Jerzy Meysztowicz: Platforma się wypaliła [Rozmowa]

Jerzy Meysztowicz, lider Nowoczesnej w Krakowie fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Platforma się wypaliła. W tej partii zabrakło energii. Ludzie byli przekonani, że nie mają z kim przegrać, więc przestali się interesować tym, co można zmienić, poprawić w Polsce – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl Jerzy Meysztowicz, „jedynka” na krakowskiej liście Nowoczesnej. – Staram się przywrócić pewną kulturę do debaty politycznej. Jak kiedyś były spory polityczne, to nie było takiej agresji wśród polityków – dodaje.

Patryk Salamon, Filip Grabowski: Spodziewał się Pan, że konkurenci polityczni będą wypominać wcześniejszą przynależność do Platformy Obywatelskiej?

Jerzy Meysztowicz, lider Nowoczesnej w Małopolsce: Przyznam się, że na każdym spotkaniu i debacie jestem o to pytany, ale nie mam z tym problemu. My mówiąc o przechodzeniu z partii do partii zastanawialiśmy się, czym ludzie się kierują. Jedni zmieniają ugrupowanie, bo ich pozycja w danej organizacji spada. Nie mają szansy na mandat po raz kolejny. Dla nich to tragedia i powód zmiany partii. Są tacy, którzy dla tego interesu politycznego zmieniają kompletnie poglądy, bo jeśli ktoś przechodzi z PiS-u do Platformy, albo w drugą stronę, to jest to zupełnie inna bajka. Od samego początku, od kiedy zacząłem funkcjonować w polityce, jestem wierny zasadom i tradycji. Przecież Platforma wywodziła się z Unii Wolności, więc to było naturalne że się w niej znalazłem. To, że związałem się politycznie z Ryszardem Petru i Nowoczesną, wynika że zawiodłem się na PO. Platforma w pewnym momencie przestała spełniać oczekiwania wyborców.

Pan jest skłonny powiedzieć, że Platforma zdradziła swoje ideały?

To nie jest zdradzenie ideałów. Platforma się wypaliła. W tej partii zabrakło energii. Ludzie byli przekonani, że nie mają z kim przegrać, więc przestali się interesować tym, co można zmienić, poprawić w Polsce. Byli tylko zachwyceni swoim funkcjonowaniem w polityce. Zajmowali się swoimi sprawami, a nie interesami Polski. Stwierdzenie Donalda Tuska, że PO nie ma z kim przegrać, ich uśpiło. Takim gwoździkiem były wybory prezydenckie. Wtedy zobaczyli, że ludzie mają dosyć tych twarzy.

To nie było tak, że ja odszedłem z Platformy. Nie porzuciła ona ideałów, tylko przestała o nie dbać.

Rozmawiałem wcześniej z politykami Platformy i próbowali mnie przekonać, że odszedł Pan z partii w momencie, kiedy zaczęły się przymiarki do tworzenia list wyborczych. Miał Pan nie dostać miejsca w pierwszej dziesiątce i dlatego odszedł z partii Ewy Kopacz.

Mam poczucie obowiązku. Jeśli podejmuję się jakiegoś zadania, to staram być konsekwentny i realizować to. Nigdy nie byłem na czołowych miejscach list głównie dlatego, że nie przymilałem się do kogokolwiek, żeby otrzymać biorące miejsce. Traktowałem start jako obowiązek. Jeśli funkcjonuję w polityce, mam jakąś pozycję w Krakowie, to nawet z 13. miejsca jestem w stanie dołożyć około 2 tysięcy głosów. Trudno wymagać od osoby, która ma limit wyborczy wydatków na kampanię 4 tysiące złotych wejścia do parlamentu. Nie miałem takich aspiracji, tylko traktowałem to jako wypełnienie mojego obowiązku członkowskiego. Niektórzy są członkami PO i biegają z ulotkami, tak ja uznałem, że bez specjalnego zaangażowania jestem w stanie dołożyć do wyniku 2 tysiące głosów. Jeżeli to jest traktowane jako obraza na Platformę, to nie moja wina. Poczucie obowiązku spowodowało, że kiedy powstało stowarzyszenie Nowoczesna, uznałem, że ze względu na organizację może przekształcić się ona w partię, to nie wypada mi tego łączyć. Dlatego też wypisałem się ze wspomnianej partii. To, że koledzy z PO dowiedzieli się o mojej rezygnacji z mediów, to wynik tego, że ci, którym złożyłem rezygnację, liczyli że to odwołam. Od razu powiedziałem: że bez względu na wszystko ja i tak opuściłbym Platformę.

Nowoczesna proponuje w programie wyborczym wprowadzenie kadencyjności dla parlamentarzystów, zmianę finansowania partii politycznych czy też większego udziału obywateli w decydowaniu o państwie. Czy to oznacza, że Nowoczesna jest za zmianą konstytucji?

Absolutnie nie. Chcemy funkcjonować na bazie konstytucji z 1997 roku. Zmiana konstytucji to według nas otwarcie puszki Pandory. Wszystkie partie chciałyby wtedy wprowadzić zmiany korzystne dla siebie, a niekoniecznie dla obywateli. Jedynym przepisem o randze konstytucyjnej, który w przyszłości należałoby zmienić, to kwestia zmiany waluty. Nowoczesna jest za wejściem do strefy euro, ale uważamy, że powinno stać się to w odpowiednim momencie dla naszego państwa.

Ale państwa program przewiduje również poszerzenie zakresu władzy rządu i premiera. Wydaje się, więc że zmiana konstytucji powinna być kluczowa do wzmocnienia władzy Prezesa Rady Ministrów.

To nie jest do końca tak, jak pan mówi. Mieliśmy premierów, którzy na bazie tych samych przepisów potrafili twardo rządzić i podejmować samodzielnie decyzje, podobnie jak dzieje się to w systemie kanclerskim. Dobrym przykładem jest Leszek Miller, który podczas rządów SLD był posądzany o takie praktyki. Niestety, żadna partia nie uzyskała do tej pory większości w sejmie, która pozwoliłaby jej na samodzielne rządy. Natomiast, gdyby taka sytuacja zaistniała w przypadku Prawa i Sprawiedliwości, to zapewniam Państwa, że będziemy marzyć o tym, żeby było kilka partii w koalicji rządzącej. Oni, mając poparcie prezydenta, będą rządzić pomimo tego, że nie będzie to system kanclerski, a decyzje będzie podejmowała osoba z „tylnego siedzenia”.

Jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory, to będzie to wola większości głosujących. Obywatele będą chcieli takich rządów.

Jestem demokratą. Szanuję wybór obywateli. Nie będę delegitymizował władzy PiS- dokładnie tak samo nie podobało mi się podważanie rządów Bronisława Komorowskiego. Uważam, że jest to zachowanie skandaliczne. Na debacie Beaty Szydło z Ewą Kopacz, kandydatka PiS nie zwracała się do pani premier per pani premier. To ogromny cios dla urzędującego premiera. Rozumiem również pretensje PiS, kiedy PO nie miała szacunku do Lecha Kaczyńskiego. Bez względu na to, kto sprawuje władzę i przez jakie ugrupowanie jest popierany, należy mu się szacunek. Prezydent zostaje wybrany w demokratycznych wyborach. Nie mamy prawa podważać wiarygodności takiego urzędu. Poza tym, zrobiliśmy straszną rzecz w ostatnich latach, bo mordujemy autorytety. Na własne życzenie opluwamy ludzi, którzy wiele dla Polski zrobili.

To wina również ugrupowania, do którego Pan należał. Wystarczy wymienić np. Stefana Niesiołowskiego.

To wina wszystkich partii politycznych. Ja staram się przywrócić pewną kulturę do debaty politycznej. Jak kiedyś były spory polityczne, to nie było takiej agresji wśród polityków. Rozumiem, że są osoby, które mają inne poglądy, ale jeśli partia KORWiN nie organizuje swoich konferencji tylko przychodzi na nasze i zagłusza nas, trąbiąc i gwiżdżąc, to nie możemy się na takie coś zgadzać. To według mnie jest dramat. Dzisiejsza debata polityczna przypomina rynsztok. Są hejty, obraźliwe komentarze, a nawet groźby. Spirala nienawiści się nakręca. Musimy zacząć reagować na te przejawy nietolerancji. Uważam, że powinniśmy jako politycy dawać dobry przykład wszystkim obywatelom. Taki przykład dał Ryszard Petru wraz z Barbarą Nowacką podczas debaty w programie „Kropka nad i”. Pokazali, że można prowadzić spór merytoryczny, w którym nie ma agresji i wzajemnego obrażania się.