Gdy w 1939 roku niemieccy żołnierze podpiłowali nogi konia króla Władysława Jagiełły, a pomnik runął, przyglądali się temu krakowscy uczniowie. Kilkadziesiąt lat później król wrócił - z Gliwic, helikopterem.
W 500. rocznice chwalebnej bitwy pod Grunwaldem tłum krakowian zebrał się na placu Matejki, by uczestniczyć we wzniesieniu ufundowanego przez fundację Ignacego Jana Paderewskiego pomnika króla.
Krótkie przemówienie wygłosił wtedy Ignacy J. Paderewski. Podkreślił, że dzieło to nie powstało z nienawiści.
– Zrodziła je miłość głęboka Ojczyzny nie tylko w jej minionej wielkości i dzisiejszej niemocy, lecz i w jej jasnej silnej przyszłości, zrodziła je miłość i wdzięczność dla tych przodków naszych, co nie po łup, nie po zdobycz szli na walki pola, ale w obronie słusznej, dobrej sprawy zwycięsko dobyli oręża – powiedział.
Pomnik ten miał być również dla Polaków i Litwinów znakiem wspólnej przyszłości, świadectwem wspólnej chwały i zachętą do wspólnej i owocnej pracy. W czasie odsłonięcia pomnika odezwał się również dzwon Zygmunt.
Pełne przemówienie po kliknięciu TUTAJ
Symbol wiktorii nie przetrwał długo
29 lat później, w listopadzie na tym samym placu ponownie zebrali się krakowianie. Tym razem nie z własnej woli. Mieli być świadkami upokarzającego widowiska, które zafundowało im niemieckie wojsko. W roku 1940 po pomniku zostały gruzy.
– Był to perfidny akt „wyrywania z korzeniami” drogiego sercom Polaków symbolu ich heroicznej, dziejowej przeszłości. Symboliczny, bo niejedyny – pisał w 2008 roku w chicagowskim Dzienniku Związkowym krytyk filmowy i publicysta Wojciech Wierzewski – krakowianin urodzony w 1941 roku. Taki sam los spotkał monumenty przedstawiające Adama Mickiewicza i Tadeusza Kościuszkę.
Odbudowa
Niedługo po wejściu wojsk radzieckich do Krakowa, jeszcze w styczniu 1945 roku zadecydowano o odbudowie pomnika. Jednak od decyzji do wykonania minęło ponad 30 lat.
„Podniosły moment dla każdego Polaka. Dziś odsłonięcie Pomnika Grunwaldzkiego” – napisano na pierwszej stronie Gazety Krakowskiej 17 października 1976 roku. Cztery lata po tym, jak władze PRL faktycznie zgodziły się na powrót pomnika na swoje miejsce. Choć nie obyło się bez problemów.
– Podjęcie próby rekonstrukcji słynnego monumentu nie było łatwe. Okazało się jednak, że w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa ktoś odkrył zachowaną miniaturę pomnika, pochodzącą z czasów jego budowy, z roku 1910, nie brakowało tam też detalicznych, szczegółowych fotografii z ery międzywojennej dziejowej pamiątki – wspominał Wojciech Wierzewski.
Na podstawie takich dokumentów kopię pomnika wykonał Marian Konieczny.
Uroczystość rozpoczęła się o godzinie 14. Odegrano hymn, a wojskowi złożyli raport władzom państwowym. Pomnik został odlany w Gliwicach i to stamtąd helikopterem przyleciał do Krakowa. Na cokole został umieszczony za drugim podejściem.
Natomiast 16 października w Sukiennicach odbyło się posiedzenia Krakowskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu i Komitetu Odbudowy Pomnika Grunwaldzkiego.
– Są w dziejach daty i wydarzenia, które historia, „magistra vitae" wpisała na trwałe w żywą pamięć narodu. Uczymy się z kart przeszłości gorzkich lekcji jakich nam nie szczędziły dzieje naszego państwa. Ale otuchę i wiarę w przyszłość czerpiemy z nauk historii zakorzenionych głęboko w pokładach społecznej świadomości wzbogacanych w każdym pokoleniu nowymi doświadczeniami... – powiedział wiceprzewodniczący KK FJN Andrzej Kurz.
– Zrodziła się i rozwinęła idea Grunwaldu nie z niskich pobudek nienawiści i zemsty, ale z potrzeby serca i zdrowego instynktu państwowego. Zrodziła się jako symbol dziejowej sprawiedliwości, świadectwo zwycięstwa prawdy nad fałszem, jako potwierdzenie prawa narodu do pokoju, wolności i samodzielnego bytu – zanotowała Gazeta Krakowska.
Nie obyło się też bez nagród. A wszystkim osobom zaangażowanym w odbudowę pomnika swój koncert zadedykowała Halina Czerny-Stefańska. W archiwach zalega film pt. „Powrót Króla”, autorstwa Andrzeja Urbańczyka, który dokumentował powstawanie pomnika i jego drogę lotniczą z Gliwic.