„To będzie martwy zakaz. W Krakowie powstaną meliny i tylko pogłębimy problem” [Rozmowa]

Zdjęcie ilustracyjne fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Policja czy straż miejska potrzebują do egzekwowania przepisów oczu i uszu obywateli, bez tego są głuche i ślepe. Jeśli my, jako obywatele widzimy pewne incydenty i ich nie zgłaszamy, to nie ma co się dziwić, że nie ma żadnej reakcji funkcjonariuszy – mówi w rozmowie z LoveKraków.pl miejska radna Alicja Szczepańska.

Patryk Salamon, LoveKraków.pl: Na stronie internetowej krakowskiego magistratu została udostępniona ankieta dotycząca reglamentowania sprzedaży alkoholu. Jest Pani za wprowadzeniem nocnego zakazu sprzedaży wyłącznie w sklepach, bo o pubach czy restauracjach nie ma mowy?

Alicja Szczepańska, radna Krakowa, była policjantka: Jestem zdecydowaną przeciwniczką, bo nie przyniesie to spodziewanych efektów, a przepis będzie martwy.

Dlaczego będzie martwy?

Ludzie będą obchodzić przepisy na wszystkie możliwe sposoby. Alkohol będzie sprzedawany „spod lady”, mieszkańcy będą wcześniej gromadzić zapasy, a po trzecie – powstaną meliny. Wszyscy będą poszkodowani. Nie wygrają na tym mieszkańcy, a stracą drobni przedsiębiorcy, dla których sprzedaż alkoholu jest jednym ze źródeł dochodu.

Jak będzie dochodziło do sprzedaży „spod lady”?

Sklepy nocne będą otwarte, bo zazwyczaj można w nich kupić również inne rzeczy, nie tylko alkohol. Ludzie będą przychodzić i dostaną ten alkohol, tylko nie otrzymają paragonu fiskalnego. Stracimy jako miasto, bo pieniądze będą przechodzić „pod stołem”, a nie w sposób legalny. Byłam ostatnio na Ukrainie i tam obowiązuje prohibicja od godziny 22, ale wszyscy sobie radzą i handel kwitnie.

Mówiła Pani o melinach. Jakby to miało działać?

Jako społeczeństwo mamy z tym bogate doświadczenie. Za komuny obowiązywała prohibicja, trzeba było mieć kartki na alkohol, ale wszyscy sobie świetnie radzili: kupowali alkohol w melinach. I tak teraz będzie – to władze Krakowa pośrednio, jeśli ich pomysł wejdzie w życie, reaktywują meliny. Wyobraźmy sobie sytuację, że studenci chcą nagle, po godzinie 22 zorganizować imprezę, to w akademiku alkohol kupią bez najmniejszego problemu. Tylko będzie on pochodził z nieznanego źródła, bez akcyzy. Jak dojdzie do czyjejś śmierci to wszyscy nagle będą zastanawiać się, kto sprzedał alkohol.

Jednak są miasta, które wprowadziły nocną prohibicję. Kraków ma nie iść tą drogą?

Zawsze możemy iść drogą na przykład Zakopanego, gdzie obowiązuje nocny zakaz sprzedaży alkoholu. Myślę, że takie rozwiązanie bardzo ucieszyło przedsiębiorców z sąsiednich miejscowości, gdzie handel kwitnie. Największy problem nie jest z tym, czy i gdzie kupimy alkohol, ale z całkowicie inną sprawą.

To zapytam o tę inną sprawę. Mieszkańcy podnoszą argument, że to alkohol jest powodem na przykład zakłócania ciszy nocnej lub porządku publicznego.

Ale nie tędy droga, aby zakazywać sprzedaży. Kwestia porządku publicznego i bezpieczeństwa jest sprawą nas wszystkich. Policja czy straż miejska potrzebują do egzekwowania przepisów oczu i uszu obywateli, bez tego są głuche i ślepe. Jeśli my, jako obywatele widzimy pewne incydenty i ich nie zgłaszamy, to nie ma co się dziwić, że nie ma żadnej reakcji funkcjonariuszy. Powinniśmy wymagać od społeczeństwa, aby reagowali na różne sytuacje. To jest jedyny sposób, aby ukrócić na przykład zakłócanie ciszy nocnej.

Przedsiębiorcy nie mają nic na sumieniu?

Oczywiście, że nie są święci. Jednak w naszym państwie obowiązuje ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przepisy są bardzo klarowne – jeśli w lokalu dochodzi do incydentów, a takie zachowanie nie zostało zgłoszone przez pracownika, tylko osoby postronne, to po dwóch razach urząd miasta powinien odebrać koncesję. Trzeba się skupić na tym, aby egzekwować już istniejące przepisy, a nie uciekać od odpowiedzialności, wprowadzając martwe zakazy handlu.

Wiceprezydent Krakowa Bogusław Kośmider zapowiada, że zleci wykonanie sondażu, aby mieszkańcy mogli wypowiedzieć się w tym temacie. Co Pani zrobi w sytuacji, kiedy krakowianie powiedzą, że chcą zakazu sprzedaży alkoholu?

To jest bardzo populistyczne zachowanie, że zawsze słuchamy mieszkańców i robimy pod ich dyktando. Bardzo szanuję głos krakowian, ale ten zakaz byłby pozornym działaniem. W żaden sposób nie niwelujemy zagrożeń, tylko rozmywamy odpowiedzialność. Zamiast skupić się na rzeczywistym problemie, to szukamy sposobu, aby zrzucić z siebie odpowiedzialność. Nie tędy droga.