Jakub Drath, LoveKraków.pl: Postanowiłeś przejść pieszo wszystkimi ulicami Krakowa. Muszę zacząć od pytania o motywację.
Kamil Bąbel: Zaczęło się od tego, że planowałem dłuższą pieszą podróż. Ale obowiązki dnia codziennego sprawiły, że ten pomysł nie był możliwy do zrealizowania. Pomyślałem więc, że można zwiedzać najbliższą okolicę – czy to przy okazji, czy w zupełnie wolnych chwilach.
Ile do tej pory przeszedłeś i jak to dokumentujesz?
Przeszedłem do tej pory połowę, czyli ponad 1400 ulic. Kiedy chodzę, mam uruchomioną aplikację śledzącą trasę przejścia. Po powrocie nanoszę tę trasę na mapę, którą też udostępniam na swojej stronie internetowej. Mam też tabelkę z wykazem wszystkich ulic i placów w mieście i oznaczam tam sobie na bieżąco te, które już w całości przeszedłem, żeby wiedzieć, jaką część mam już za sobą.
Jak wygląda Kraków z takiej perspektywy? Każdy z nas bywa w roli pieszego, ale na pewno nie w takiej skali.
Pierwsza obserwacja, jaka mi się nasuwa, to taka, że nie znamy swojej najbliższej okolicy. Nie mówię tutaj o całym mieście, ale o miejscach, które mamy w najbliższym sąsiedztwie. Mamy tendencję do tego, by wybierać codziennie te same trasy, a unikamy mniejszych uliczek, o których istnieniu czasem nawet nie wiemy. I wyrwanie się z takiej powtarzalności pozwala dostrzec znacznie więcej i poznać miasto z zupełnie innej perspektywy. Kiedyś mieszkałem na Dębnikach i codziennie mijałem skrzyżowanie z ulicą Biała Droga, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, by tam wejść. Pewnie gdyby nie pomysł przejścia całego miasta, nie trafiłbym tam nigdy w życiu. To taki najprostszy przykład z bliskiego sąsiedztwa.
Jakie jeszcze ulice zapadły Ci w pamięć?
Na przykład ulica Ukryta, na której znajduje się pierwszy w Krakowie pomnik Jana Matejki. Wszyscy kojarzą ten, który znajduje się na Plantach, niedaleko Barbakanu, ale nie jest on jedyny. Warto się tam wybrać, bo to jedna z takich ulic, do których niewiele osób ma potrzebę się udać, a kryje w sobie coś bardzo ciekawego.
I ma bardzo adekwatną nazwę.
Nazewnictwo ulic to też jedna z ciekawych obserwacji. Kiedy zagłębimy się w sprawę, to po nazwie ulicy jesteśmy często w stanie przewidzieć, w jakiej części miasta się znajduje. Np. na Woli Justowskiej mamy wiele nazw pochodzących od nazw drzew – jeśli mijamy tabliczki z nazwami takimi jak Świerkowa, Modrzewiowa czy Kasztanowa, to możemy nie mieć wątpliwości, gdzie jesteśmy. Spacery po Krakowie pozwalają też wyraźnie zobaczyć różnice w budownictwie pomiędzy dzielnicami, które powstawały wcześniej i później albo które w momencie powstawania miały inne funkcje. Te wszystkie obserwacje dają też do zrozumienia, że na co dzień mijamy dość bezmyślnie różne budynki i miejsca, ale kiedy zaczniemy szukać pewnych tendencji na danym obszarze, robi się znacznie ciekawiej.
A gdybyś miał zadać do przejścia urzędnikom odpowiedzialnym za infrastrukturę i planowanie miasta jakiś rejon lub zestaw ulic, co by to było?
Pierwsza ulica, jaka mi teraz przychodzi do głowy, to ulica Łódzka na Klinach Borkowskich – dość długa, nieutwardzona, niezachęcająca ani do chodzenia pieszo, ani do jazdy, zwłaszcza kiedy pada deszcz. Jeśli chodzi o dzielnice, nie będę wskazywał jednej – każda ma swoje lepsze i gorsze rejony czy zapomniane ulice na uboczu, ale musimy pamiętać, że wszędzie tam mieszkają ludzie i też chcą wygodnie dotrzeć do swojego domu.
Dotarłeś już w swoich spacerach do tych najdalszych osiedli, na samym końcu miasta?
Tak, od strony północnej, zachodniej i południowej dotarłem już do granic miasta. Zostają jeszcze krańce Nowej Huty. Najdalej byłem w Przylasku Rusieckim, więc jeszcze trochę zostało. I faktycznie widać to, że te przedmieścia mocno się odróżniają, ale to ma też swój klimat.
Jak sądzisz, ile czasu zajmie Ci jeszcze dokończenie zwiedzania?
Przejście tych 50 procent zajęło mi dwa i pół roku, przy czym to była ta łatwiejsza połowa, bliżej miejsca zamieszkania i punktów, które regularnie odwiedzam. Teraz zostały mi te dalsze ulice, więc zakładam, że dokończenie potrwa dłużej. Ale nie narzucam sobie konkretnego terminu.