„Cud boski, że żyjemy!”, „Trzeba zacząć wyburzać”

Na mównicy radna Anna Prokop-Staszecka fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Smogu nie powodują wyłącznie piece i ruch samochodowy. Jak się okazało, lata zaniedbań, złe prawo krajowe, a co za tym idzie - chaos przestrzenny i brak reakcji innych na zagrożenie, jest powodem sytuacji, z jaką mierzy się Kraków od ponad trzech dekad. – Cud boski, że żyjemy – mówi Anna Prokop-Staszecka, przewodnicząca komisji ekologii i ochrony powietrza rady miasta.

Miasto się stara, ale…

Jak wynika z ankiet urzędu miasta, 94% pytanych zdaje sobie sprawę ze szkodliwości palenia w piecach śmieciami, 78% wie o Programie Ograniczenia Niskiej Emisji, czyli dopłatach do wymiany pieców. Nie przekłada się to jednak na większą liczbę wniosków na wymianę palenisk oraz zainteresowanie dopłatami do rachunków.  Obecnie wpłynęło 2600 wniosków na kwotę ponad 52 mln złotych, z czego na razie miasto wydało 16 mln złotych. Po dopłaty do rachunków zgłosiło się jedynie 100 osób. Dlaczego? Urzędnicy rozkładają bezradnie ręce.

Miasto zapowiada jednak, że podwoi swoje wysiłki. – Z naszych doświadczeń wynika, że sporą barierą przy wymianie palenisk są koszty eksploatacji. Chcemy zbudować model dofinansowania do źródła energii, aby nie wzrastały koszty. Mowa tu o pompach cieplnych – stwierdza Ewa Olszowska-Dej, dyrektor wydziału kształtowania środowiska. Planowane jest również edukowanie krakowian za pomocą organizacji pozarządowych i zwiększona promocja programu dopłat.

Ważną kwestią jest również sprzątanie ulic. Jak zapowiada Olszowska-Dej, miasto ma przeznaczyć nawet 13 mln złotych więcej na utrzymanie miasta. 10 mln złotych już poszło na nowoczesne zamiatarki.

Prof. Mazur krytyczny

– Cieszę się, że materializują się wnioski rady programowej ds. powietrza. Choćby kontrole spalin – stwierdził prof. Marian Mazur. Naukowiec jednak narzeka na brak monitoringu emisji, a dane są „historyczne”.  – Nawet Program ochrony Powietrza dla Małopolski jest realizowany za pomocą wskaźników, a nie pomiarów. Nie można bazować na wskaźnikach z 10 lat – uważa profesor AGH.

Jak zauważył naukowiec, w Krakowie brakuje kilku elementów, które pozwoliłyby zbadać i zacząć eliminować smog. Po pierwsze, nie można się skupiać tylko i wyłącznie na emisji z palenisk. Przemysł krakowski musi mieć odpowiednie filtry. – Bo na jednej ręce można policzyć, ile instalacji ma odpowiednie  filtry – dodaje profesor. Dochodzą do tego jeszcze kontrole, które zdaniem profesora, obecnie są zbyt powierzchowne. – Kiedyś to był kilkudniowy paraliż firmy.

Inspektor Ciećko zabrania „rozkurzać”

Zarzuty dotyczyły również emisji wtórnej z ulic Krakowa. Odpowiedzialni są za to pracownicy firm, którzy dmuchawami „oczyszczają” np. Planty. Od dłuższego czasu na ten problem zwraca uwagę radny PiS, Krzysztof Durek.

Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska, Paweł Ciećko deklaruje, że osobiście ściga firmy, które praktykują tego typu sprzątanie. – Mam też zapewnienie prezesa MPO, Henryka Kultysa, że żadna z firm nie ma pozwolenia na „rozkurzanie” – mówi Ciećko.

Inspektor pozwolił sobie także pochwalić władza miasta oraz województwa (w tym siebie), że „nikt nie robi tyle na rzecz poprawy powietrza, co Kraków”. – Pieniądze nie są wywalane w błoto i żadne samorządy nie inwestują tyle w powietrze. Nasze mierniki mówią, że z roku na rok jest coraz lepiej – zapewnia Paweł Ciećko. – Może też już dość atakowania nas. Może niech się wezmą za Warszawę, Wrocław i Śląsk. Tam się nic nie dzieje – dodał, odwołując się do słów dra hab. Janusz Mikuła prof. Politechniki Krakowskiej, który przypomniał, że wiatry nawiewają nad nasze miasto z innych rejonów.

Trzeba burzyć!

– Nie jesteśmy wyspą. W 59 strefach powietrznych mamy przekroczenia w normach powietrza. Na 10 zanieczyszczonych miast w Europie, 6 najbardziej zanieczyszczonych jest w Polsce, dodatkowo bardzo blisko od nas – twierdzi dr Mikuła.

Pracownik Politechniki Krakowskiej uważa również, że smog to problem systemowy, a nie tylko krakowski. W Rybniku w 2013 roku stężenie pyłu zawieszonego sięgnęło ponad 700 mikrogramów na metr sześcienny. Norma to 50.

Dr. hab. Janusz Mikuła ostro dał do zrozumienia, że działania podejmowane przez samorząd nic nie dadzą, jeśli wciąż będzie utrzymywana polityka nieładu przestrzennego, który bezpośrednio przekłada się na rozprzestrzenianie się zanieczyszczeń.  – Mamy zniszczone kanały przewietrzające, odcinamy aglomeracje wokół terenów niezabudowanych i tworzymy na obrzeżach bariery, które uniemożliwiają przewietrzanie miasta – przekonuje dr hab. Mikuła.

Ale to nie jedyne zastrzeżenia. Jest ich znacznie więcej:

  • W 2004 roku zdemontowano system planowania przestrzennego,
  • Brakuje regulacji, które nakładałyby posiadanie planów miejscowych dla gmin i miasta,
  • Jeśli już plany są, następuje ich fragmentaryzacja i dochodzi do tego, że 3-4 ulicę są objęte planami, a reszta nie,
  • Studium zagospodarowania przestrzennego jest bezradne wobec warunków zabudowy.

Rozwiązania są niestety radykalne. – W Polsce musimy powyburzać, żeby przywrócić ład przestrzenny. Bez tego nie da się zbudować przewietrzania. Jeżeli tego nie zrobimy, będziemy obciążać kosztami przemysł i obywateli. O to nam chodzi? To bez sensu. Ile jeszcze pieniędzy wydam? Ja się cieszę, że je mam na badania, ale może już wystarczy? Lepiej reformować system zarządzania i wdrażać faktycznie skuteczne mechanizmy zarządzania i prewencji – apeluje dr hab. Mikuła. Kto go posłucha?