Kraków nie zapomniał o Wyspiańskim. Dowodem na to mają być liczne wydarzenia odbywające się w ramach projektu "Kraków - maisto Stanisława Wyspiańskiego". O kontynuacji przedsięwzięcia, miejscu skłaniającym do refleksji i odczytwaniu "czwartego wieszcza" na nowo rozmawiamy z wiceprezydentem Krakowa, Andrzejem Kuligiem.
Natalia Grygny, LoveKraków.pl: Dlaczego miasto dopiero teraz przypomniało sobie o Stanisławie Wyspiańskim?
Andrzej Kulig, wiceprezydent Krakowa ds. polityki społecznej, kultury i promocji miasta: To nie jest do końca tak, że zapomniało. Przypominam sobie różne wydarzenia związane z Wyspiańskim, które miały miejsce dokładnie dziesięć lat temu, w setną rocznicę jego śmierci. Rzeczywiście jest tak, że wiąże się to z pewną próbą identyfikacji miasta wyłącznie poprzez jego dziedzictwo materialne, ale i duchowe. Myślę, że w tym znaczeniu Wyspiański jest konsekwencją zwrócenia uwagi na obszar miasta kultywujący to dziedzictwo duchowe. Warto wspomnieć o tym chociażby w kontekście działań Krakowskiego Biura Festiwalowego związanych z literaturą, m.in. Festiwalem Miłosza czy Conrada oraz Nagrodą Szymborskiej. Z drugiej strony, w przypadku artysty mamy po pierwsze poetę zaangażowanego na wielu polach, dlatego ciężko umieszczać go wyłącznie w obszarze dziedzictwa literackiego. Można go powiązać z malarstwem, grafiką i sztuką użytkową.
Artysta będzie taką naszą „wizytówką”?
Proszę zwrócić uwagę, że wiele europejskich miast odwołuje się do takich symbolicznych postaci dla siebie – Wiedeń do Klimta czy Barcelona do Gaudiego. Moim zdaniem jest to postać na miarę tych osób, porównywalna do nich, a jeśli chodzi o jej oddziaływanie, to Wyspiański jest postacią sięgającą głębiej. Działał aktywnie jako literat, a jego różne dzieła są ciągle obecne w życiu codziennym, nieraz pamiętane z czasów szkolnych. Jeżeli mamy być traktowani jako miasto nie powierzchownie, ale jako miasto ciekawe i intrygujące, odwołujemy się do przemyśleń na temat egzystencji człowieka i kondycji społecznej. Kraków odróżnia się na tym tle od innych miast, bo obok życia biznesowego czy związanego z codzienną pracą mamy sporo miejsca na oddech i refleksję. Widać to najbardziej, kiedy krakowianie wybierają określone miejsca do spędzania czasu. Dla mnie taką symboliczną przestrzenią jest plac przed Muzeum Narodowym, gdzie mamy ogromny ruch samochodowy, a ludzie na sofach wylegują się, czytają książki i rozmawiają. To pokazuje, że tutaj można znaleźć również czas na refleksję. Myślę, że jeśli chcemy odwoływać się do wartości niepowierzchownych, to Wyspiański jest idealny do tego typu działań.
Mówi Pan o wartościach, a nie jest tak, że Wyspiański to prostszy sposób na promocję miasta?
Myślę, że wręcz przeciwnie – to raczej droga wymagająca. Łatwiejsza byłaby wówczas, gdybyśmy wykorzystywali wizerunek Wawelu, Sukiennic czy Barbakanu powielany na tysiącach kopii. Artysta zadaje trudne, bolesne pytania i odwołując się do tej postaci chcemy powiedzieć: „nie żyj tylko chwilą, ale zastanów się nad swoim życiem, problemami innych”. To oczywiście jest promocja, ale odwołująca się do pokładów intelektualnych i emocjonalnych.
W projekt zaangażowane są liczne instytucje, nie tylko miejskie. Czy trudno było rozpocząć taką współpracę?
Kraków to miasto, w którym rzeczywiście wszyscy się znają i wszyscy ze wszystkimi się spotykają, natomiast gdy chodzi o współpracę zinstytucjonalizowaną, jest to raczej trudne. Muszę powiedzieć, że ten projekt jest zaskoczeniem, ponieważ do mojego gabinetu zaproszenie przyjęły osoby z różnych instytucji, również miejskich. Było to kilka spotkań, podczas których miała miejsce burza mózgów – opracowaliśmy kilka konkretnych pomysłów, będących zwartą koncepcją. Następnie wywołaliśmy dyskusję, która przełożyła się na myślenie twórców. Najlepszym przykładem jest dyrektor Bartosz Szydłowski, który w jej trakcie przedstawiał swoje liczne pomysły. Wraz z dyrektorem Krzysztofem Głuchowskim stali się twórcami – w moim mniemaniu – dwóch bardzo ważnych przedsięwzięć o charakterze nie tylko teatralnym, ale i społecznym. Mam na myśli rozpoczynający się niebawem festiwal Genius Loci i „Wyspiański wyzwala”.
Po współpracy z instytucjami wiele sobie obiecuję na przyszłość. Zapewne postać „czwartego wieszcza” będzie się pojawiać w latach następnych, chociaż nie tak intensywnie. Jest wiele niezrealizowanych pomysłów, które pojawią się w przyszłości. Projekt spełnił rolę katalizatora współpracy, w której nikt na nikogo się nie obraża i każdy wychodzi z propozycją i co istotne dla mnie – z wyciągniętą ręką. Nie ma sytuacji, w której uderza się w jedną stronę i adresuje swoje bolączki, a raczej wspólnie myśli. Innym takim przedsięwzięciem, które jest trudniejsze, zostało Theatrum Musicum. Cieszę się z tego ducha współpracy, ale oczywiście duch konkurencji również jest potrzebny. Nawet jeśli widzimy go w programie Wyspiańskiego, jest on twórczy.
Docierają do Pana głosy mieszkańców na temat projektu? Co o nim sądzą?
To raczej pełne zachwytu obserwacje uczestniczące osób biorących udział w przedsięwzięciach teatralnych „Wyspiański wyzwala”. Udało się nam dokonać pewnych zmian w tradycyjnych przedsięwzięciach miejskich, które do tej pory były lekko przysypane kurzem, czego przykładem jest Pochód Lajkonika. W tym roku położyliśmy duży nacisk na zmiany. Trzeba pamiętać, że jego strój zaprojektował właśnie Wyspiański. Na przełomie kwietnia i maja miała miejsce impreza, która mimo okropnej pogody pokazała, że mieszkańcy chcą brać udział w tego typu wydarzeniach. Zależało nam na tym, aby nie było to szkolne i akademickie przedsięwzięcie, raczej pobudzenie do myślenia niż odtwarzanie znanych schematów literackich.
Czyli Wyspiański odczytany na nowo.
Tak, zresztą jest to motywem Genius Loci. Bartosz Szydłowski trafnie zapytał, co by się stało, gdybyśmy Wyspiańskiego przenieśli do czasów nam współczesnych. Jak on odczytywałby naszą rzeczywistość, jej problemy i zmagania? Szydłowski pokazał, że to dobre podejście.
W najbliższych miesiącach nie zabraknie kolejnych propozycji. Co przed nami?
Zacznę od tego, że program jest naprawdę różnorodny. Jesteśmy miastem akademickim, więc trudno sobie wyobrazić, żebyśmy nie prowadzili szerszej debaty na temat tego, co Wyspiański nam pozostawił. Dlatego też w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa odbędzie się konferencja „Wyspiański. Restart”, która zbiera zarówno literaturoznawców, historyków, polityków, socjologów – ludzi odczytujących w różnych obszarach spadek po wspomnianym twórcy. Nie zabraknie przedsięwzięć teatralnych, wizualnych, eksperymentalnych…
Myślę również o kolejnej edycji „Wyspiański wyzwala”, wydarzeniu organizowanym na Rynku Głównym i Podgórskim, o spektaklu „A to Polska właśnie” Jerzego Zonia z Teatru Kto i jego przyjaciół. Ważna jest dla nas również monumentalna wystawa w Muzeum Narodowym w listopadzie. Odkąd MNK utraciło siedzibę, w której znajdowało się Muzeum Wyspiańskiego, mamy poczucie braku odpowiedniej ekspozycji dla różnych, związanych ze Stanisławem Wyspiańskim artefaktów i cieszymy się, że ogromne zasoby od dawna niepokazywane, ujrzą światło dzienne. Z tym związana jest również rekonstrukcja symbolicznego i ważnego witrażu, który kiedyś znajdował się w Domu Towarzystwa Lekarskiego przy ul. Radziwiłłowskiej 4 - „Apollo”. W 1945 roku, kiedy Niemcy wyburzali wiadukt nad ul. Kopernika, uległ zniszczeniu. Przy współpracy miasta, MNK oraz Pracowni i Muzeum Witrażu zostanie wyeksponowany i odtworzony. Pokazuje to, że pamiętamy o pewnych rzeczach i nie przechodzimy do porządku dziennego. Istotny jest również spektakl w Teatrze Ludowym w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej „Sędziowie” i rzecz niezwykle krakowska, łącząca przeszłość z teraźniejszością, czyli koncert „Konieczny Wyspiańskiemu”. To jubileuszowy koncert z okazji 80-tych urodzin Zygmunta Koniecznego. W jego trakcie będzie miała premiera koncertu fortepianowego, a w drugiej części usłyszymy muzykę do spektakli takich jak „Noc listopadowa”.
Nie jest to jednak zamknięcie projektu?
Nie, a silne zaznaczenie tego, co będziemy robić w dalszej kolejności. Ważne, aby z przestrzeni publicznej nie zniknęły elementy związane z Wyspiańskim. Mamy propozycje instalacji multimedialnych, odwołujących się do jego dorobku. Zobaczymy, jak się to uda w przyszłym roku.