Anna Okońska-Walkowicz: Platforma mnie oszukała, związki zniszczyły

Spotykamy się w gabinecie Anny Okońskiej-Walkowicz na Wydziale Humanistycznym AGH. Pierwszą czynnością, jaką wykonuje zdymisjonowana wiceprezydent, to podlanie zwiędłego kwiatka. – Ta roślina towarzyszy mi od ponad 20 lat – mówi w międzyczasie i napełnia kolejną butelkę wodą, aby podlać półtorametrowy kwiat. – Wcześniej, gdy pełniłam urząd wiceprezydenta, pewnie nawet nie dostrzegłabym, że coś się dzieje z moimi roślinami przyznaje i stwierdza stanowczo: – Prezydentura to przygoda. Po pewnym czasie jednak dodaje: – Zaszczytna przygoda!

„Zniszczyły mnie związki zawodowe”

Pytana o to, czy spodziewała się swojej dymisji twierdzi, że urząd to nie jej bajka. – Czy spodziewałam się? Ja w ogóle nie jestem typem urzędnika. Ja jestem typem działacza. Rozumiałam, że trzeba zrobić wszystko dla dobra samorządowej edukacji. Zrobiłam tyle, ile mogłam i naruszyłam interesy różnych osób – opowiada i dodaje, że jej celem nie było utrzymanie się na stanowisku.

– Nie poległam politycznie, jak teraz na to patrzę spokojnie. Zniszczyły mnie związki. Związki zawodowe nauczycieli – stwierdza zdymisjonowana wiceprezydent. Pytam dalej o organizacje związkowe i dostaję diagnozę. – Myślę, że to oni. Platforma, pod płaszczykiem polityki, wykonywała postulaty związków. Po chwili zastanowienia, Anna Okońska-Walkowicz pozbywa się bezpiecznej formy przypuszczającej i mówi otwarcie. – Jestem pewna, że to tak było.

Związki nie był w stanie wytrzymać dłużej i doprowadziły do mojej dymisji – stwierdza. – Każdy broni swojego stanowiska pracy. I po tych słowach wrzuca kamyk do ogródka związkowcom. – Etaty związkowe kosztują Kraków pięć milionów złotych.

Wśród krakowskich mediów utarło się powiedzenie, że działania Anny Okońskiej-Walkowicz są podobne do sprawowania funkcji przez premier Wielkiej Brytanii. – Tym się różnię od Margaret Thatcher, że ona wygrała ze związkami zawodowymi, a ja niestety poległam na tej wojnie! – mówi o porównaniu jej do brytyjskiej żelaznej damy, która słynęła ze stanowczości względem związkowców.

Kulisy dymisji

O swojej przygodzie na stanowisku zastępcy Jacka Majchrowskiego mówi chętnie i przez większość czasu wymienia swoje zasługi. Na moje pytanie, jak wyglądały kulisy jej odwołania, odpowiada, że nie chce zdradzać szczegółów i mówi zdawkowo, że sama złożyła rezygnację. Nie daję za wygraną i dopytuję dalej. Anna Okońska-Walkowicz zaczyna opowiadać. – W środę, 19 czerwca zostałam zaproszona przez klub radnych Platformy Obywatelskiej na spotkanie. Pierwsze co mnie bardzo zdziwiło, to obecność posła i szefa małopolskiej PO Ireneusza Rasia – opowiada. – To trochę dziwna sytuacja, że parlamentarzysta obraduje z samorządowcami – twierdzi Okońska-Walkowicz. – Spotkał mnie zaszczyt spotkania pana Rasia – mówi ironicznie.

Przy stole prezydialnym zasiadł radny Grzegorz Stawowy i Ireneusz Raś. Ten drugi próbował wygłosić piękne przemówienie. Stwierdził, że bardzo przyjemnie się ze mną współpracowało – relacjonuje była wiceprezydent posiedzenie klubu PO. – Powiedział jeszcze kilka ciepłych słów i stwierdził, że jednak edukacja to poważne zadanie i trudno prowadzi się ze mną te sprawy – opowiada o rozmowie z przewodniczącym Platformy w Małopolsce, Ireneuszem Rasiem. – Grzegorz Stawowy powiedział wyraźnie, że ze mną nie można normalnie pogadać.

– Pokazali mi projekt uchwały dla prezydenta w sprawie mojego odwołania. Co miałam zrobić, skoro większościowy klub chce mnie odwołać? – pyta retorycznie Okońska. – Na co miałam czekać? Udałam się do prezydenta i złożyłam rezygnację!

Prezydent przyjął bez słowa sprzeciwu Pani dymisję?

– Nie, nie. Jemu było nieprzyjemnie. Ale wspólnie uznaliśmy, że nie mamy czego szukać. Oczywiście można to było przedłużać, ale po co? Nie chodziło mi przecież o stanowisko – mówi ciężkim głosem.

Jestem człowiekiem PO. Oszukała mnie Platforma

Kiedy przychodziłam do Magistratu, bardziej bałam się prezydenta niż Platformy Obywatelskiej. Był w moim przekonaniu bardziej socjalistyczny, a Platforma – liberalna. Widać, że te słowa malują na twarzy byłej prezydent zakłopotanie. – Moje poglądy w 100% zgadzały się z programem PO. Zawsze byłam za Platformą, zawsze głosowałam za tą partią. Czuje się oszukana przez PO.

– Wszystko było montowane przez związki, ale Platforma Obywatelska chciała wykorzystać swój moment i postanowiła mnie odwołać – przekonuje i dodaje, że czuje się pokrzywdzona, jako sympatyk PO i –  jak sama o sobie mówi – „człowiek Platformy”. – Wyrzucenie tej jędzy, strasznej baby – jak mnie kreowali, to był ich krok, aby zdobyć popularność.

– PO strzeliła sobie w piętę, ponieważ wśród ich wyborców jest więcej osób trzeźwo myślących o edukacji. Nie rozumiem, jak można odwoływać osobę, która likwiduje etaty, żeby nie marnować pieniędzy – ocenia działania polityków.

„W PiS-ie to są dranie”

Na moje pytanie, z kim najgorzej było się porozumieć, była wiceprezydent zaczyna streszczać relacje między nią a radnymi. – W PiS-ie to są dranie. Podczas swoich konferencji prasowych opowiadali same bzdury i kłamstwa – wspomina. Po co mieli to robić? – Mieli nadzieję, że najpierw znajdą na mnie jakiś hak, później wymyślali oszczerstwa. Według Okońskiej-Walkowicz, za wszystkimi – jak to określiła – bzdurami stał poseł Ryszard Terlecki. – Znam go z młodych lat i wiem co on wyprawiał. Atakując mnie, czerpał z tego niezwykłą przyjemność.

Myśleli, że się wystraszę i nie będę działać – deklaruje z wielką pewnością. Jako przykład kłamstwa opisuje konferencję prasową. – Powiedzieli, że zlikwidowałam dojście do przedszkola nr 114, ponieważ założyłam swoją szkolę. Trochę dziwne, bo szkoła istnieje przy Stradomskiej od lat 90. Wejście do przedszkola było od strony ul. Gertrudy i nikomu nic nie przeszkadzało – opowiada swoje starcie z radnymi PiS.

– Dla tych biedaków, którzy czytają takie bzdury w gazetach robi to wrażenie. Przychodzi kobieta ze Społecznego Towarzystwa Oświaty i chce zagarnąć wszystkie szkoły w mieście i likwiduje przedszkole tylko dlatego że jej przeszkadza w dojściu – tłumaczy. I stwierdza, że PiS nie wiedział jak już z nią ma walczyć.

„Moje decyzje były niepopularne”

Twórczyni reformy krakowskiej edukacji zapewnia, że po części rozumie radnych. – Moje decyzje były niepopularne – mówi. – Radni żyją z tego, że są radnymi i muszą działać populistycznie. Tylko dla swojego okręgu. Chyba niektóre osoby powinny się zastanowić, czy chcą być radnymi całego miasta, czy tylko dzielnicy. Bo bycie radnym miejskim to branie odpowiedzialności za cały Kraków, a nie tylko staranie się o osiągnięcie sukcesu w wyborach – wyraża swoją opinię o radnych, z którymi musiała pracować.

Anna Okońska zdradza również kulisy pracy w Komisji Edukacji Rady Miasta. – Nigdy nikt nie chciał ze mną konsultować przygotowanych projektów. Przewodnicząca Patena pałała do mnie nienawiścią. Jej tylko chodziło o to, żeby zostać wiceprezydentem Krakowa. Na moje stanowisko miała wielki apetyt, ponieważ uważała, że, jako nauczycielka, idealnie nadaje się do pełnienia tej funkcji – mówi Okońska-Walkowicz. – Prawda jest taka, że osoby będące na utrzymaniu z oświaty nie powinny zarządzać edukacją, ponieważ to jawny konflikt interesów.

Z wiceprezydenta na pełnomocnika

Prezydent Jacek Majchrowski postanowił nie pozbywać się Anny Okońskiej-Walkowicz z Urzędu Miasta Krakowa. Powołał ją na pełnomocnika ds. polityki społecznej. – Mam nadzieję, że prezydent nominował mnie na pełnomocnika, ponieważ ocenił obiektywnie moje kompetencje – informuje. – Rozumiem i znam organizacje pozarządowe, przez 15 lat pracowałam w domu dziecka – argumentuje Okońska-Walkowicz.

Odnajduję się na swoim stanowisku i dalej będę pracować dla dobra miasta – kończy rozmowę pełnomocnik prezydenta ds. społecznych. – Robię to, co już wcześniej wykonywałam, tylko ze względu na większą ilość czasu, będę to wykonywać staranniej i z większym zamiłowaniem.

fot. Filip Radwański/lovekrakow.pl