Podwójne zabójstwo sprzed lat. „Karatecy” już się nie wywiną

Prokurator Rafał Babiński fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Obszerny, 400-stronicowy akt oskarżenia przekazała do sądu okręgowego krakowska prokuratura. Chodzi m.in. o zabójstwo Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji w 1992 roku. Sprawcy mogliby umrzeć niewykryci, gdyby nie to, że nigdy nie zerwali z przestępczym fachem.

Wydarzenia sprzed 28 lat z willi w Aninie długo pozostawały tajemnicze zarówno dla opinii publicznej, jak i organów ścigania. To wtedy były premier wraz z małżonką zostali zamordowani w swoim domu. Sprawcy nie zostawili żadnych śladów, mogących wskazać śledczym kierunek, w którym powinni iść. Mnożyły się teorie, nawet te mówiące o motywach politycznych zabójstwa byłego dygnitarza i jego żony. Teraz prokuratura z całą pewnością wykluczyła ten powód.

Porwanie

Od 2017 roku praca dużej grupy krakowskich śledczych skupiała się na sprawcach porwania dziecka. Po 10 miesiącach udało się ich zatrzymać. Okazało się, że jednym z nich jest Dariusz S. z obszerną kartoteką sądową. Prokuraturze udało się mu przypisać jeszcze jedno porwanie, z 2013 roku. Wtedy to uprowadzony został 76-letni biznesman. Mężczyzna nie wytrzymał niewoli i zmarł.

Dariusz S. usłyszał zarzuty i co za nie grozi. Postanowił, że będzie współpracował z wymiarem sprawiedliwości. Jak mówi prokurator okręgowy Rafał Babiński, nie tylko przyznał się do porwań, ale postanowił rozliczyć się z przeszłością.

Okazało się, że był członkiem grupy przestępczej, która działała na początku lat 90. ubiegłego wieku. jako gang karateków. Do grupy należał również Marcin B. i Robert S. Z tej trójki ostatni to bezwzględny morderca, który do połowy 2020 roku będzie jeszcze odsiadywał wyrok 25 lat pozbawienia wolności za inne zabójstwo.

Brutalni i skuteczni

– Gang karateków to była jedna z bardziej brutalnych i skutecznych grup w Polsce. Warto tu wspomnieć, że radomski sąd skazał ich za 26 napadów rabunkowych i zabójstwa – mówi Babiński. – Zresztą niebagatelną rolę w tym śledztwie odegrały akta sprawy – dodaje.

Ich motyw był prozaiczny: chcieli zarobić. Obserwowali ludzi, którzy mogli w swoich posiadłościach mieć pieniądze, złoto, biżuterię. Prowadzili szczegółową obserwacje każdego z celów. Następnie włamywali się do domów, a jeśli zastali lokatorów, to nie obchodzili się z nimi po dobroci.

Tak właśnie stało się w Gdyni. Małżeństwo przedsiębiorców zgromadziło niemały majątek w swoim mieszkaniu. Robert S. postanowił, że zagarnie wszystko dla siebie. Nie rachował. Do domu wszedł z kołkownicą. Starsze małżeństwo straciło majątek i życie.

Kradli jednak tylko i wyłącznie to, co dało się bez podejrzeń sprzedać. Złoto, biżuteria, pieniądze – to były główne łupy przestępców.

Zbrodnia doskonała

Posiadłość Jaroszewiczów została wyznaczona jako kolejny cel. Sprawcy prowadzili szczegółową obserwację i dobrze przygotowali się do rabunku. Używali rękawiczek lateksowych, a na nie nałożyli skórzane. Wszyscy mieli te same buty – „chińskie trampki”, jakich było setki tysiące w tym okresie. Założone na głowy kominiarki uniemożliwiały rozpoznanie.

O tym wszystkim opowiedział najpierw Dariusz S., a następnie drugi z podejrzanych – Marcin B. Ich opowieści zgadzały się ze sobą. Warto dodać, że mężczyźni mają za sobą 15-letnie wyroki więzienia.

Powiedzieli też o tym, w jaki sposób dostali się do domu. Otóż związali dwie drabiny, które leżały na podwórku i zabezpieczyli końcówki szmatami, aby nie zostawić śladu na elewacji. Po wszystkim zamknęli okno, odłożyli drabiny na swoje miejsce.

Mogliby żyć

Gdy przestępcy weszli do domu, najpierw obezwładnili Alicję Jaroszewicz. Związaną pozostawili w łazience. Następnie poszli po Piotra Jaroszewicza. Otrzymał m.in. mocny cios kolbą pistoletu w głowę. Został przyprowadzony do swojego gabinetu i przywiązany do fotela.

Jak opowiada Rafał Babiński, dwóch sprawców pilnowało ofiary, a trzecia osoba penetrowała dom. Mimo że Jaroszewicz był kolekcjonerem rzadkich monet i banknotów o dużej wartości, te zostały na miejscu. Złodzieje wzięli ze sobą 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet, zegarek i broń palną.

Gdy rabusie mieli wychodzić, usłyszeli hałas. To Jaroszewicz zdołał się uwolnić. Pobiegli do gabinetu, gdzie zobaczyli mężczyznę, który szuka czegoś w szafie. Wiedzieli, że jeśli to znajdzie, ich życie będzie w niebezpieczeństwie. Jaroszewicz znany był również z tego, że kolekcjonował broń.

Dwóch mężczyzn ponownie obezwładniło Piotra Jaroszewicza, a Robert S. zarzucił mu pętlę na szyję. Po wszystkim poszedł do łazienki, gdzie leżała Alicja. Strzałem w głowę, odebrał jej życie.

Sprawcy zamknęli okno, przez które dostali się do budynku i wyszli głównym wyjściem.

Praca

Po tym, jak swoją historię opowiedział Dariusz S., a następnie Marcin B., przyszedł czas weryfikacji. Rafał Babiński poinformował o pracy, jaką wykonali śledczy. Chodzi tu m.in. o przesłuchanie 400 świadków, przeprowadzenie kilku eksperymentów procesowych i przeprowadzanie kilkudziesięciu ekspertyz z różnego rodzaju instytutów.

Efektem tego jest 400-stronicowy aktem oskarżenia. Robert S., któremu grozi dożywocie, nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.