– Wybrałem taki zawód, bo chodziłem do szkoły muzycznej, ale równocześnie zajmowałem się trochę rysunkiem i rzeźbą. Lutnictwo jest połączeniem moich dwóch pasji. Kiedy skończyłem szkołę, byłem w pracowni lutnika amatora, pana Kowalczyka. Wtedy zafascynowałem się narzędziami i pracą, a przede wszystkim brzmieniem instrumentów – opowiada Bartłomiej Dankiewicz.
Kandydat na lutnika powinien jednak dysponować czymś więcej niż tylko manualnymi i muzycznymi zdolnościami. – Trzeba mieć dużo cierpliwości, być dokładnym, a poza tym posiadać instynkt do eksperymentowania – mówi. – Sam warsztat nie wystarczy, trzeba szukać i sprawdzać pewne rzeczy, wtedy przychodzą efekty.
Jego pracownia znajduje się przy ulicy Krzywej, jest naprawdę niewielka. Nawet wchodząc do kamienicy ciężko ją znaleźć. Trzeba zejść schodami i skręcić w prawo. Pomieszczenie, choć małe, zawiera wszystko, co do pracy potrzebne: stół, narzędzia i lampę. – Lutnik korzysta najczęściej z dłuta, cykliny, tłuczka, papieru ściernego, ale też z maszyny do cięcia drewna, frezarki i wiertarki – tłumaczy Dankiewicz. W pracowni nie brakuje też instrumentów, jest nawet gablota ze skrzypcami. Z kolei na ścianach wiszą obrazy i dyplomy.
Tworzenie instrumentu
To proces wymagający czasu. – Przygotowanie trwa do dwóch miesięcy, jeśli chce się wszystko zrobić solidnie – mówi Dankiewicz. – Długo trwa lakierowanie. Jedna warstwa schnie cały dzień, a czasem trzeba ich położyć piętnaście.
Uzyskany efekt dźwiękowy jest zawsze jednostkowy. – Każdy instrument brzmi inaczej, są różne rodzaje drewna, z którego można go wykonać – tłumaczy. Jak stworzyć skrzypce idealne? – Doświadczony lutnik potrafi uzyskać taki efekt, jaki go satysfakcjonuje. Wzorem dla niego mogą być instrumenty starowłoskich mistrzów, które były doskonałe – odpowiada.
Okazuje się także, że kupno skrzypiec to bardzo dobra inwestycja. – Instrumenty Stradivariego mają już 300 lat i taka jest granica ich funkcjonalności. Potem drewno się utlenia i traci na sprężystości – tłumaczy lutnik. – Nowy instrument ma przed sobą cały okres rozwoju. Musi dojrzeć, rozgrać się, dlatego dźwięk z czasem się zmienia i staje się lepszy.
Zawód na wymarciu?
Choć lutników jest w kraju niewielu, na brak pracy narzekać nie mogą. – Zdarza się, że ktoś ma dobry instrument, ale kupuje lepszy. Z kolei zawodowi muzycy mają nawet po kilka sztuk – mówi Dankiewicz.
Pracownię założył w 1986 roku i wygląda na to, że jeszcze długo będzie ona istnieć. – Syn również został lutnikiem. Od roku pracujemy razem. Ja raczej tworzę nowe instrumenty, a on częściej zajmuje się naprawą – dodaje.