News LoveKraków.pl

Sklep „Barwena”. Kiedy pasja staje się sposobem na życie

Grzegorz Czekaj fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Ludzie potrafią poświęcić dla wędkarstwa wszystko. I nie jest powodem ryba. To taki miły dodatek, wisienka na torcie. Fajnie jest coś złowić, ale generalnie chodzi o to, żeby się wyrwać z tej codzienności – mówi pan Grzegorz Czekaj, członek Polskiego Związku Wędkarskiego.



Pan Grzegorz jeszcze w czasie studiów pracował w sklepie wędkarskim. Pewnego dnia razem ze swoim kolegą, który również lubił łowić ryby, postanowili otworzyć własny interes.

Od tamtej pory, już od 32 lat, przy ul. Limanowskiego 36 działa sklep wędkarski „Barwena". – Po tylu latach jesteśmy trochę zasiedzeni, więc nie mogę powiedzieć, żeby właściciel kamienicy zdzierał z nas, w stosunku do tego, co można zaobserwować rynku. Miejsce może nie jest jakieś rewelacyjne, ale to jest taka branża, że po prostu jak ktoś potrzebuje sprzętu, to nawet by na dziesiąte piętro wyjechał – przyznaje członek Polskiego Związku Wędkarskiego.

– Jak ktoś się pyta, z czego żyję, to mówię, że z ludzkiej choroby, a jako że jej sam podlegam, to nie mam specjalnie wyrzutów sumienia – śmieje się pan Grzegorz. I dodaje, że „wędkarstwo to rodzaj choroby”.

Skąd pomysł na nazwę sklepu „Barwena”?  – To rybka morska, która jest bardzo silna. Siedzi sobie przy dnie. Jak już ją ktoś na ten haczyk tam złapie, to potrafi przeciągnąć czasem ładnych parę metrów rzeką. Chcieliśmy być tacy silni jak ona – wyjaśnia pan Grzegorz. I dodaje: wchodząc do naszego sklepu klient jest jakoby już na rybach.

Napis na witrynie „Można wejść: z psem i lodem, grymasić i nudzić, nawet wyolbrzymiać” cieszy się dużym zainteresowaniem wśród przechodniów. W ciągu dnia jest wielokrotnie fotografowany.

Zmiany

Jak w ciągu trzech dekad zmienił się rynek wędkarski i funkcjonowanie sklepu? Pan Grzegorz podkreśla, że coraz ciężej się handluje.

Nie bez znaczenia są czasy, w których żyjemy. Pęd życia odczuwają nawet właściciele sklepu. – Kiedyś, jak przyszła sobie pani, to siadła, zapaliła papierosa, porozmawialiśmy, wymieniliśmy się obserwacjami, swoimi doświadczeniami. A dziś klient wchodzi, kupuje, wychodzi – opowiada.

Pan Grzegorz Czekaj zna 70 proc. swoich klientów. – Wszystko o nich wiem. Kiedyś, na przykład, gościowi urodziło się dziecko, to zanim dojechał do domu powiadomić dziadków, że zostali dziadkami, to najpierw przyjechał do sklepu – wspomina.

Co ciekawe, na przestrzeni czasu zmienił się typ klienta. Teraz coraz częściej to panie sięgają po wędkę. – Jest nieprawdopodobny przyrost kobiet w wędkarstwie. Adwokat, nauczycielka, przedstawiciel handlowy i pani dyrektor, pani prezes, pani kierownik, główny menadżer. To są takie zawody stresogenne, wymagają dużej ilości kontaktów z ludźmi. I te panie muszą się odstresować. Gdzie? Najlepiej nad wodą – dodaje.

Promować pasję

Zmienia się również pokoleniowo zainteresowanie wędkarstwem. W ocenie pana Grzegorza, problem polega na tym, że młodzi ludzie „przykleili się do ekranów”, inne rzeczy ich interesują.

Zapytany o sposób na promowanie wędkarstwa, żeby zaszczepić w młodych ludziach tę pasję, opowiada nam o swoim pomyśle. – Chciałbym zorganizować szkółkę wędkarską. Nawet jesteśmy zdziwieni, bo parę osób już dzwoniło, mamusie, że chciałyby synów wkręcić w wędkarstwo. Chcemy zrobić warsztaty od podstaw, czyli robienie much, robienie spławików, żeby odciągnąć te dzieciaki od tego komputera – tłumaczy pan Grzegorz. Obecnie trwają rozmowy z gminą w sprawie wydzierżawienia małego zbiornika.

– W zimie umieram z głodu. Średnia klienta wynosi jeden na 2-3 dni – mówi pan Grzegorz, zapytany o najtrudniejszy okres dla branży. Jak dodaje, sezon zimowy jest od lat piętą achillesową tego interesu. – Kiedyś policzyłem, to jakbym 1 listopada zamknął sklep i otworzył go po 1 marca, byłbym do przodu, nawet płacąc czynsz – zaznacza.

Dlaczego warto?

W swoim szczytowym momencie życia pan Grzegorz w ciągu roku potrafił zaliczyć 260 wyjść na ryby. - Ileż ja mogłem zobaczyć wschodów słońca, a ile widzi przeciętny człowiek? Ile się człowiek nasłucha tego kumkania żab? – zastanawia się.

Kiedyś pan Grzegorz czytając rubrykę „Z wędką i plecakiem” w „Polskich Wiadomościach Wędkarskich” postanowił przemierzyć… Syberię. – Facet opisywał Syberię i stwierdziłem, że nie ma bata, ja to muszę zobaczyć. Pięknego dnia wyszedłem z Kijowa, dotarłem jakoś do Nowosybirska i potem przez Bajkał, przez całą Syberię doszedłem do Władywostoku – wspomina.

Plany na emeryturę? – Napisać podręcznik młodego sprzedawcy w sklepie wędkarskim – odpowiada z uśmiechem pan Grzegorz Czekaj.

 

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Podgórze