Zawodnicy Wisły Kraków na długo zapamiętają grudniową eskapadę do Białegostoku. Najlepsza pod względem gry defensywnej drużyna T-Mobile Ekstraklasy skompromitowała się na boisku Jagiellonii, przegrywając aż 2:5.
Gdy kilka dni temu obwieściliśmy światu, że Wisła jest jedną z głównych sił Ekstraklasy, każda komórka ciała podpowiadała nam, że ekipa Smudy szybko sprowadzi nas na ziemię. Nie spodziewaliśmy się jednak, że stanie się to już w Białymstoku i to w tak bolesny sposób.
Ostatnim zespołem, któremu w oficjalnym spotkaniu udało się pięciokrotnie zranić Białą Gwiazdę była Legia Warszawa. Ponad osiem lat temu, pod koniec sezonu 2004/05 wiślacy zostali rozgromieni w stolicy 1:5. Przez 3116 dni, które upłynęły od tego spotkania podobnej sztuki nie powtórzyli zawodnicy Barcelony, Feyenoordu Rotterdam czy Blackburn Rovers, o rodzimych ligowcach nie wspominając. Aż do dziś i prawdziwego koncertu w wykonaniu orkiestry Piotra Stokowca.
– Założyliśmy sobie, że wyjdziemy na boisko mocno skoncentrowani, a dopiero po 15 minutach obudziliśmy się i zaczęliśmy kontrolować grę – mówił w przerwie Łukasz Garguła. Nie dodał, że po wspomnianym kwadransie gospodarze prowadzili już 2:0. Szczęśliwy „centrostrzał” Grzyba i główka Piątkowskiego po precyzyjnym dośrodkowaniu Quintany wpisały krakowian w wyjątkowo niekorzystny scenariusz wydarzeń.
Rzeczywiście, od tego momentu utrzymywali się przy piłce dłużej, ale wynikało to przede wszystkim z taktyki Jagielloni. Z premedytacją oddała ona pole, nastawiając się na błyskawiczne kontry. A przed własnym polem karnym rozciągnęła zasieki dla zawodników Smudy niemal nie do sforsowania. Udało się to dopiero przy pomocy rzutu rożnego i pierwszego w tym sezonie gola Pawła Brożka poza Reymonta 22.
Kontaktowe trafienie jeszcze przed zmianą stron dawało nadzieję na wywiezienie z trudnego terenu niezłego rezultatu. Niestety, początek drugiej połowy był niemal kopią pierwszych minut. Okres obiecującej gry krakowian zakończył Dawid Plizga, finalizując świetną kontrę gospodarzy, a kwadrans później swoim drugim golem poprawił Piątkowski. Zaś krakowską odpowiedzią był - a jakże - rzut rożny Garguły, tym razem zamieniony na gola przez Głowackiego.
Następnie znów modelowa kontra Jagiellonii wykończona przez Adama Dźwigałę i… I ku uciesze białostockiej publiczności strzelanina wg modelu „dwa gole gospodarzy na jeden gości” trwałaby pewnie aż do teraz, gdyby zgodnie z przepisami nie zakończył jej sędzia Jakubik.
– To bardzo wysoki wynik, musimy się go wstydzić. Do tej pory za grę defensywną mój zespół trzeba było chwalić. To, co robiliśmy dziś, to katastrofa – grzmiał Franciszek Smuda. Przed nim zaledwie trzy dni na pozbieranie drużyny przed kolejnym trudnym wyjazdem. Do piątkowego spotkania z Lechem wiślacy będą się przygotowywać w Grodzisku Wielkopolskim. – Dam z siebie wszystko, żeby odpowiednio ich przygotować. W Poznaniu nie możemy pozwolić sobie na takie błędy – zapewnia szkoleniowiec.
Jagiellonia Białystok – Wisła Kraków 5:2 (2:1)
Grzyb 3’, Piątkowski 14’, 70’, Plizga 54’, Dźwigała 88’ - Paweł Brożek 38’, Głowacki 75’
Jagiellonia: K.Baran – Popchadze, M. Baran, Ukah, Waszkiewicz – Quintana (80' Dźwigała), Pazdan, Norambuena (86’ Tosik), Plizga, Grzyb – Piątkowski (83’ Balaj)
Wisła: Miśkiewicz – Burliga, Głowacki, Jovanović, Bunoza – Stjepanović (46’ Boguski) – Chrapek, Piotr Brożek (63’ Sarki), Garguła, Guerrier (76’ Małecki) – Paweł Brożek
Żółte kartki: Stjepanović, Głowacki, Jovanović, Małecki (Wisła)
Sędziował: Krzysztof Jakubik