Koncert The Dreadnoughts: kanadyjski zespół, słowiańska dusza

12 stycznia w klubie OFF CeNtrum zagrali The Dreadnoughts – kanadyjska formacja łącząca punk z szantami czy melodiami polek. Występ ekipy z Vancouver poprzedziły koncerty polskich grup Mandat i De Łindows.

Historia The Dreadnoughts to dość dziwna opowieść. Zespół powstał w 2006 roku w leżącym nad Pacyfikiem Vancouver.. Prawdziwą popularność kapela zdobyła jednak nie w kraju niedźwiedzi polarnych i syropu klonowego, tylko ponad osiem tysięcy kilometrów dalej – w Polsce. Pierwszy raz nasz kraj (i Europę w ogóle) zespół odwiedził w 2009 roku, zaś w 2010 dał rewelacyjny koncert na Scenie Folkowej Przystanku Woodstock. Apogeum koncertowej aktywności nastało w 2011 roku, kiedy The Dreadnoughts dali osiemnaście koncertów w naszym kraju, w którym odwiedzili nie tylko największe miasta, ale również te znacznie mniejsze (jak np. Kolbuszowa czy Biłgoraj). Nie pozostało to bez wpływu na twórczość Kanadyjczyków: ich punk stawał się coraz mniej celtycki, za to coraz bardziej słowiański, wypełniony motywami zaczerpniętymi z polek i oberków, zaś w warstwie tekstowej wychwalający walory śliwowicy i ukazujący bogactwo polskich wulgaryzmów. Pod koniec 2011 roku zespół zawiesił działalność, powrócił jednak na kanadyjskie sceny, żeby na początku 2014 roku wrócić do Europy – również do Krakowa.

The Dreadnoughts przyciągnęło do OFF CeNtrum bardzo dużo fanów: zarówno tych, którzy mieli przyjemność bywać na ich koncertach już wcześniej, jak i tych, dla których – sądząc z dość młodego wieku – mógł być to pierwszy raz. Trzeba powiedzieć to otwarcie: w polskiej duszy jest coś, co tęskni do takiego brzmienia – przaśnego, skocznego, ostrego, niezbyt ambitnego, za to gwarantującego doskonałą zabawę. Doskonałej zabawy z pewnością w Krakowie tego wieczoru nie zabrakło, publiczność ani na chwilę nie przestawała bowiem pogować, skakać, krzyczeć i okazywać słowiańskiej żywiołowości. Niestety, trochę zawiodło nagłośnienie, przez które brzmienie zespołu (wyłącznie w warstwie technicznej) było dość płaskie i męczące, ale w gruncie rzeczy to przecież był punk rock a nie poezja śpiewana. Ponadto na zmęczenie i narzekania czasu nie było.

Przed Kanadyjczykami wystąpiły dwie polskie formacje. Pierwszą z nich była grupa Mandat z Jaworzna, który zastąpiła Awariat Nato. Awariaci 10 stycznia ogłosili zawieszenie działalności (co brzmi dość kuriozalnie – jak można zawiesić działalność dwa dni przed ogłoszonym koncertem?). Trzeba przyznać, że w ogóle nieznany Mandat poradził sobie bardzo przyzwoicie, podobnie jak panowie z katowickiego De Łindows. Obie grupy zaprezentowały niezaskakujące, ale solidne brzmienie spod znaku melodyjnego punku, ska czy tzw. punky reggae, które bardzo skutecznie rozgrzało publiczność przed występem gwiazdy wieczoru.

Jak widać w tej krótkiej relacji w ogóle nie skupiam się na tym, które spośród swoich utworów zagrały występujące zespoły, bo przyznając szczerze, nie jest to specjalnie ważne. Osobiście za dużo ważniejsze uważam to, że koncert „Drednotsów” stanowił dla mnie (i na pewno nie tylko dla mnie) bardzo przyjemną, sentymentalną podróż do czasów, w których takiej właśnie muzyki słuchałem. Być może na występach Kanadyjczyków na Przystanku Woodstock czy w Tarnowskim Centrum Kultury bawiłem się lepiej niż 12 stycznia w OFF CeNtrum, co nie znaczy, że tam bawiłem się źle – wręcz odwrotnie! Takie koncerty są bardzo potrzebne, bowiem dla dobrej kondycji psychicznej trzeba raz na jakiś czas założyć wysłużone glany i rzucić się w wir niezobowiązującego, nieco niedojrzałego (ale dzięki temu jakże autentycznego!) szaleństwa. Kondycja fizyczna jednak trochę przy tym cierpi, wszak rozliczne siniaki, stłuczenia i obtarcia są nieuniknione, podobnie jak zarwanie reszty nocy, ale przecież „sleep is for the weak”. I tego się trzymajmy.

fot. ticketpro.cz