Most narodzony w bólach

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Most Grunwaldzki nie jest monumentalnym dziełem ani chlubą narodowej myśli inżynieryjnej. Zbudowany został tak, żeby nie przeszkadzał w podziwianiu Wawelu i jednocześnie spełniał swoją podstawową funkcję.

Przy okazji propozycji zmiany nazwy mostu Grunwaldzkiego na most Praw Kobiet, warto przypomnieć, jak powstawał. Z relacji ówczesnych dziennikarzy wynika, że rodził się bólach powiązanych z peerelowską rzeczywistością.

Każdy, kto przechodził mostem łączącym Dębniki ze Starym Miastem, widział mosiężne litery i cyfry układające się w nazwę i datę oddania obiektu – 1972. Ówcześni krakowianie jednak ani trochę nie mogli być zadowoleni z tempa prac. Inwestycja trwało aż cztery lata. Dlaczego?

Za projekt mostu odpowiadało trio inżynierów: Stefan Filipiuk, Andrzej Topolewicz i Józef Malinowski z pracowni "Transprojekt”. Początkowo obiekt miał nosić nazwę na cześć Mikołaja Kopernika, ale władze uznały, że lepiej będzie pasować nazwa robocza, związana z podjęciem odbudowy zniszczonego podczas wojny pomnika Grunwaldzkiego. Na łamach lipcowej "Gazety Krakowskiej" pojawiła się również polemika z tą nazwą, zdaniem autora listu, w 600-tysięcznym mieście nie ma miejsca na dwa pomniki upamiętniające grunwaldzką victorię.

Immobilizm

To, co wyglądało dobrze na papierze, w rzeczywistości sprawiło dużo problemów. Nawet prasa, kontrolowana przez władze, nie szczędziła słów krytyki budowniczym. W lipcu 1972 roku „Dziennik Polski” na ostatniej stronie zapowiedział, że budowa mostu ukończy się dopiero w przyszłym roku.

Artykuł zaczyna się od informacji o zażegnanym sporze dotyczący daty oddania obiektu i podpisania nowej umowy. Redaktor podkreślił, że władze miejskie musiały przyjąć warunki Kieleckiego Przedsiębiorstwa Robót Mostowych. Ostatecznie prace zamiast trzech lat, miały potrwać cztery i pół roku.

– Niewesoła to perspektywa, zważywszy, że jest to przecież tak ważna inwestycja komunikacyjna dla Krakowa – komentuje autor.

Skąd w ogóle opóźnienia? Brakowało rąk do pracy i materiałów budowlanych. Kieleckie przedsiębiorstwo miało za dużo zleceń, a zakłady produkcyjnie nie wyrabiały z zapotrzebowaniem. Żeby było mało nowohucki „Eletromontaż” nie był w stanie na czas doprowadzić oświetlenia na budowę. PRL w pigułce? Jeszcze nie.

Nikt nie chciał budować linii tramwajowej

Na początku lat 70, linia łącząca Grzegórzki z mostem dopiero powstawała. I przy tej inwestycji nie obyło się bez absurdów.

Wykonawcą linii był Zarząd Robót Inżynieryjnych PPBHiL. – Aby było dziwniej – od strony ul. Grzegórzeckiej do ul. Bohaterów Stalingradu (Starowiślnej – przyp. red.) inwestorem jest Miejski Zarząd Dróg i Zieleni, a od tej ulicy aż do samego mostu Dyrekcja Inwestycji Miejskich – pisał autor kryjący się pod inicjałami „KO”. Znajome? Dziś mamy trzy jednostki, które mają podobne kompetencje…

Wracając do 1971 roku. Linia tramwajowa kończy się przy moście, zauważa redaktor i pisze dalej, że „próżno byłoby szukać jej dalszego ciągu po drugiej stronie Wisły”. W planach natomiast miała iść mostem, ul. Konopnickiej i zaraz za nią przy ul. Nowozielnej (krzyżowała się z ul. Barską), kończyć pętlą.

Inwestycja o długości 200 metrów funkcjonowała jednak tylko w umysłach rządzących, bo według dziennika, nie było na nią ani dokumentacji, a tym bardziej wykonawcy. I tu kolejna zabawna rzecz. Biuro, które było odpowiedzialne za papiery stwierdziło, że oczywiście chętnie wykona projekt, jak tylko… pozna przedsiębiorstwo odpowiedzialne za prace.

Krakowscy urzędnicy szukali wykonawcy, ale na próżno. Nie pomogła nawet interwencja w Ministerstwie Komunikacji.

– Dyrekcja ZRI, powołując się na ministerialne decyzje, tłumaczy, że ma ważniejsze prace do wykonania i nie może więcej zajmować się budową torów dla potrzeb miejskich – donosił „Dziennik Polski”. Inwestycji nie chciało się też podjąć „jedyne przedsiębiorstwo gospodarki komunalnej – MPRD”. Tramwaj się oczywiście pojawił, ale dopiero w 1973 roku, a od 1979 roku tory prowadziły aż do Łagiewnik.

A co z samym mostem? 6 czerwca 1972 roku pojawiła się jednozdaniowa wzmianka ze zdjęciem, że montowane jest oświetlenie. Relacji z oficjalnego otwarcia ze świecą szukać.