Urząd przespał ostatnie miesiące, co może niekorzystnie wpłynąć na pierwszy wniosek w ramach specjalnej procedury punktowej zmiany planu miejscowego. Miasto do tej pory nie opracowało katalogu potrzeb i tego, jak wyliczać rekompensatę.
Na początku lipca wiceprezydent Stanisław Mazur ogłosił, że w ciągu kilku dni zostanie zaprezentowana wewnętrzna procedura powiązana z negocjacjami w ramach Zintegrowanego Planu Inwestycyjnego, czyli możliwości punktowej zmieniany obowiązującego planu miejscowego na terenach należących do wnioskodawcy.
Ostatecznie dopiero teraz taki dokument się pojawił, jednak bez najważniejszego elementu, czyli kwestii związanych z wyliczeniem rekompensaty. Miejscy radni od miesięcy powtarzają, że czekają na takie procedury i katalog, by nie narazić się na zarzuty nierównego traktowania wnioskodawców.
Czas nagli, bo 28 sierpnia powinno się odbyć drugi czytanie pierwszego wniosku o zmianę planu miejscowego w okolicach osiedla Wizjonerów w Bronowicach. Oficjalnie punkt ten został przeniesiony na 11 września. Czy te dwa tygodnie więcej wystarczą?
Co udało się ustalić?
Wiceprzewodniczący rady miasta Łukasz Maślona mówi, że odbyło się spotkanie z przedstawicielami urzędu, ale sam dokument radni dostali niecałą dobę wcześniej. – Podobno rozpoczyna się seria konsultacji z radnymi, ale one mogły się tak naprawdę odbyć wcześniej. Na kolejnym spotkaniu urząd ma się odnieść do naszych uwag – mówi. A tych jest kilka.
Łukasz Maślona podkreśla, że radni i urząd powinni już wcześniej mieć możliwość kontaktu z inwestorem i przedstawić swoje potrzeby, aby nie były składane „absurdalne propozycje, które są skazane na porażkę”. Wszystko po to, żeby na darmo nie uruchamiać całej machiny urzędniczej.
– Mamy przykład jednego wniosku, który został już przyjęty, trochę pochopnie, bo właśnie bez standardów i ten wniosek może być skazany na porażkę. Bez tych dokumentów być może nikt nie będzie chciał podejmować decyzji – dodaje.
Reperowanie budżetu?
Przy okazji ZPI bardzo ważną kwestią jest inwestycja towarzysząca. Od tego, co zaproponuje miastu inwestor, może się okazać, czy spojrzą łaskawym okiem na jego wniosek. Jednak jak już zostało wspomniane, wszyscy muszą być traktowani równo – to głos radnych, urzędników oraz samych inwestorów.
– Tu jednak nadal toczy się dyskusja, jak to ma być wyliczane i kto ma wskazywać inwestycje, jakie powinny być realizowane. Są propozycje, aby było to znajdujące się w Wieloletniej Prognozie Finansowej – w tą stronę idzie urząd. Nasz klub uważa, że lepiej byłoby skupić się na nowych, które dają miastu coś więcej. Nie może też być tak, że ZPI to będzie remedium na kiepskie finanse miasta – komentuje Maślona.
Zwróciliśmy się do urzędu miasta z pytaniem o m.in. standardy, jednak nie dostaliśmy odpowiedzi. Jedynie link do opublikowanego kilkadziesiąt minut wcześniej tekstu na miejskim portalu. Radny Łukasz Maślona uważa natomiast, że wytyczne powstaną w ciągu kilku tygodni.
Jak się okazuje, również dzielnice chciałyby wykorzystać tę procedurę do zmaterializowania pomysłów, które od lat nie mogą się doczekać realizacji z budżetu gminy. – Należy jednak pamiętać, że ZPI daje możliwość, by realizować nie tylko na terenach miejskich. Możemy więc zbudować ścieżkę rowerową, przedszkole czy nawet szkołę na prywatnym terenie – wymienia radny.
Rola radnych
Na tym nie koniec wątpliwości. Wiceprzewodniczący rady wskazuje na jeszcze jeden problem. Według Łukasza Maślony w zespole, który będzie negocjował w imieniu miasta, ma być tylko jeden przedstawiciel rady miasta. – Chcemy, aby przedstawiciele każdego klubu mogli brać udział w każdym etapie procedury. Musi to być prowadzone przejrzyście i nie stać się orężem w politycznej walce – podkreśla.
– Trochę przespano ostatnie trzy miesiące, bo w tej sprawie dyskusja toczyła się jeszcze pod koniec poprzedniej kadencji. A jest to kwestia niezwykle ważna, ponieważ otwiera możliwość zgodnego z prawem domagania się od deweloperów nie tylko inwestycji służących obsłudze osiedli, które budują, ale również całemu miastu – zaznacza wiceprzewodniczący rady miasta.