Po pięciu latach działalności restauracje i puby przy ul. Dolnych Młynów 10 zostaną zamknięte. – Do połowy września najemcy muszą opuścić teren – mówi Łukasz Kumecki, prezes fundacji Tytano. Obiekty po dawnej fabryce wyrobów tytoniowych zostaną puste. Chyba że „coś” się zmieni.
Wieczystym użytkownikiem działek przy ul. Dolnych Młynów 10 jest hiszpańska firma Immobiliaria Camins Polska. Z przedsiębiorstwem umowę dzierżawczą podpisała fundacja Tytano. Z kolei z fundacją umowy najmu podpisywali restauratorzy, właściciele pubów i innego rodzaju miejsc związanych z kulturą oraz sportem.
„Dolne Młyny” stały się najmodniejszym miejscem w Krakowie i wyrobiły sobie markę, znaną na cały świat. Miejsce to było rekomendowane m.in. przez takie gazety jak The Guardian. Jednak wśród plusów pojawiły się również minusy.
Tam, gdzie alkohol i zabawa, zazwyczaj są głośna muzyka i awantury. Często w nocy lub nad ranem. To nie podobało się sąsiadom, którzy – gdzie tylko się dało – interweniowali w sprawie łamania ciszy nocnej.
W pewnym momencie rozgorzał również konflikt między hiszpańską firmą i fundacją. ICP zarzucało Tytano łamanie zapisów umowy czy podnosiło kwestie braku odpowiednich zabezpieczeń.
Przez jakiś czas tliła się iskierka nadziei, że zarówno deweloper, jak i fundacja dojdą do porozumienia, ale ona zgasła. To sąd będzie ostatecznie ważył racje obu stron w kwestiach spornych.
Koniec(?)
– Mamy umowę do 30 września. Z końcem tego miesiąca wynosimy się. Najemcy mają czas do połowy września. Obiekt zostanie oddany w stanie nie gorszym niż w chwili podpisania umowy, o co oczywiście nietrudno – zaznacza Łukasz Kumecki z fundacji Tytano.
Wszystkie knajpki i restauracje powinny być wtedy zamknięte. Oznacza to, że po zagłębiu imprezowym nie zostanie żaden ślad. – Chyba że coś się zmieni, bo koronawirus zrewidował sytuację na całym świecie – mówi Kumecki.
Szef Tytano z żalem będzie opuszczał ten adres, mając w świadomości, że jednak zmienił w pewnym stopniu nasze miasto. – Czy chcielibyśmy kontynuować projekt i zmienić kilka rzeczy? Tak, ale sytuacja wiąże nam ręce. Sprawy są w sądzie. Tak to pracowalibyśmy dalej – stwierdza.
Jak mówi Łukasz Kumecki, przez pięć lat dużo się nauczył. Wiedzę, jaką zdobył, może w przyszłości w jakiś sposób wykorzystać.