Piotr Kempf: Nie okłamaliśmy komisji konkursowej [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Park Bednarskiego, rozgrzane miejskie place, metro w aplikacji na zieloną stolicę europejską - lista "grzechów" Zarządu Zieleni Miejskiej wciąż się aktualizuje. Jak do tego podchodzi dyrektor Piotr Kempf, kiedyś zielony papież, dzisiaj utożsamiany przez część krakowian z polityką betonową prezydenta Krakowa?

Dawid Kuciński: Okłamaliście komisję konkursową, w aplikacji na zieloną stolicę Europy?

Piotr Kempf, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej: Nie.

Jak to? Przecież pojawia się tam informacja o metrze. A my nie mamy i nie będziemy mieć metra. Co prawda jest też informacja o premetrze, ale np. portal Krowoderska.pl potraktował to jako doping i oszustwo.

W tej sprawie trzeba popatrzeć na datę złożenia aplikacji. Wtedy pomysł budowy metra w Krakowie był otwarty. Trwały analizy dotyczące tego, czy metro będzie i w jakim kształcie. Na tym więc etapie nie może być mowy o kłamstwie. Poza tym „metro” pojawia się tylko we wstępie, a wstęp nie jest oceniany przez ekspertów.

W aplikacji mowa o wspólnym działaniu urzędu i mieszkańców. Mamy ich kilkaset tysięcy. Większość raczej milczy. Ale jest grupa, która mówi urzędowi głośne, stanowcze i bezdyskusyjne „nie” w prawie w każdym aspekcie. A więc czy to nie naciągana teoria?

Zawsze będą grupy, które wyrażają swoje niezadowolenie z tego, co robi miasto. Jest to normalne. Nie możemy natomiast zapominać o tym, że inwestycje, które są realizowane – a we wniosku są nie tylko te „zielone”, bo mamy również spalarnie odpadów czy oczyszczalnie ścieków, które były społeczne oczekiwane i akceptowane – będą budzić jakieś kontrowersje. Miejmy też na uwadze to, że wiele pomysłów pochodzi od radnych, a oni słyszą ją od mieszkańców.

Przykładem takiej współpracy urzędu z mieszkańcami niech będzie choćby park Reduta, który od początku do końca był realizowany wspólnie. Moim zdaniem krakowianie chętnie swoje pomysły wyrażają, a następnie są one realizowane, choćby przez budżet obywatelski.

Przykładem takich dobrych praktyk jest chwalenie się mieszkańcami i ich projektami. Powinniśmy się cieszyć, że komisja pozytywnie oceniła np. pomysł, aby od parkingu dojść do parku w centrum Krakowa – tak, jak jest przy ul. Karmelickiej.

A co będzie z parkiem Bednarskiego? Na jak duże ustępstwa gotowy jest ZZM?

Będzie konsensus. To park zabytkowy i ostateczne zdanie ma wojewódzki konserwator. Nie ulega jednak wątpliwości, że projekt trzeba odchudzić – np. jeśli chodzi o odgrodzenie i ogrodzenie. Będziemy się też upewniać u niezależnych ekspertów z AGH czy wszystkie elementy właśnie te związane z zapewnieniem bezpieczeństwa, są potrzebne. Zastanawiamy się też nad sceną, bo pierwotnie ludzie chcieli, by się tam pojawiły, a teraz są wątpliwości. Myślę, że dojdziemy do porozumienia i będziemy spokojnie remontować, bo z tym zgadzają się nawet nasi oponenci.

Zastanawia mnie czy nie dochodzi tu do starcia idei parku miejskiego. Czy mieszkańcy chcą mieć jednocześnie centrum miasta i dzikie zielone miejsca, czy takie są jednak zarezerwowane dla obrzeży Krakowa, jak choćby w Tyńcu, gdzie mamy faktycznie dzikie lasy.

Cały czas trzeba szukać złotego środka. Są osoby, które potrzebują tej dzikości niedaleko siebie. Choćby niewielkiego fragmentu, który został nietknięty przez człowieka. Ale są też tacy, którzy oczekują równej nawierzchni, żeby ich dzieci mogły jeździć na rolkach czy rowerze. Chcemy pogodzić te potrzeby.

Wracając do parku Bednarskiego. Miejsce to ma odzyskać dawny blask i funkcje, które kiedyś spełniał. Mowa tu choćby o altanie. Ona jest elementem starego parku. Prawdą jest, że w którymś momencie historii zniknęła, ale zgodnie z wytycznymi konserwatora, powinna wrócić. Moim zdaniem, mimo remontu park nadal pozostanie w części dziki i naturalny.

Skoro jesteśmy przy konserwatorze. Kiedy będzie „procedowany” wybór drzew i lokalizacji, w których mogłyby się pojawić na Rynku Głównym?

Wymaga to rozmów właśnie z wojewódzkim konserwatorem zabytków, panią Moniką Bogdanowską. I mowa tu nie tylko o Rynku Głównym, ale ogólnie miejskich placach, na których brakuje zieleni. Skoro jest tak wola wprowadzania zieleni, która jednak nie będzie przeszkadzać i niczego nie zasłaniać, to należy do tego dążyć. Myślę, że konkrety pojawią się jesienią.

Skąd pana zdaniem taka rewolucja w podejściu do miejskich placów? Wszyscy pamiętamy boje o choćby jedno drzewo, nawet w donicze. Kanonem był pusty plac pokryty wapieniem tureckim...

Mieszkańcy dają do zrozumienia włodarzom miast, a oni przez swoje projekty konserwatorom, że funkcja placów mocno się zmieniła przez ostatnie dziesięciolecia. Nie handlujemy końmi, kaczkami, jakami czy warzywami. To miejsca na odpoczynek, wypicie kawy, spotkania z przyjaciółmi. Być może zamknięcia covidowe wpłynęły na postrzeganie przestrzeni wokół nas w ten sposób, że odkrywamy ją na nowo i widzimy, jakie może spełniać funkcję.

Bez względu na motywację, to przełomowy głos i powinniśmy zacząć rozmawiać o nowych projektach i o tych, które zostały zrealizowane, ale z małą lub zerową ilością zieleni.

News will be here