Gang 60-latków. Okradli państwo na 11 mln złotych

fot. pixabay.com

Kilku panów w sile wieku odpowiada przed sądem za sprzedaż tytoniu, setek tysięcy podrobionych papierosów i alkoholu oraz udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Niemal wszyscy byli wcześniej wielokrotnie karani sądownie.

Grupą kierował 55-letni Dariusz W. ze starszym o siedem lat Walentym W. Na ławie oskarżonych zasiada również syn Walentego, 30-letni Adam. Obok niego 63-letni Dariusz C., 61-letni Marek G., Waldemar W. (rocznik 57) czy Dariusz N.

Prokuratura zarzuca im, że od maja 2016 roku do czerwca 2017 wytwarzali tytoń do palenia i handlowali podróbkami papierosów. Oprócz tego sprzedawali nielegalnie alkohol – przemysłowy i taki robiony metodą chałupniczą.

Dariusz W. miał być pomysłodawcą projektu. Zajmował się kupowaniem tytoniu, zlecał jego suszenie i cięcie. To on zdaniem śledczych wpadł na pomysł, by uruchomić linię produkcyjną w małej wsi. Oskarżony nadzorował proces produkcji, ale też nie bał się ubrudzić. Obsługiwał sprzęty i osobiście zajmował się sprzedażą tytoniu, papierosów oraz alkoholu.

Gdy został zatrzymany, policjanci znaleźli u niego 650 tys. sztuk papierosów, 16 kg tytoniu i 225 litrów alkoholu etylowego. U innego z oskarżonych funkcjonariusze ujawnili 95 tys. papierosów i 117 l alkoholu. Do zatrzymań doszło w wielu miejscowościach, w tym w Krakowie.

Tony i litry

Prokuratura ustaliła, że w sumie oskarżeni są odpowiedzialni za wytworzenie 11,6 ton tytoniu do palenia i posiadanie blisko 870 tys. sztuk papierosów różnych marek bez polskich znaków skarbowych. Najpopularniejsze były L&M (znaleziono blisko 600 tys. sztuk z takim oznaczeniem). Od oskarżonych można było też kupić papierosy marki West, Marlboro, Italian Blend czy Paramount Gold.

Skąd wiadomo, ile tytoniu wyprodukowano? Policjanci znaleźli kalendarz, w którym zapisane było, ile dziennie tytoniu udało się wyprodukować, kto miał danego dnia urlop i jaki był stan licznika energii.

Śledczy uważają, że grupa wytworzyła 150 litrów alkoholu, który okleili etykietą spirytusu produkowanego w lubuskim polmosie i 85 litrów rumu pod nazwą „Italian Rum”. W sumie w akcie oskarżenia widnieje ponad 900 litrów alkoholu, w tym większość nie nadawała się do spożycia.

Eksperci ocenili, że ten alkohol miał zastosowanie przemysłowe, dlatego były w nim substancje groźne dla zdrowia i życia ludzi. Jedynie w przypadku „bimbru” takiego niebezpieczeństwa nie było.

Biegli wyliczyli, że grupa powinna zapłacić ponad 9,8 mln złotych podatku akcyzowego i 2,7 mln złotych podatku VAT.

Wśród zarzutów znalazły się również te związane z narkotykami. Adam W. w wynajmowanym garażu przy ul. Radzikowskiego miał 700 gramów marihuany i 6 kg MDMA. Przy Walentym W. policjanci ujawnili prawie kilogram amfetaminy. To zresztą stało się po próbie zatrzymania mężczyzny w Sosnowcu.

Walenty się nie poddaje

Walenty W. w czerwcu 2017 roku przebywał na Śląsku. Tamtejsi funkcjonariusze dostali informacje, że należy go zatrzymać. Gdy podeszli do samochodu, który został zatrzymany do „rutynowej” kontroli, Walenty włączył silnik, gwałtownie ruszył w tył i uderzył w nieoznakowany wóz, który brał udział w akcji. Następnie Walenty W. odjechał. Nie zatrzymał się nawet wtedy, gdy w jego stronę mundurowi czterokrotnie strzelili. Pościg zakończył się jakiś czas później na blokadzie policyjnej. Jednak i wtedy mężczyzna nie poddał się, tylko zostawił samochód i zaczął uciekać pieszo.

Po tym zdarzeniu do sosnowieckich policjantów zgłosił się właściciel mieszkania, który stwierdził, że nie ma kontaktu z wynajmującym. Okazało się, że lokal służył za kryjówkę i jednocześnie miejsce do mieszania amfetaminy z kofeiną. Na miejscu znaleziono m.in. paszport Walentego W. i 6 kg środka pobudzającego.

„Wabik”

Dariusz W., czyli jeden z dwóch szefów gangu, początkowo przyznał się m.in. do posiadania tytoniu i papierosów. Opowiedział, że ich sprzedażą zajął się kilka lat temu, gdy zmagał się z problemami finansowymi. Nawiązał kontakt z Armeńczykami i to od nich zaczął brać towar. Złożyło się to w czasie, kiedy wynajął pod Krakowem dom z garażem. To tam przemytnicy zrobili sobie magazyn. Płacili mu za taką usługę ok. 300 zł w postaci pięciu kartonów papierosów.

Oskarżony wspomniał również o tym, jak dostał propozycję przemytu papierosów. Za zadanie miał otrzymać 2,5 tys. złotych. Samochód na akcję pożyczył od mamy. Celu nie osiągnął, bo zatrzymała go policja. Później dowiedział się, że najprawdopodobniej robiła za „wabia”. W tym samym czasie miał być realizowany duży przewóz papierosów. To po tej akcji nawiązał kontakt z osobą, od której brał tytoń.

Walenty W. przyznał, że brał udział w produkcji, ale nie był jej organizatorem. Przekonywał, że pomagał pakować tytoń i za to dostał wypłatę w postaci 10-kilogramowego worka suszu, który sprzedawał. Zbagatelizował również sprawę z Sosnowca, choć przyznał się do tego, że miał narkotyki i uciekał. Twierdził jednak, że nie napadł na policjantów. Staranowanego samochodu nie widział, bo było ciemno. Nie poczuł też uderzenia.

Jego syn stwierdził, że wszystko należało do jego ojca. Wyjaśnił, że papierosy pochodziły z Ukrainy. Były przywożone do kraju raz na dwa miesiące po 500 paczek.

News will be here