Sąd łagodzi wyrok emerytowi, który zabił w „urojonej obronie koniecznej”. Poszło o papierosa

Oskarżony Marian K. przed krakowskim sądem fot. Artur DRożdżak

Z 6 do 3 lat Sąd Apelacyjny w Krakowie złagodził wyrok emerytowi, który zabił przypadkowego przechodnia. Działał wtedy, jak to określił sąd, w „urojonej obronie koniecznej”.

Tragedia rozegrała się 25 sierpnia 2021 r. w godzinach nocnych, gdy z numerem alarmowym 112 skontaktował się mężczyzna podający dane osobowe: Marian K. i informując o ujawnieniu w Chełmku koło Oświęcimia rannego mężczyzny, który krwawił z klatki piersiowej. Z relacji ratowników wynikało, że po przyjeździe na miejsce zastali leżącego na ziemi mężczyznę z ranami kłutymi w rejonie klatki piersiowej i pleców. Najpierw policjanci i prowadzili masaż serca, ale przejęte przez ratowników czynności reanimacyjne nie przyniosły rezultatu, a Tomasz K. zmarł.

O to zabójstwo oskarżono 65-letniego Mariana K. To właśnie on powiadomił służby ratunkowe o rannym. Sprawca przyznał się do uderzenia Tomasza K. nożem, ale mówił, że nie miał zamiaru jego zabójstwa.

Sprawca reanimował ofiarę

Twierdził, że wracał z pracy i został napadnięty, a broniąc się „stało się tak, jak się stało”. Wyjaśniał, że podszedł do niego Tomasz K. i poprosił o papierosa, ale Marian K. odmówił.

– To sobie wezmę sam – miał wtedy powiedzieć pokrzywdzony. Od słowa do słowa doszło do zwarcia i Marian K. wyjął z torby scyzoryk o 10 cm ostrzu, rozłożył go i zadał nim dwa ciosy 30-latkowi. Gdy ten upadł, Marian K. przystąpił do jego reanimacji.

– Ułożyłem mu głowę na krawężniku, miał ciężki oddech, szarpałem za ubranie, robiłem wdechy usta usta, a jakiś mody człowiek masaż serca. Wybrałem w telefonie numer 112, ale nie byłem w stanie dyspozytorowi pogotowia udzielać odpowiedzi – nie krył. Prokuratorowi mówił, że działał w samoobronie.

W sądzie pojawiła się matka ofiary Dorota K. Kobieta nie może chodzić, porusza się na wózku, bo 48-latka cierpi na chorobę genetyczną.

W emocjonalnej wypowiedzi opisała trudne życie swojej rodziny: śmierć męża alkoholika, chorobę młodszego syna Mateusza, który z powodu schizofrenii przebywa w szpitalu psychiatrycznym, w końcu śmierć starszego syna Tomasza, który był jej opiekunem.

Wspierał matkę materialnie, sprzątał, robił zakupy, pomagał z wizytami w szpitalach. Dlatego po tragicznej śmierci syna kobieta chciała rekompensaty finansowej. Teraz za pomoc musi płacić innym osobom, nie ma już w nikim wsparcia. Oskarżony Marian K. powiedział, że postara się spłacić wnioskowaną przez Dorotę K. kwotę 50 tys. zł.

– Tego co się stało żałuję jak cholera, byłem w szoku, nie wiedziałem co robię – powiedział też. Przed krakowskim sądem prosił kilka razy matkę zabitego o wybaczenie. – Nie jestem gotowa, by panu wybaczyć – odparła.

Dorota K. przyznała jednocześnie, że jej synowie tamtego dnia urządzili imprezę, bo dostali 7-8 tys. zł wyrównania świadczeń socjalnych. Pili alkohol, brali narkotyki. Syn Tomasz wyszedł z imprezy, by odprowadzić dziewczynę, która wybiegła w pośpiechu i wtedy na swojej drodze przypadkowo spotkał Mariana K. Poprosił go o papierosa.

– To co pan zrobił to i mnie pan zabił – dodała oskarżycielka posiłkowa i nie kryła, że teraz nie chce się jej już żyć, bo nie ma już syna którego urodziła, gdy miała 16 lat. – Teraz nawet, gdybym wygrała milion w totka, to nic mi po tym – stwierdziła. Mówiła, że przyszła do sądu, bo chciała spojrzeć w oczy człowiekowi, który zabił jej syna.

– Tak bardzo było panu żal tego papierosa? – głośno westchnęła.

Sąd nadzwyczajnie łagodzi

Sąd Okręgowy w Krakowie nadzwyczajnie złagodził wyrok Marianowi K. i wymierzył karę 6 lat więzienia. Nakazał też zapłatę 50 tys. zł matce ofiary za wyrządzoną krzywdę i pogorszenie warunków życia.

Oskarżony to osoba nie karana, ojciec czwórki dorosłych dzieci, z zawodu ślusarz, pracował jako operator wózka widłowego. W chwili zajścia miał 7 miesięcy do emerytury. Zabił mając ograniczoną poczytalność.

Na skutek odwołania Sąd Apelacyjny w Krakowie złagodził mu wymiar kary o połowę do 3 lat odsiadki. Uznał, że mężczyzna działał w urojonej obronie koniecznej, bo z zapisu monitoringu nie wynikało, by Tomasz K. był agresywny i stwarzał zagrożenie. – To oskarżony pierwszy do niego podszedł, doszło do scysji, a potem do użycia noża – mówił sędzia Jacek Polański. Wyrok jest prawomocny.