzy fizycznie pojawili się w sądzie: Marzeny S.C.,  Damiana D. Roberta Sz. i Anny M. zawnioskowali o zakaz możliwości fotografowania ich klientów. Dodatkowo obrońca byłego wiceprezesa Wisły chciał, aby na czas składania jego wyjaśnień, sąd wyłączył jawność rozprawy. Uzasadniał to dobrem rodziny oskarżonego.

To może wydawać się zasadne, ponieważ Damian D., jako jedyny przyznaje się do zarzutów m.in. uczestnictwa w grupie przestępczej i przestępstw gospodarczych polegających m.in. na dokonaniu szkody finansowej wielkich rozmiarów spółce. Natomiast nie przyznaje się do zarzutu przemytu 20 kilogramów marihuany z Czech do Polski.

Zniszczenie sprzętu na siłowni „Miśka”

Śledztwo w tej sprawie rozpoczęła krakowska prokuratura okręgowa, jednak wkrótce postępowanie trafiło do Poznania. Prokurator zarzucił części oskarżonych udział w zorganizowanej grupie przestępczej w latach od połowy 2016 do końca 2018 roku. W jej skład miało wchodzić, oprócz zarządu Wisły Kraków, 30 innych osób.

Oskarżeni mieli dokonać szkody w wielkich rozmiarach spółce, a pieniądze, które zostały wyprowadzone z klubu, według śledczych trafiały do gangsterów, którzy finansowali w ten sposób zakup narkotyków czy samochodów używanych do bójek i pobić. Z tych środków opłacani mieli być również obrońcy członków grupy przestępczej, którzy trafili przed oblicze sprawiedliwości.

W zależności od osoby, prokuratura przypisała różne kwoty oskarżonym. Największą, bo sięgającą 9,5 mln złotych Marzenie S.C., Damianowi D., Robertowi Sz., i Tadeuszowi Cz. Spora kwota padła również w zarzucie dotyczącym opłaceniu tylko części wierzycieli. Tutaj szkoda innych podmiotów ma sięgać 28 mln złotych.

Ciekawy wątek dotyczy Anny M., wcześniej żony jednego z liderów Wisła Sharks. Według prokuratury nie tylko pomagała wyprowadzać pieniądze z klubu, ale również wraz z innymi kierowała groźby karalne w stosunku do partnerki Pawła M. ps. Misiek i miała brać udział w zniszczeniu sprzętu na siłowni należącej do lidera Sharksów. Straty zostały oszacowane na 400 tys. złotych.

Damian D., byłe wiceprezes Wisły Kraków SA
Damian D., byłe wiceprezes Wisły Kraków SA

Historia Marzeny S.C.

Nikt z oskarżonych nie chciał składać wyjaśnień przed sądem. Dlatego zostały odczytane te, które zostały złożone podczas postępowania przygotowawczego.

Była prezes krakowskiego klubu stwierdziła, że znała jedynie te osoby, które zasiadały we władzach Wisły Kraków lub Towarzystwa Sportowego Wisła. O „Miśku” tylko słyszała, przypomniała, że był jej klientem w 2014 roku, jednak nie mieli wówczas zbyt częstego kontaktu. Stwierdziła, że raz z nim rozmawiała, bo prowadził siłownię w budynku należącym do TSW i opowiadał jej o tym, że chce prowadzić tam aeroboxing.

Drugi z liderów Sharksów Grzegorz Z. ps. „Zielak”, bywał w klubie, ale najczęściej spotykał się z wiceprezesem Damianem D. – Grzegorz pytał co tam w klubie, a następnie wychodzili gdzieś i rozmawiali. Zdarzyło się, że to ja wychodziłam. Z. wynajmował garaż od nas. To tam policja znalazła papierosy bez akcyzy – mówiła w prokuraturze Marzena S.C. Żony „Zielaka” nie znała. Nie skojarzyła, że mogą być w związku.

Marzena S.C. opisała również to, jak trafiła do Wisły Kraków. W 2006 roku przyjaźniła się z koszykarką, która to przedstawiła Marzenę S. Ludwikowi Miętcie-Mikołajewiczowi. Później z ramienia urzędu miasta pracował w biurze przygotowującym Kraków do udziału w turnieju Euro 2012. W tym czasie S.C kończyła aplikację radcowską i planowała założenia swojej kancelarii.

W 2014 roku, wtedy też występowała jako pełnomocniczka „Miśka” w sprawie o ochronę dóbr osobistych przeciwko Gazecie Wyborczej, dostała propozycję, by kandydować do zarządu TSW. – Byłam tym zdziwiona, ale motywowali to tym, że jestem radcą prawnym. W efekcie zostałam wybrana do zarządu – mówiła.

Ratunek przed Meresińskim

W swoich wyjaśnieniach opowiedziała również o kulisach sprzedaży klubu Jakubowi Meresińskiemu w wakacje 2016 roku.

Przyznała, że TSW chciało przejąć spółkę piłkarską już na początku 2016 roku, jednak zadłużenie klubu sięgało 120 mln złotych. – Spotkaliśmy się z Bogusławem Cupiałem i wyraziłem pogląd, że długi powinny być w jakiś sposób umorzone. On się na to nie zgodził i sprawa się skończyła – wyjaśniała Marzena S.C.

Klub na krótki czas przejął Meresiński, a następnie – po rozmowach z udziałem Tele-Foniki – spółka trafiła w ręce Towarzystwa Sportowego Wisła. – Nie uczestniczyłam w tych rozmowach, ale umowa trafiła do naszej kancelarii. Analizowaliśmy sytuację i planowaliśmy dalsze działania – mówiła.

Pani prezes

Według słów S.C. to nie ona aspirowała do objęcia funkcji prezesa klubu. Zaproponować miał to Robert Sz. – Uznał, że mam odpowiednie kompetencje i przemawia jeszcze za tym fakt, że jestem kobietą. Powiedział to oficjalnie na forum i zaproponował moją kandydaturę. Zgodziłam się i każdy z zarządu zagłosował za – stwierdziła.

Oskarżona opowiedziała, że pierwsze dni prezesury spędziła na analizie sytuacji finansowej, kontraktów, zajęć komorniczych. – Towarzyszyli mi Damian D., Tadeusz Cz. i Robert Sz. Każdy problem próbowaliśmy rozwiązać razem. Dochody z pierwszego meczu ze Śląskiem Wrocław poszły właśnie na zajęcie komornicze – mówiła. Robert Sz. nie był wtedy w zarządzie Wisła Kraków SA, tylko radzie nadzorczej. Podobnie Tadeusz Cz.

Faktury dla (byłej) żony „Zielaka”

Anna M.
Anna M.

Marzena S.C. opowiedziała również o umowie z Anną M. Według niej temat podpisania porozumienia, które miało polegać na różnego rodzaju usługach, został rozpoczęty przez Damiana D. i Roberta Sz.

Anna M.– 40-latka, matka dwójki dzieci, obecnie pracująca w służbie zdrowia –  został wtedy przedstawiona jako kobieta związana z dużym biznesem i posiadająca liczne znajomości. Za zadania miała pozyskiwać środki dla klubu, a od tego otrzymywać prowizję.

–  Było dla mnie oczywiste i byłam przekonana, że każda złotówka pozyskana i przyniesiona do klubu, pozwoli Wiśle przetrwać – wyjaśniała Marzena S.C.

Ale nie było to takie oczywiste. Marzena S.C. zwróciła uwagę na kwestię rozmów ze spółką Lyoness, jednym z pierwszych sponsorów. Była prezes sama uczestniczyła w negocjacjach. – To była jedna z większych umów. Anna M. nie mogła wystawić faktury za pośrednictwo, a pojawiła się taki rachunek na 123 tys. złotych. Wiem o tym, bo jak porządkowaliśmy dokumenty, księgowy mi ją przyniósł. Nie była odpowiednio podpisana, a została opłacona. Odmówiłam jej podpisania – stwierdziła.

Anna M. miała też umówić spotkanie z firmą powiązaną z Fly Emirates (byli obecni m.in. na koszulkach Arsenalu Londyn). Rocznie przewoźnik lotniczy miał płacić 5 mln euro rocznie. Zarząd Wisły spotkał się z przedstawicielami spółki dzień po meczu w Poznaniu w 2017 roku, jednak umowa nie została zapisana.

Marzena S.C. opisała też kulisy rozmów z innymi wierzycielami m.in. UFA Sports, piłkarzami czy Cross Media (agencja PR zatrudniona, by odeprzeć ataki medialne i wstrzymać publikację reportażu Szymona Jadczaka).

Mówiła, że każdy z członków zarządu miał autonomie w podejmowaniu zobowiązań finansowych. Podkreśliła, że obsługą umowy z Anną M. zajmował się Damian D. Potwierdziła, że klubem interesowali się krakowscy biznesmani. Opowiedziała także o kwestii swoich zarobków, twierdząc, że nie wiedziała, iż łamie prawo. Podkreśliła, że nie dzieliła się nimi z nikim.

Marzena S.C. narzekał również, iż nie miała wsparcia właścicielskiego w swoich działaniach. – Musiałam sobie radzić sama, byłam wyobcowana – powiedziała.

Piłkarze, stadion i Boniek

W lipcu 2018 roku sytuacja w klubie drastycznie się pogorszyła. Walnie do tego przyczyniło się miasto, które straciło cierpliwość w związku z brakiem płatności za wynajem stadionu. Długi sięgały 5 mln złotych. A umowa na wynajem stadionu była potrzebna Wiśle, by spełnić normy licencyjne i dalej grać w Ekstraklasie.

Zdaniem byłej prezes, ten kryzys wykorzystała Legia Warszawa i wykupiła najlepszego wówczas zawodnika Białej Gwiazdy – Carlitosa – za ok. 30 procent jego wartości. Zamiast 1,5 mln euro, Wisła dostała 450 tysięcy. – Część z tych pieniędzy poszła od razu na konto miasta, część trafiła do piłkarzy – wyjaśniała.

Klub szukał brakujących 4 mln złotych. – Wiem, że Cz. rozmawiał z prezydentem Majchrowskim. Zaproponowaliśmy cesje środków z przyszłych praw telewizyjnych, ale oni [miasto – red.] się na to nie zgodzili, bo nie byli pewni, czy się utrzymamy w Ekstraklasie. Interweniował Zbigniew Boniek i prezes Ekstraklasy. Ostatecznie prezydent zgodził się na takie rozwiązanie – mówiła.

Nadzieją na polepszenie sytuacji finansowej było też okienko transferowe. Do sprzedaży byli Arsenić i Kolar. Na nich Wisła mogła zarobić około 5 mln euro. Toczyły się rozmowy o ich przejściu do Dynama Kijów. Ostatecznie w 2018 roku Biała Gwiazda nikogo nie sprzedała. – Kluby wiedziały o naszej sytuacji, mogły poczekać i pozyskać zawodników o wiele taniej – stwierdziła S.C.

Przez jakiś czas na tapecie była również kwestia sprzedaży bądź wydzierżawienia gruntów należących do TSW. Ziemia – wstępnie wyceniana na ok. 70 mln złotych – mogła przynieść spółce zastrzyk gotówki. Koncepcji było kilka: od sprzedaży, po dzierżawę spółce, która miała tam wybudować hotel lub sprzedaż częściową. Nic z tego nie wynikło.

Sam proces będzie długi z uwagi na kwestie finansowe i prawo związane ze spółkami. Oskarżeni odmówili składania wyjaśnień, choć część z nich nie wykluczyła tego w dalszej części procesu.

Aktualności

Pokaż więcej