Współbracia go „nienawidzą", czyli spowiedź świąteczna okiem kapłanów

fot. Julia Ślósarczyk/LoveKraków.pl

Nie każdy ksiądz jest jak św. Leopold Mandić, który miał swoją celę-konfesjonał i potrafił przyjmować wiernych bez przerwy przez wiele dni. O gorącym czasie spowiedzi, „churchingu” i „konfesjoningu” rozmawiamy z kapucynem i salezjaninem posługującymi w Krakowie.

Przed Świętami Bożego Narodzenia kolejki ustawiają się nie tylko do kas w supermarketach. Wielu katolików porządkuje swoje mieszkania, ale znajduje również czas na oczyszczenie swojego wnętrza. Pod koniec adwentu więcej pracy mają więc kapłani przyjmujący w konfesjonale.

– Są takie dni w roku, kiedy przychodzi większa refleksja nad naszym życiem duchowym. Tak jest zwłaszcza w okresie Świąt Bożego Narodzenia czy w okresie Wielkanocy. Bardziej zastanawiamy się nad tym, jaka jest nasza kondycja duchowa i jak ją możemy poprawić. Wtedy intuicja duchowa podpowiada nam, by skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania – mówi brat Mateusz Magiera, prezbiter z zakonu kapucynów.

Zakon Braci Mniejszych Kapucynów „rzuca” wtedy do konfesjonałów dużo większe siły. Głównym duszpasterstwem jest w tym czasie duszpasterstwo spowiedzi. Tak jest w całej Polsce. Kościół, by umożliwić wiernym skorzystanie z sakramentu, wychodzi z różnymi inicjatywami.

– Spotykamy się z nocami konfesjonałów, spowiedzią dekanalną czy przedłużonymi dyżurami spowiedzi – wylicza rzecznik prasowy krakowskiej prowincji zakonu.

Liczba osób przystępujących do spowiedzi na Wielkanoc i Boże Narodzenie jest porównywalna. Jak zauważa nasz rozmówca, w świecie Boże Narodzenie jest promowane bardziej od Wielkanocy jako święta rodzinne.

– Nie ma w tym nic dziwnego, w grudniu mamy więcej czasu wolnego od pracy, a sama natura z zimową aurą sprzyja siedzeniu w domu. Jak siedzieć w domu, to najlepiej z rodziną – podkreśla kapłan.

Ważny odpoczynek

Duchowni mają swoje rodziny – współbraci, z którymi spędzają Święta. Zanim jednak spokojnie usiądą do wigilijnego stołu, wiele godzin spędzają w konfesjonale. Choć to zajęcie, podczas którego można siedzieć, nie jest wcale takie łatwe. Każdy przychodzi z innym problemem, a po kilku godzinach posługi może się pojawiać zmęczenie.

– Każdy z nas ma inny charakter i konstrukcję psychofizyczną. Dla jednego posługiwać w konfesjonale przez parę godzin nie stanowi żadnego problemu. Św. Ojciec Pio, współbrat z naszego zakonu, mógł spowiadać wiele godzin i to go zbytnio nie męczyło. Jeszcze lepszym przykładem jest św. Leopold Mandić, który spowiadał wiele dni z rzędu. Miał nawet celę-konfesjonał, gdzie przyjmował penitentów. Cały czas miał cierpliwość, otwarte serce i miłosierdzie – mówi brat Magiera.

Nie wszyscy są jak Leopold Mandić i potrzebują czasu wypoczynku. Bardzo często dyżury spowiedzi są tak ułożone, by poszczególni kapłani mieli czas odetchnąć. Dzięki temu, że sami są wypoczęci, mogą z cierpliwością podejść do drugiego człowieka.

– Spowiedź święta to niesamowita rzecz dana nam przez Pana Boga. W niej odpuszcza nam grzechy, nie chcąc nic w zamian. Jeżeli pragniemy całym sercem przebaczenia, to Bóg nam przebaczy – podkreśla zakonnik.

Kiedy wierzący powinien zdecydować się na spowiedź? Jedno z przykazań kościelnych mówi, że przynajmniej raz w roku. Kościół zachęca jednak, by robić to częściej i być regularnym. A kiedy powinna się zapalić, nie na konfesjonale, a w naszym sumieniu, czerwona lampka?

– Jeżeli widzimy, że z naszymi relacjami w pracy, szkole, z bliskimi jest kiepsko, nie potrafimy kochać, przebaczać, to korzystajmy z tego sakramentu jak najczęściej. Pan Bóg w nim nie tylko nam przebacza, ale również uczy jak przebaczać i daje do tego siły – kończy brat Magiera.

Konfesjonał to nie jest pralka

Pracujący w parafii w Dębnikach salezjanin ksiądz Mateusz Koziołek bardzo lubi swoje dyżury w konfesjonale. Przed spowiedzią modli się, by jego było jak najmniej, a do osoby, która przychodzi, przemówił Bóg.

– Zawsze jestem gotowy do spowiedzi, staram się nie odmawiać. Konfesjonał to bardzo ważne miejsce osobistego spotkania z człowiekiem, którego nie daje ani Eucharystia, ani katechizacja w 36-osobowej klasie chłopaków w Zespole Szkół Łączności – uważa.

Śmieje się, że niektórzy współbracia go „nienawidzą”, bo spowiada bardzo długo. Oczekujący wierni muszą dłużej postać, ale w ciągu pięciu lat kapłaństwa miał tylko jednego penitenta, który wytknął mu, że jest za bardzo dociekliwy.

– Uważam, że konfesjonał to nie pralka. Nie o to chodzi, by wyprać i czekać aż znowu będzie brudne. Lepiej jest zaimpregnować, zapobiegać, by brudziło się jak najmniej. Można przyjść, usłyszeć pokutę i tak chodzić 40 lat. Jeżeli to nic nie zmienia, to ja się pytam, czy to moje zadanie? Moją ambicją jako kapłana jest pomagać się rozwijać – podkreśla.

Dlatego słucha drugiej osoby, by zobaczyć jej słabości i główny problem. Mówi, że spowiednik powinien być jak lekarz, który musi dokładnie zbadać pacjenta.

– Można przyjść do gabinetu z bolącym gardłem i dostać tabletki. A co, jeżeli okaże się, że to rak? W konfesjonale staram się szukać przyczyny. Ludzie często dziękują, że rzuciłem i światło, jak zmierzyć się ze słabościami – mówi.

Szukaj swojego kościoła i swojego spowiednika

Są duchowni, którzy krytykują tak zwany „churching”, czyli wędrowanie wiernych po kościołach i szukanie tego, który będzie im najbardziej odpowiadał. Młody salezjanin widzi to zupełnie inaczej.

– Zachęcam, by tak samo próbować z „konfesjoningiem”. By znaleźć kapłana, który nam będzie odpowiadał. Nie ma się co zamykać, trzeba szukać – uważa ksiądz Koziołek.