– Organizowanie Dnia Dziecka z myśliwymi to niebezpieczny pomysł – twierdzi krakowska radna. Pomysłodawcy bronią nadchodzącego wydarzenia. Przekonują nas, że będą edukować najmłodszych.
„Będzie kulturalnie, kreatywnie, teatralnie i sportowo – nie zabraknie konkursów z nagrodami ani wyjątkowych atrakcji, takich jak możliwość poprowadzenia tramwaju. Zaplanowano również warsztaty i pokazy”. Tak Dzień Dziecka zapowiada miasto Kraków. A co z tej okazji będzie działo się w gminie Zielonki? Okazuje się, że najmłodsi będą mogli spędzić czas z myśliwymi, co wzbudziło emocje.
Obraza moralności
– Z perspektywy etyczno-pedagogicznej należy potępić i zakazać organizowania przez myśliwych spotkań z dziećmi celem edukowania ich na rzecz udziału w procederze współczesnego łowiectwa, które już dawno powinno być zakazane: jako obraza moralności publicznej i praktykowanie tzw. złej tradycji, która gloryfikuje przemoc, okrucieństwo i krzywdę – nie ma wątpliwości dr hab. Dorota Probucka, profesor Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, kierowniczka Katedry Etyki Społecznej, Mediacji, Negocjacji i HR. Jej zdaniem tego typu spotkania są przykładem „edukacji dzieci na rzecz zabijania”. Edukacji, która jest realizowana pod płaszczykiem „miłości do przyrody”. – Naukowcy z Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody uznali współczesne polowania za jedną z głównych przyczyn wymierania gatunków i skażenia środowiska przyrodniczego przez ołów – dodaje.
Dr hab. Probucka zastanawia się: – Czy na propagowaniu takich zachowań powinna polegać edukacja dzieci i młodzieży? Czy edukacja to zachęcanie do zabijania, do czerpania satysfakcji z cudzego strachu, cierpienia i śmierci, do przyglądania się temu, jak przerażone zwierzę kona w męczarniach?
Dodaje, że myśliwy nie zabija z głodu lub w obronie własnej. – Zabija dla przyjemności, czerpanej z pogoni, dopadnięcia i uśmiercenia swojej ofiary. Zabija, czerpiąc satysfakcję z władzy, jaką sprawuje nad swoją ofiarą. Czy celem edukacji powinno być propagowanie moralnego bestialstwa? Czy tak powinien przebiegać Dzień Dziecka? Czy edukacja dzieci to pobudzanie najniższych, atawistycznych instynktów? Edukacja przyrodnicza powinna iść inną ścieżką, nie okupioną widokiem cierpienia i śmierci zwierząt. Ścieżką wiedzy, empatii, roztaczania troski i odpowiedzialności – podsumowuje.
Wabienie jeleni
Dzień Dziecka z myśliwymi odbędzie się na Zamku w Korzkwi: w sobotę, 31 maja. Wśród atrakcji zaplanowano m.in.: malowanie twarzy, zawody łucznicze, pokaz wabienia jeleni, jak również sokolnictwa. Gospodarzem wydarzenia jest Koło Łowieckie Żubr Kraków, a współorganizatorem gmina Zielonki. Jej przedstawiciele bronią imprezy. – Będzie to nie tylko okazja do wspólnej zabawy, ale również do edukacji przyrodniczej i rozmowy o ochronie środowiska – zapewnia Ryszard Krawczyk, kierownik Referatu Organizacyjno-Prawnego urzędu gminy.
Zwraca uwagę, że koła łowieckie to nie są kłusownicy. – To legalne, nadzorowane organizacje, które dbają o równowagę w przyrodzie. Są to organizacje działające pod kontrolą państwa, w oparciu o ustawę Prawo łowieckie. Ich działalność obejmuje m.in. dokarmianie zwierząt zimą, walkę z chorobami dzikiej zwierzyny, kontrolę populacji zwierząt (żeby np. nie dochodziło do masowych wypadków na drogach), edukację ekologiczną, współpracę z leśnictwem i ochronę środowiska, lasów i upraw. Wbrew stereotypom: to nie tylko polowania – dodaje.
W Polskim Związku Łowieckim twierdzą, że w trakcie wydarzenia obecne będą także różne służby. W efekcie dzieci zdobędą praktyczne umiejętności od straży pożarnej, policji, ratowników medycznych, które są przydatne w codziennym życiu. – Przeciwnicy tego wydarzenia twierdzą, że może ono negatywnie wpłynąć na psychikę dzieci, bo łowiectwo wiąże się ze strzelaniem do zwierząt, jak również z ich zabijaniem. Jak państwo odniesiecie się do takiego argumentu? – dopytujemy. – Nie ma nic takiego w programie wydarzenia – odpowiadają w PZŁ.
Patronat wojewody
Patronat honorowy nad wydarzeniem objął wojewoda małopolski Krzysztof Jan Klęczar. Na wstępie wyjaśnia nam, że w urzędzie wojewódzkim są wypracowane procedury, dotyczące patronatów wojewody. – To jest zawsze moja subiektywna decyzja i ja ją podejmuję – wyjaśnia Klęczar. Jednak nim prośba o patronat do niego trafi, najpierw zajmują się nią służby protokolarne. Sprawdzają np., czy organizator wydarzenia nie reprezentuje instytucji, które są niedozwolone bądź o wątpliwej reputacji. – W tym konkretnym przypadku nie było negatywnej rekomendacji – przekonuje nas wojewoda.
I zwraca uwagę, że na łowiectwo patrzy nieco szerzej. – Przyznam, że zaprosiłem do siebie przedstawicieli związku, który organizuje to wydarzenie, żeby opowiedzieli mi o nim. Realizują od jakiegoś czasu również programy o charakterze edukacyjnym, przyrodniczym, niewchodzące w tematykę łowiecką. Tutaj postanowili pójść szerzej i pokazać pewne elementy tradycji łowieckiej, opowiedzieć o zwierzętach, pokazać materiały edukacyjne, również w aspekcie biologii zwierząt oraz ich funkcjonowania. Dla mnie jako przyrodnika jest to cenne, wartościowe – zapewnia Klęczar. I dodaje, że element łowiecki w ramach imprezy na zamku nie jest wiodący.
Niebezpieczny pomysł?
Joanna Hańderek, filozofka, radna miejska z klubu Nowej Lewicy uważa, że organizowanie dnia dziecka z myśliwymi to niebezpieczny pomysł. – Po pierwsze myśliwi przyjęli narrację miłośników przyrody i rzekomych dobroczyńców zwierząt. Wedle tej narracji myśliwi dokarmiają zwierzęta i dbają o nie. W praktyce oznacza to jedno: z dokarmiania robią nęciska i tym samym to co ma żywić staje się pułapką – przekonuje w rozmowie z nami radna.
I dodaje: – Do tego dokarmiane zwierzęta rozmnażają się zbyt intensywnie i w ten sposób myśliwi „produkują” sobie zwierzęta, do których później będą mogli strzelać. Spotkania z dziećmi mają popularyzować te chore praktyki oraz wdrażać dzieci do fałszywego myślenia, że myśliwy pomaga zwierzętom (zabija chore osobniki). W ten sposób budowany jest zakłamany obraz przyrody rodem z XVII stulecia, w którym tacy myśliciele jak Kartezjusz ujmowali przyrodę jako mechanizm, którym można zarządzać i modelować podług własnej woli. Dzieci mogą zatem nauczyć się od myśliwych, że przyroda jest rzeczą, jest tym, co ma służyć człowiekowi, a dbanie o nią polega na ingerencji i zabijaniu. Przeczy to nie tylko współczesnej nauce, ale i ekologii.
Ryszard Krawczyk z Urzędu Gminy Zielonki zachęca do udziału w wydarzeniu. – Czasem warto zapytać i posłuchać, zanim wyda się osąd. Wspólny dialog zawsze prowadzi dalej niż wzajemne ocenianie się. Rozumiemy, że temat łowiectwa może budzić emocje – to naturalne. Warto jednak rozróżniać działalność kół łowieckich, które działają legalnie, pod ścisłym nadzorem państwa i przy współpracy z instytucjami ochrony środowiska, od kłusownictwa, które jest przestępstwem – kwituje. A w Polskim Związku Łowieckim zwracają uwagę na edukacyjny walor wydarzenia: – Większość dzieci, a nawet dorosłych, zna lwa Simbę, guźca i surykatkę, jednocześnie nie potrafiąc odróżnić od siebie najbardziej popularnych lokalnych gatunków. To, że sarna nie jest żoną jelenia, musimy tłumaczyć nie tylko najmłodszym, ale również twórcom książek dla dzieci. Wynika z tego, że nasz europejski model nauczania jest w pewien sposób niepełny. Poznajemy świat przez ekran telewizora, z którego – pomimo bogactwa naprawdę dobrych filmów przyrodniczych – przedostaje się do powszechnej świadomości nieprawdziwy, wręcz zakłamany obraz natury. Chcemy uzupełnić te braki poznawcze.