Cenny remis wywozi Wisła Kraków z trudnego terenu we Wrocławiu. Po bezbramkowym meczu Biała Gwiazda podzieliła się punktami ze Śląskiem.
Zaprzyjaźnieni kibice obu klubów raczej nie będą zadowoleni z tego, co w niedzielne popołudnie zaserwowali im piłkarze. Używając terminologii kulinarnej, był to typowy, nudny, przewidywalny i toporny schabowy z ziemniakami i kapustą. Ostre przyprawy? Wyszukane dodatki? Nie tym razem.
Z wyliczeniem wszystkich klarownych sytuacji problemów nie miałby nawet pięciolatek. Optyczna przewaga, zwłaszcza w pierwszej połowie, była po stronie Śląska, ale zawodnikom Stanislava Levyego rzadko udawało się postraszyć Michała Miśkiewicza.
Nie bez znaczenia było w tym przypadku, że czeski szkoleniowiec, mając w perspektywie rewanż z Club Brugge, pozostawił na ławce rezerwowych kilku zawodników odpowiadających przede wszystkim za ofensywę. W trakcie meczu weszli więc dopiero czwartkowi bohaterowie, Waldemar Sobota i Sabino Plaku. A pozbawiony ich pomocy Marco Paixao nie był w stanie zagrozić wiślackiej bramce.
W podobnej sytuacji był zresztą powracający do Białej Gwiazdy Paweł Brożek. - Gdybym nie miał tremy, to trzeba by było kończyć z graniem. Przed meczem czułem się jak debiutant, ale po pierwszym gwizdku myslałem już tylko o tym, by jak najlepiej się zaprezentować - mówił "Brozio" przed kamerami Canal+.
Zadania Brożkowi nie ułatwił Franciszek Smuda, który po kiepskim występie w Kielcach zrezygnował z Patryka Małeckiego i Emanuela Sarki. Pozbawiona skrzydeł Biała Gwiazda większość ataków przeprowadzała środkiem pola, więc rozczytanie jej zamiarów nie stanowiło dla rywali większego wyzwania. Brożek, choć chęci do gry odmówić mu nie można, w dogodnej sytuacji znalazł się tylko raz, gdy po rzucie rożnym minimalnie spudłował strzałem głową.
Im bliżej końca meczu, tym bardziej z bezbramkowego remisu zadowoleni byli wiślacy. Cel udało się osiągnąć, a Smuda po końcowym gwizdku nie krył zadowolenia. - Po pucharowym meczu Śląska obawiałem się tego spotkania - mówił. - To nie jest ten Śląsk, jakiego pamiętam z prowadzenia Lecha Poznań. Ten remis jest dla nas korzystny.
Szkoleniowiec Wisły ma powody do zadowolenia. Jego niemiłosiernie krytykowana w okresie przygotowawczym drużyna po trzech kolejkach, w tym dwóch ciężkich wyjazdach do Kielc i Wrocławia, ma na koncie pięć punktów. Krytykom własnego warsztatu Smuda coraz skuteczniej zamyka usta, a jego zwolenników zaczyna szybko przybywać.
Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 0:0
Śląsk: Gikiewicz - Ostrowski, Gavish, Kokoszka, Spahić (Paraiba 64') - Stevanović, Hołota - Socha (Sobota 67'), Mila, Patejuk - Paixao (Plaku 85')
Wisła: Miśkiewicz - Burliga, Jovanović, Głowacki, Bunoza - Garguła, Stjepanović (Małecki 46'), Nalepa (Wilk 85'), Chrapek - Boguski - Brożek (Sarki 73')
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Żółta kartka: Socha, Ostrowski - Stjepanović, Burliga, Bunoza, Chrapek
Zaprzyjaźnieni kibice obu klubów raczej nie będą zadowoleni z tego, co w niedzielne popołudnie zaserwowali im piłkarze. Używając terminologii kulinarnej, był to typowy, nudny, przewidywalny i toporny schabowy z ziemniakami i kapustą. Ostre przyprawy? Wyszukane dodatki? Nie tym razem.
Z wyliczeniem wszystkich klarownych sytuacji problemów nie miałby nawet pięciolatek. Optyczna przewaga, zwłaszcza w pierwszej połowie, była po stronie Śląska, ale zawodnikom Stanislava Levyego rzadko udawało się postraszyć Michała Miśkiewicza.
Nie bez znaczenia było w tym przypadku, że czeski szkoleniowiec, mając w perspektywie rewanż z Club Brugge, pozostawił na ławce rezerwowych kilku zawodników odpowiadających przede wszystkim za ofensywę. W trakcie meczu weszli więc dopiero czwartkowi bohaterowie, Waldemar Sobota i Sabino Plaku. A pozbawiony ich pomocy Marco Paixao nie był w stanie zagrozić wiślackiej bramce.
W podobnej sytuacji był zresztą powracający do Białej Gwiazdy Paweł Brożek. - Gdybym nie miał tremy, to trzeba by było kończyć z graniem. Przed meczem czułem się jak debiutant, ale po pierwszym gwizdku myslałem już tylko o tym, by jak najlepiej się zaprezentować - mówił "Brozio" przed kamerami Canal+.
Zadania Brożkowi nie ułatwił Franciszek Smuda, który po kiepskim występie w Kielcach zrezygnował z Patryka Małeckiego i Emanuela Sarki. Pozbawiona skrzydeł Biała Gwiazda większość ataków przeprowadzała środkiem pola, więc rozczytanie jej zamiarów nie stanowiło dla rywali większego wyzwania. Brożek, choć chęci do gry odmówić mu nie można, w dogodnej sytuacji znalazł się tylko raz, gdy po rzucie rożnym minimalnie spudłował strzałem głową.
Im bliżej końca meczu, tym bardziej z bezbramkowego remisu zadowoleni byli wiślacy. Cel udało się osiągnąć, a Smuda po końcowym gwizdku nie krył zadowolenia. - Po pucharowym meczu Śląska obawiałem się tego spotkania - mówił. - To nie jest ten Śląsk, jakiego pamiętam z prowadzenia Lecha Poznań. Ten remis jest dla nas korzystny.
Szkoleniowiec Wisły ma powody do zadowolenia. Jego niemiłosiernie krytykowana w okresie przygotowawczym drużyna po trzech kolejkach, w tym dwóch ciężkich wyjazdach do Kielc i Wrocławia, ma na koncie pięć punktów. Krytykom własnego warsztatu Smuda coraz skuteczniej zamyka usta, a jego zwolenników zaczyna szybko przybywać.
Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 0:0
Śląsk: Gikiewicz - Ostrowski, Gavish, Kokoszka, Spahić (Paraiba 64') - Stevanović, Hołota - Socha (Sobota 67'), Mila, Patejuk - Paixao (Plaku 85')
Wisła: Miśkiewicz - Burliga, Jovanović, Głowacki, Bunoza - Garguła, Stjepanović (Małecki 46'), Nalepa (Wilk 85'), Chrapek - Boguski - Brożek (Sarki 73')
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Żółta kartka: Socha, Ostrowski - Stjepanović, Burliga, Bunoza, Chrapek