34-latek podczas kontroli bezpieczeństwa napomknął o bombie. Reszta wydarzyła się niemal automatycznie.
Pracownik Służby Ochrony Lotniska pytając o zawartość bagażu podręcznego ostatnie co chce usłyszeć, to słowo „bomba”. Niestety, mimo wielu takich historii, 34-letni pasażer zmierzający do Monachium, odpowiedział „gdybym nawet miał bombę…”. I się zaczęło.
– Sarkastyczne stwierdzenie krakowianina uruchomiło natychmiast lotniskowe procedury bezpieczeństwa. Na miejscu niezwłocznie pojawili się pirotechnicy Straży Granicznej. Utworzona została strefa bezpieczeństwa, w której przystąpiono do sprawdzenia potencjalnie niebezpiecznego bagażu – informuje Michał Tokarczyk ze Straży Granicznej.
– Walizka podróżnego została prześwietlona za pomocą specjalistycznych urządzeń i detektorów. Dodatkowo, podejrzany bagaż sprawdzony został również przez psa służbowego, wyszkolonego do wykrywania materiałów wybuchowych – mówi Tokarczyk. W bagażu nie znaleziono niebezpiecznych przedmiotów ani substancji.
– Winny całej zdarzenia mężczyzna szybko wyraził skruchę, tłumacząc swoje nieodpowiedzialne słowa stresem. Nie pomogło mu to uniknąć mandatu karnego w wysokości 500 złotych – stwierdza przedstawiciel SG.
Dobre wiadomości są takie, że pomimo całego zamieszania, samoloty nie opuściły Balic z opóźnieniem, a mężczyzna mógł wejść na pokład maszyny lecącej do Niemiec.
– Żartowniś może i tak mówić o sporym szczęściu, ponieważ udało mu się odlecieć zarezerwowanym lotem z Krakowa. Bardzo często po tego typu „sucharach” kapitanowie statków powietrznych nie zezwalają takim pasażerom na wejście na pokład samolotu – przypomina Michał Tokarczyk.