Dziki zadomowiły się na os. Podwawelskim [AUDIO]

Zdjęcie ilustracyjne fot. Zarząd Zieleni Miejskiej

Niezależnie od pory dnia na os. Podwawelskim można spotkać… dziki. Problem nie jest nowy. Nie brakuje głosów, że zwierzęta są już poniekąd „częścią krajobrazu okolicy”.

Zdaniem wielu, dziki są przyjazne, niejako oswojone i nie stanowią większego zagrożenia dla ludzi. Głównym zmartwieniem pozostają zniszczone trawniki i osiedlowa zieleń.

Mieszkańcy SM „Podwawelska” z którymi udało nam się porozmawiać, zgodnie twierdzą, że dziki na ich osiedle przychodzą z Zakrzówka.

– Teraz jest tam nowa infrastruktura, jest bardzo głośno na Zakrzówku, więc sobie stamtąd wychodzą. Dodatkowo bardzo lubią jeść śmieci, są pyszne. Tutaj w okolicy – jesteśmy przy ul. Komandosów 1, bardzo często są rozkopywane np. trawniki, bo chcą znaleźć trufle. Bardzo dużo jest rozwalonych także śmietników. Te zwierzęta nie są bardzo inwazyjne, są dosyć przyjazne. Kojarzę Stefana. Choć wydaje mi się, że jest bardziej legendą, bo nie można określić, że ten dzik jest Stefanem. Wszystkie są bardzo podobne do siebie. W sytuacji, kiedy chodzę po osiedlu, to nie boję się tych dzików. One są bardzo udomowione i przyjazne. Da się je nawet pogłaskać – zdarzyło mi się to parę razy. Jednak na Zakrzówku, wieczorem to chodzą mamy ze swoimi warchlaczkami. Wtedy warto się zastanowić, czy przechodzić obok nich czy nie – podkreśla Patryk.

Pani Sabina: –  One są nieszkodliwe. Są kompletnie niezainteresowane ludźmi. Po prostu szukają pożywienia. Widać, że tu grzebią na rogu „Trójki”, tam przy starej Konopnickiej, tutaj przy Okrąglaku. Kiedyś przychodziły za mną, bo kopałam w ogródku. Ponieważ długo nie śpię w nocy, to nieraz wychylam głowę przez okno albo siedzę na balkonie, jak jest ładna pogoda i bardzo często widzę pojedynczego dzika albo stado – siedem małych i dwa dorosłe.

– Chodzą tutaj, buchtują. Szukają w ziemi nie wiadomo czego, jakichś pędraków? – zastanawia się pani Maria. – Przecież nasion tu za wiele nie ma, jak i żołędzi. Jest trochę kasztanów, ale tych raczej nie bardzo lubią. Dwie klatki za mną to tam jest bardzo często zryte. Osobiście chodziłam często nad Wilgę, bo o tej porze jest dużo orzechów. Zwykle zbierałam, a teraz nie idę, bo się boję tych dzików. Jak locha prowadzi młode (jestem biologiem z wykształcenia) to wiem, co mnie może spotkać podczas takiej sytuacji – dodaje.

Pan Bolesław mówi, że spotkał dziki przy ul. Słomianej. – To było na końcu przy delikatesach. To był jeden, a drugie widziałem, jak jest ul. Dworska i blok – to tam była cała rodzinka.

Kristina, mieszka przy Komandosów 2: –  Chodziły tutaj dziki. Mam nawet zdjęcia, że były pod blokiem. To jest straszne.

– Widziałem raz z rana, po godzinie 7, pod dębem. Żołędzie sobie wciągał. Tak to ryją tam pod „trójką”. Ja się ich nie boję, ale ludzie widzę, że chodzą bokiem, omijają je – zauważa pan Eugeniusz.

Pani Anna, właścicielka dwóch psów przyznaje, że boi wychodzić się na spacer ze swoimi pupilami. – Jeden z nich jest maleńki i nie wiadomo co zrobić. Dziki były u nas pod ogrodzeniem pod blokiem. Mąż w nie uderzał, żeby je odgonić, ale generalnie one się nie boją. Przychodzą rano i w południe i wieczorem. Ryją trawnik, co z jednej strony jest pożyteczne, bo spulchniają ziemię. Tylko gdyby były służby, które potem by to wyrównały w jakiś sposób, to byłoby OK. Dziki stanowią zagrożenie i niebezpieczeństwo dla dzieci i dla ludzi. To są zwierzęta, więc nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać – przypomina.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Dębniki