– Bardzo bym nie chciał, żeby brak statutu stał się argumentem, usprawiedliwiającym brak sukcesów w procesie sanacji Szpitala Narutowicza – przekonywał radnych zastępca prezydenta Krakowa Stanisław Kracik.
Szpital im. Narutowicza ma poważne problemy finansowe. Pisaliśmy o tym na naszych łamach wielokrotnie. Jednocześnie od bardzo długiego czasu radni debatują nad nowym statutem miejskiej lecznicy. Dla niektórych może to być czarna magia, jednak wbrew pozorom sprawa jest prosta do wyjaśnienia. Statut to po prostu dokument, który określa m.in. cele szpitala, jego strukturę organizacyjną, jak również gospodarkę finansową. Obecne władze placówki chciałyby, żeby nowy statut został przegłosowany przez radę miasta. Dlaczego? Ano dlatego, że obecna struktura organizacyjna ma być nadmiernie rozbudowana, co generuje duże koszty. By ją zmienić, potrzebny jest właśnie nowy statut.
Jak się dowiadujemy, komisja zdrowia Rady Miasta Krakowa kolejny już raz negatywnie zaopiniowała nowy statut Szpitala Narutowicza. Radni są również sceptyczni do wspierania placówki pieniędzmi z miejskiego budżetu. Powód? Twierdzą, że Mariola Marchewka kieruje placówką już rok, a ta ciągle jest w trudnej sytuacji. Co więcej, negatywne opinie wśród radnych zbiera plan naprawczy szpitala. – Nie wynika z niego, jakie konkretne cele chce zrealizować szpital, by wyjść z zadłużenia – mówiła jakiś czas temu na naszych łamach Alicja Szczepańska, radna Koalicji Obywatelskiej i przewodnicząca komisji zdrowia. Temat planu i statutu kolejny raz został poruszony na komisji zdrowia we wtorek 8 kwietnia. W posiedzeniu brał udział zastępca prezydenta Aleksandra Miszalskiego Stanisław Kracik.
Brak sukcesów
– Bardzo bym nie chciał, żeby brak statutu stał się argumentem, usprawiedliwiającym brak sukcesów w procesie sanacji Szpitala Narutowicza – przekonywał radnych Kracik. Dodał, że nadmiernie rozbudowana struktura organizacyjna szpitala to jeden z czynników, który doprowadził do tego, że obecnie placówka znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. – Prawie każdy dział czy sekcja szpitala, bez względu na wielkość, dysponowały stanowiskiem kierownika i zastępcy. Nawet jeżeli dział zatrudniał trzy czy cztery osoby (w tym dwa stanowiska funkcyjne). Była nawet sekcja, w której zatrudniony był tylko kierownik – mówiła na naszych łamach dyrektor Mariola Marchewka.
Głos zabrała radna miejska Edyta Nowak z Koalicji Obywatelskiej. – W ostatnim czasie zwyczajowo zaczęło się mówić, że Szpital Narutowicza nie ma statutu. To nie jest prawda. Nie byłby szpitalem, gdyby tego statutu nie miał – mówiła Nowak. Co więcej zauważyła, że w strukturze szpitala tworzone są nowe stanowiska: koordynatorów i pełnomocników. Przypomnijmy: dyrekcja szpitala twierdzi, że ta struktura jest nadmiernie rozbudowana. Dodajmy też jednak, że w placówce doszło do zwolnień. „Ze względu na duże koszty związane z wynagrodzeniami pracowników, które są po części spowodowane przerostem zatrudnienia w sektorze administracji, koniecznym było rozwiązanie umów o pracę z częścią pracowników czy też ograniczenie ilości kadry kierowniczej. Wprowadzone rozwiązania dotyczyły prawie 70 osób” – napisano w planie naprawczym Szpitala Narutowicza.
Nowy statut lepszy?
Podczas sesji rady miasta przedstawiciele magistratu podkreślali, że nowy statut jest lepszy od poprzedniego. – Wiadomo, że główne oszczędności w szpitalu będą w administracji. Można robić plan naprawczy według starej struktury, nie będzie to jednak tak efektywne – przekonywał radnych Artur Pocielej, dyrektor Biura Nadzoru Właścicielskiego Urzędu Miasta Krakowa.
Radna Szczepańska podkreślała, że sytuacja jest bardzo trudna. – Podjęłam w ramach komisji wszystkie możliwe środki: począwszy od zainicjowania kontroli w szpitalu, poprzez uchwały i rezolucje. Resztę pozostawiam innym – mówiła. Michał Ciechowski z Prawa i Sprawiedliwości chce wiedzieć, jaka jest sytuacja finansowa poszczególnych oddziałów. – Żeby nie było sytuacji, że za moment okaże się, że pracę niektórych trzeba będzie zawiesić – mówił radny Ciechowski.
W sprawę Szpitala Narutowicza bardzo angażuje się radna Edyta Nowak. Na koniec dyskusji postanowiła raz jeszcze wyjść na mównicę, żeby rozwiać pewne wątpliwości. – Usłyszałam przez ostatnie dni od wielu radnych, że moje zaangażowanie w problem szpitala wynika z tego, że po pierwsze zwolniona dyrektor ds. pielęgniarstwa jest moją koleżanką. To nie jest prawda. Dementuję. Panią dyrektor poznałam dlatego, że związki Szpitala Narutowicza poprosiły mnie o współpracę w tym temacie – mówiła Nowak. I dodawała: – Wczoraj dowiedziałam się, że moje zaangażowanie w problem szpitala wynika z moich osobistych, negatywnych emocji do pani dyrektor Marchewki. Widziałam panią dyrektor Marchewkę kilka razy w życiu. Jako osoba jest mi obojętna. Ale nie jest mi obojętny problem, związany z jej osobą, który dotyczy szpitala. Jeżeli jeszcze raz ktokolwiek mi zarzuci, że moje zaangażowanie w ratowanie Narutowicza jest moją prywatą, to będę z tego wyciągała konsekwencje.