Wśród kilkunastu stoisk rozlokowanych na parterze dawnego hotelu Forum, mogliśmy wybierać dania z kuchni z całego świata. Wystawcy proponowali zwiedzającym sushi, ostrygi, matiasy, babeczki, hummus, sery ekologiczne, kiełbasy, prosciutto, ciasta, tarty… i mnóstwo innych wspaniałych rzeczy, na których spróbowanie nie starczyło czasu i miejsca w żołądku. Na festiwalu reklamowały się duże, znane restauracje, jak i mali przedsiębiorcy. Wszystkich łączyło jedno – bardzo smaczne i relatywnie tanie jedzenie.
Sam postanowiłem po raz pierwszy spróbować sushi. Podchodząc do stoiska z tym właśnie daniem, zaznaczyłem, że jestem nowicjuszem i poprosiłem o coś, co może mi zasmakować. Takie też dostałem. Sushi z łososiem oraz krabem okazało się być pyszne. Jedynie moją konsternację i kupę śmiechu towarzyszki wyprawy wzbudziło pomylenie imbiru z łososiem... Nowicjuszom wolno.
Jednak na kuchni japońskiej się nie skończyło. Bardzo zachęcająco wyglądały kawałki ryb w wielkich misach, które okazały się być matiasami, czyli śledziami złowionymi przed pierwszym tarłem. Te dziewicze rybki okazały się być wyśmienite w smaku - delikatne mięso rozpływało się w ustach. Na koniec postanowiłem spróbować ostryg, które miały być tylko dodatkiem do kurczaka z ryżem i owocami morza, a stały się moim głównym daniem. Małym plastikowym widelczykiem ciężko było je dostać, lecz dla chcącego...
Ale nie tylko o samo spożywanie chodziło. Na Najedzeni Fest mogliśmy brać udział w warsztatach kulinarnych oraz rozmawiać o jedzeniu i jego przygotowaniu.