Bronisław Komorowski w Krakowie o siłach zbrojnych Polski. „Nie ma co wciskać kitu, że jesteśmy bezpieczni”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Jestem pełen niepokoju – mówił podczas poświęconego obronności Polski kongresu Bronisław Komorowski. I pytał: Jak to jest możliwe, że budujemy siły zbrojne za gigantyczne pieniądze bez żadnego planu? Jak to możliwe, że wydajemy miliardy dolarów nie wiadomo dlaczego?

W krakowskim EXPO trwa I Ogólnopolski Kongres „System Obrony Rzeczypospolitej. Bezpieczna Polska i Obywatele” organizowany przez Federację Regionalnych Związków Gmin i Powiatów RP oraz Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski. Z tej okazji do Krakowa zjechali przedstawiciele rządu, wojska, a także liczni byli i obecni politycy, m.in. były prezydent RP i minister obrony narodowej Bronisław Komorowski.

Wspomnienia z przeszłości

W swoim wystąpieniu były prezydent porównywał sytuację zbrojeniową kraju obecnie i przed laty, zwłaszcza w kontekście podejmowanych inicjatyw i wydatków na obronność. – Myślę, że w jakiejś mierze, na początku tej polskiej drogi przez niepodległość, pewne działania były oczywistością. Pewne procesy zachodziły, nawet jeśli nie były głęboko zaplanowane, wychodząc z pewnej logiki sytuacji, w której się znalazła Polska jako kraj, który zerwał uzależnienia pojałtańskie, który szedł w kierunku świata zachodniego i szukał swojego bezpieczeństwa – opowiadał Komorowski.

I wspominał jedne z najtrudniejszych działań, jakie trzeba było podejmować po 1989 r. w kontekście polskich sił zbrojnych, choćby „silne pretensje do rozliczania armii m.in. za stan wojenny”, które było widać w obozie solidarnościowym. – Nie mieliśmy żadnej innej armii, mieliśmy jedną jedyną armię polską, z całym obciążeniem nieodległej historii i uwikłań w system układu warszawskiego. Musieliśmy to podźwignąć, przeprowadzić armię polską do Polski niepodległej, demokratycznej, zorientowanej ku zachodowi. To jednak się udało – podkreślał były prezydent.

Jak mówił, udało się także przeprowadzenie polskiej armii przez „okres pełnego bankructwa”, które miało skutkować „nieprawdopodobnie skromnym budżetem obronnym i niesłychanie rozbudowanymi strukturami 400-tysięcznej armii polskiej”. – To się z wielkim bólem, szczególnie wojskowych, też udało. Armia polska została zmniejszona, w sposób istotny pozbyliśmy się ogromnej ilości zbędnych struktur, które były nieprzydatne w nowych realiach, zdając sobie jednak sprawę, że było to miejsce pracy wielu ludzi – opowiadał Komorowski.

Wspominał przy tym wejście Polski do NATO, które jak podkreślał, nie było łatwe.

– Tak naprawdę nikt tam na nas nie czekał, nikt tam nas nie zapraszał. Ale wdarliśmy się do NATO, mimo że świat zachodni nie był przygotowany i nie był wcale taki chętny do wzięcia ryzyka odpowiedzialności za Polskę, która świeżo wyrwała się do wolności.  Nie czarujmy się, warto o tym pamiętać – zaznaczał były szef MON.

Obiecywać łatwo

Komorowski przeszedł następnie do kwestii wydatków na zbrojenia, które też wiązały się pozyskaniem członkostwa w NATO. Wspominał przy tym, jak różni prezydenci, premierzy i ministrowie obiecywali, że przyjmują jako Polska takie, a nie inne zobowiązania, że dokonają takich, a nie innych zakupów, ale polska armia nie wyszła wtedy jeszcze z bankructwa. – Łatwo jest obiecywać, przekonywać opinię publiczną do tego, że sprawy idą cudownie, trudniej obietnice zrealizować, zwłaszcza bez pieniędzy – mówił były prezydent. I tłumaczył, że dlatego właśnie tak ważna była reforma zwiększająca wydatki na obronność do 2 procent PKB, wprowadzona za czasów kiedy był ministrem.

– To była rewolucja, nie tylko w skali polskiej. Bo przecież państwo polskie, jeszcze biedne, jeszcze absolutnie na dorobku, jeszcze bez pieniędzy i obciążone różnymi resztówkami socjalizmu zgodziło się na te 2 procent, które w wymiarze bezwzględnym będzie z biegiem lat rosło. Bo byliśmy optymistami jeśli chodzi o rozwój gospodarczy, i tak też się stało. Produkt krajowy brutto rośnie w Polsce cały czas, wbrew tym bzdurom, które mówiono o Polsce w ruinie – mówił Komorowski.

I kontynuował, opowiadając, że kiedy w resorcie było mało pieniędzy, każdą złotówkę przed jej wydaniem oglądało się cztery razy.

– A były to wówczas wydatki na sprawy absolutnie priorytetowe i niecierpiące zwłoki – podkreślał. – Potem jednak, kiedy budżet rósł coraz bardziej, według mnie rosła niestety też pokusa łatwego podejmowania decyzji o kolejnych wydatkach. Jak już jest dużo pieniędzy, to się tej złotówki już 4 razy nie ogląda, tylko 4 razy szybciej i 4 razy chętniej podejmuje decyzje o jej wydaniu. Dlatego chciałem przestrzec przed jedną rzeczą. Dzisiejszy wysiłek państwa polskiego, te ponad 4 proc. PKB na obronność, to jest nieprawdopodobny wysiłek narodu polskiego i państwa. Nieprawdopodobny wysiłek, którego zmarnowanie będzie zasługiwało na przeklęcie w historii Polski.

„Jestem pełen niepokoju”

Zdaniem Komorowskiego obecnie jest jedyna okazja, by mądrze i skutecznie wydać te pieniądze. – I z tego punktu widzenia chcę powiedzieć państwu, że jestem pełen niepokoju- nie ukrywał.

Jak tłumaczył, jego niepokój wynika m.in. z tego, że ani państwu polskiemu, ani polskim siłom zbrojnym nie służy przeciąganie polityczne, a tego mieliśmy być świadkami w ostatnich latach. Jak opowiadał, to między kwestia obrony przeciwko atakom z powietrza i odpowiedniego systemu przeciwlotniczego. – On miał być budowany wcześniej, wszystko było zatwierdzone. Rakiety Patriot miały być 8 lat temu. Dlaczego ich nie ma? Otóż dlatego, że zawiały inaczej wiatry polityczne. Skasowano coś, co było pomysłem poprzedników i do dzisiaj Polska nie ma skutecznej obrony przeciwlotniczej, przeciwrakietowej na tych wyższych poziomach. Nie ma, po prostu nie ma. I nie ma co wciskać ludziom kitu, że jesteśmy bezpieczni.

Komorowski przywoływał też wypowiedzi generała Skrzypczaka, który mówił, że polska armia nie osiągnie gotowości jeszcze przez parę lat. – Panie generale, ja myślę, że czasem trzeba powiedzieć, że Polska osiągnie tę gotowość nie za 2-3 lata, ale najwcześniej za 7 – mówił były prezydent.

I rozpoczął serię pytań odnoszących się do ostatnich lat: - Jak może być tak, że budujemy siły zbrojne za gigantyczne pieniądze, bez planu, bez dokumentów strategicznych wyznaczających kierunki rozwoju polskich sił zbrojnych? Jak to jest możliwe, że przez parę lat bez tego planu kupowaliśmy sprzęt i zawieraliśmy umowy na miliardy złotych czy dolarów? Jak to jest możliwe? Jak to jest możliwe, że zawieramy umowy na gigantyczne ilości sprzętu nie wiadomo dlaczego? Jak to jest możliwe, że kupujemy sprzęt nie patrząc na jego ceny, nie patrząc nawet na terminy dostaw? Jak to jest, że kupujemy bez amunicji, bez rakiet, bez części zamiennych, bez rozstrzygnięcia gdzie będą szkolenia, gdzie będą remontowane na wypadek wojny czołgi i samoloty? Do dzisiejszego dnia nie ma planu, według którego powinny się siły polskie rozwijać, nie ma strategii. A miliardy były wydawane i tych miliardów więcej nie będzie.

Jak mówił Komorowski, jeśli obecnie dostępnych pieniędzy nie uda się wydać w sposób rozsądny, Polacy odmówią dalszych wyrzeczeń na rzecz kolejnych inwestycji w obronność. Dlatego jego zdaniem kolejne wydatki powinny być oparte o strategię, w oparciu o możliwości finansowe, kadrowe, czy demograficzne.

– Opierając się na opinii ludzi znających się na rzeczy, a nie tylko na niuansach gry partyjno-politycznej – mówił Komorowski.